Mietstreik in Warschau Aktivierung und Organisation im Kontext sozialer Atomisierung
Der Mietstreik in Warschau läuft seit dem 1. Oktober. Obwohl die Gründe dafür bis zu einer Viertelmillion Menschen in der Hauptstadt Polens betreffen, ist die Anzahl der sich beteiligenden MieterInnen bislang nicht signifikant. Das Fehlen einer diesbezüglichen Tradition und die Atomisierung der Gesellschaft sind hierfür ausschlaggebend â typische Phänomene in den ehemaligen Staaten des sowjetischen Blocks. Auäerdem gibt es nur eine geringe Anzahl an Basisbewegungen in Polen und die Linke schätzt radikale Aktionen jenseits reformistischen und parteipolitischen Engagements nur äußerst gering.[1]
Mietstreik in Warschau Aktivierung und Organisation im Kontext sozialer Atomisierung – czytaj dalej …
Skomentuj Mietstreik in Warschau Aktivierung und Organisation im Kontext sozialer Atomisierung
Myszków: sprzedani mieszkańcy na bruk
50 rodzin sprzedanych wraz mieszkaniami przez Spółdzielnię Mieszkaniową Mystal w Myszkowie może trafić na bruk. Lokatorzy usłyszeli od nowego właściciela ultimatum – albo zgoda na dwu-, trzykrotną podwyżkę czynszów, albo eksmisja.
Dwie rodziny, do których dotarł Dziennik Zachodni, nie podpisały takich umów. Mają już pisma z żądaniem wyprowadzenia się z mieszkań do końca lutego.
– Nowy właściciel przyjechał, ale nie przedstawił żadnego dokumentu, że nasze mieszkanie należy do niego – mówi Sławomir Męcik, zajmujący dwa pokoje wraz z żoną i dwuletnią córką. – Z samochodu wyskoczył wysportowany chłopak, wulgarnie zażądał podpisania umowy.
Męcik nie zgodził się na nowe warunki najmu, bo musiałby płacić 500 złotych samego czynszu. Usłyszał, że zostanie wyrzucony w pierwszej kolejności.
Jak do tego doszło? Pod koniec grudnia ub.r. Cezary Buczek kupił od Spółdzielni Mieszkaniowej Mystal 50 lokali wraz z lokatorami. Na początku stycznia drastycznie podwyższył czynsze. To jego metoda. Buczek kupił wcześniej w Myszkowie 11 zadłużonych lokali od syndyka Myfany i wyrzucił z nich lokatorów, nie mając prawomocnych wyroków eksmisyjnych. Do prokuratury wpłynęło jedno zawiadomienie, ale zostało wycofane.
Miasto chce pomóc sprzedanym lokatorom. Specjalnie dla zagrożonych eksmisją w UM otwarty został punkt bezpłatnych porad prawnych. Czy władze nie mogły zareagować wcześniej? – Mieliśmy wątpliwości prawne czy miasto może kupić lokale z lokatorami. Do tego nie było pieniędzy w budżecie, więc nie wystartowaliśmy w przetargu – wyjaśnia burmistrz Włodzimierz Żak.
Aldona Męcik i jej syn Sławomir złożyli w piątek w myszkowskiej prokuraturze doniesienie o zamiarze popełnienia przestępstwa przez Cezarego Buczka. – Jeżeli ktoś przeprowadza eksmisję bez prawomocnego wyroku, na wniosek pokrzywdzonego prowadzone będzie postępowanie – wyjaśnia prokurator Zbigniew Wytrych.
Dziennikarze Dziennika Zachodniego zadzwonili do Cezarego Buczka, jak usłyszał, z kim rozmawia, rozłączył się.
W Zabrzu z problemem mieszkań zakładowych huty Zabrze sprzedanych prywatnemu właścicielowi zmagają się od 13 lat. Trzy lata temu 950 lokali udało się przejąć ZBM i TBS-owi. Aby je odkupić, miejska spółka musiała zaciągnąć kredyt – 21 mln zł. Trwają rozmowy o przyszłości 300 mieszkań.
W Mysłowicach 5 lat temu Cezary Buczek nabył kilkadziesiąt mieszkań za kilkaset tysięcy złotych. Narzucił wysokie czynsze i straszył eksmisjami. Jak mówi rzecznik UM Wojciech Król, Buczek próbował sprzedać mieszkania miastu za ok. 4 mln zł.
W Sosnowcu przy ulicy Tuwima nowy właściciel kamienicy sprzedanej wraz z lokatorami przez SM Sokolnia doprowadził do tego, że sprawą zajęła się prokuratura. Część mieszkańców znalazła nowe mieszkania. Reszta mieszka w kamienicy pomimo, że nowy właściciel zamurował im okna. Prokuratura zarzuciła właścicielowi oraz jego pełnomocnikowi poważne naruszenie prawa. Proces ma ruszyć w najbliższych miesiącach.
3 Komentarzy na temat Myszków: sprzedani mieszkańcy na bruk
Saga o zakłamanych urzędnikach i lokatorach pozbawionych gazu
Komitet Obrony Lokatorów zajmował się sprawą bloków przy ul. 29 listopada w Warszawie od grudnia 2009 r. Przypomnijmy, że chodziło o odcięcie od gazu trzech bloków z lokalami socjalnymi i komunalnymi. Administracja Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami dzielnicy Śródmieście od początku dążyła do wyłączenia dopływu gazu do budynków i nie próbowała nawet naprawiać instalacji gazowej. Wszystko oczywiście „dla dobra mieszkańców”.
Instalacja
Działacze Komitetu Obrony Lokatorów, mając w pamięci wiele przypadków, gdy właściciele nieruchomości celowo odłączali gaz od budynków, by szybciej pozbyć się lokatorów, od początku podchodzili z nieufnością do działań urzędników. Dlatego, w dniu w którym miała odbyć się inspekcja firmy gazowniczej na zlecenie ZGNu, Komitet bardzo dokładnie monitorował prace gazowników – podejrzewając, że firma gazownicza zostanie wykorzystana do wydania niekorzystnego raportu o stanie instalacji gazowej. Dzięki obecności kamery Komitetu Obrony Lokatorów, kontrola gazu została wykonana bardzo dokładnie, pomniejsze usterki zostały natychmiast usunięte, a inspektor z Administracji obiecała niezwłocznie wydać zlecenie na usunięcie pozostałych usterek. Protokół oceny instalacji gazowej, sporządzony w wyniku kontroli stwierdzał: „Instalację gazową dopuszcza się warunkowo do dalszej eksploatacji z uwagami: usunąć nieszczelności i nieprawidłowości instalacji lokalowej”.
Protokół kominiarski z kontroli dokonanej tego samego dnia stwierdzał: „W wyniku kontroli stwierdza się: [wymienionych 5 lokali] brak prawidłowej drożności. Na przewodach należy zainstalować nasady wiatrochronne a wyloty boczne zabezpieczyć siatkami. Ciąg oraz drożność pozostałych przewodów w czasie kontroli dobra. W lokalach: [wymienione 27 lokale], po udrożnieniu uszczelnieniu przewodów kominowych i wykonaniu wentylacji nawiewnej będzie można zainstalować kuchnie gazowe”.
Pracownicy firmy gazowniczej stwierdzili jasno (co zostało nagrane na filmie), że nie ma podstaw do odcięcia gazu do całego budynku i że usterki, które zostały znalezione, da się usunąć w ciągu kilku dni. Mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że gdyby nie obecność kamery, urzędnicy znaleźliby już wtedy sposób, by uzasadnić całkowite odcięcie gazu od budynków.
Urzędnicy nie dali za wygraną. Za wszelką cenę chcieli przeforsować swoją z góry założoną tezę, nawet jeśli fakty przemawiały za tym, że należy pozostawić dopływ gazu w budynkach. W dniu 31 grudnia, wiceburmistrz dzielnicy Warszawa Śródmieście, Jerzy Majewski, w wywiadzie dla TVN Warszawa szermował demagogicznymi argumentami, całkowicie ignorując wyniki inspekcji. Powiedział wtedy:
– To jest tykająca bomba. Nie możemy dłużej tolerować tej prowizorki – powiedział. Dodatkowo stwierdził: „Naszym celem jest dbanie o bezpieczeństwo mieszkańców tamtych trzech budynków”.
Pan Jerzy Majewski wielokrotnie w wywiadzie stwierdzał nieprawdę. Mówił na przykład: „w tych trzech budynkach, żadna z norm nie jest spełniona”, „przeprowadzone w grudniu ekspertyzy kominiarskie i ekspertyzy gazowe potwierdzają jednoznacznie: kominiarskie: brak wentylacji, wadliwe wentylacje, doprowadzenie tam gazu, to co zostało zrobione w świetle dzisiejszych przepisów jest niedopuszczalne”. Dalej, wiceburmistrz podał nieprawdziwe dane o wymaganej kubaturze pomieszczeń, wykazując się nieznajomością Rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (kubatura pomieszczeń, w których instaluje się urządzenia gazowe, nie powinna być mniejsza niż 8 m3 – co było spełnione w lokalach mieszkalnych przy ul. 29 Listopada 10, 12 i 14).
Wiceburmistrz świadomie próbował wprowadzić lokatorów w błąd, licząc że uda się ich usunąć bez większych oporów z atrakcyjnie usytuowanych budynków, które stanowią łakomy kąsek dla inwestorów ze względu na swoją lokalizację (okolica Łazienek).
Zobacz artykuł: Jerzy Majewski mija się z prawdą na wizji
Okupacja
W dniu 19 stycznia, lokatorzy budynków przy 29 listopada – zdesperowani arogancją władz – postanowili dokonać okupacji budynku Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami, w proteście przeciw nieuzasadnionemu odcinaniu gazu z budynków.
Hałas medialny wokół okupacji i uciążliwość tej formy akcji bezpośredniej spowodowały, że urzędnicy zgodzili się negocjować. W dniu 26 stycznia 2010 r. doszło do spotkania lokatorów z Radnymi m. st. Warszawy oraz urzędnikami Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami.
Wiceburmistrz Jerzy Majewski złożył wiele obietnic, z których większość okazała się później bez pokrycia. Radni Dzielnicy Śródmieście obiecali wystąpić do Instytutu Techniki Budowlanej z prośbą o niezależną ekspertyzę instalacji gazowej w budynkach. Kilka dni później, podczas spotkania umówionego z wiceburmistrzem, pod nieobecność lokatorów, którzy przybyli na spotkanie na ul. Senatorską, gaz w budynkach przy ul. 29 listopada został wyłączony. Samo spotkanie z wiceburmistrzem, też było rozczarowujące.
Na spotkaniu wyszło na jaw, że miasto nie ma żadnej propozycji dla mieszkańców lokali socjalnych, nawet tych, którzy regularnie płacą czynsz. Wyszło też na jaw, że władze nie mają żadnych pomysłów dotyczących dopłat za użytkowanie prądu (lokatorzy już wtedy wiedzieli, że ich opłaty za energię elektryczną wzrosną wielokrotnie w związku z odłączeniem gazu i koniecznością używania kuchenek elektrycznych). Wiceburmistrz odesłał lokatorów do Pomocy Społecznej, doskonale zdając sobie sprawę, że ta nie ma na ten cel pieniędzy. Komitet Obrony Lokatorów sfilmował obietnice radnych i przebieg rozmów z wiceburmistrzem. Radni okazali się bezradni i odsyłali do burmistrza, a burmistrz też był bezradny i odsyłał do Rady Warszawy.
Fortyfikacja
Gniew lokatorów trwał nadal, a urzędnicy Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami – bojąc się kolejnej okupacji, zainstalowali bramki w wejściu do budynku (ZGN wydał 33 tys. zł na bramki. Tymczasem koszt modernizacji instalacji gazowej w jednym z budynków przy ul. 29 Listopada to 40 tys. zł.), oraz obsługiwali interesantów przez lufcik, bojąc się nawet otworzyć drzwi.
Nie był to koniec matactw władz dzielnicy i pani Małgorzaty Mazur z Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami przy ul. Szwoleżerów. Ustalenia przyjęte w wyniku styczniowych negocjacji wskazywały na Instytut Techniki Budowlanej jako na niezależną organizację, która podejmie się oceny, czy rzeczywiście należało odcinać gaz w budynkach. Jednak władze dzielnicy postanowiły odwołać się zamiast tego do Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. Ta zmiana była istotna o tyle, że wiceburmistrz Dzielnicy Śródmieście Jerzy Majewski pełnił funkcje w Zarządzie Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. W tej sytuacji, zastąpienie bezstronnej instytucji, jaką jest Instytut Techniki Budowlanej, organizacją we władzach której zasiadała osoba będąca stroną w sporze wokół budynków przy ul. 29 Listopada, wzbudziło stanowczy protest lokatorów. Na kolejnej sesji Rady Dzielnicy Śródmieście, lokatorzy wymusili wysłanie zapytania do Instytutu Techniki Budowlanej, tak jak pierwotnie planowano i tak jak wynikało z porozumień z lokatorami. Instytut Techniki Budowlanej skierował sprawę w lutym 2010 r. do Instytutu Nafty i Gazu z Krakowa, jako do jednostki o właściwym zakresie działalności.
Falandyzacja
Niezależne ekspertyzy zamówione przez ZGN nie tylko nie zostały udostępnione mieszkańcom, ale Zakład Gospodarowania Nieruchomościami próbował zmusić niezależne instytucje do wydania korzystnego dla siebie orzeczenia. Posunięto się nawet do tego, że odmówiono zapłaty za niezgodną z oczekiwaniami ekspertyzę Instytutu Nafty i Gazu z Krakowa, która wykazywała ponad wszelką wątpliwość, że gaz w budynkach przy ul. 29 listopada nigdy nie powinien być odłączony.
Jak napisał Instytut Nafty i Gazu z Krakowa:
„ZGN, niezadowolony z naszych opinii, odmówił zapłaty za wykonane opinie i zaczął zgłaszać zastrzeżenia formalne kwestionujące prawo Instytutu do wydawania opinii i zastrzeżenia techniczne, a w tym demonstrując zadziwiający brak znajomości zasad gazyfikacji i przepisów. (…)
Wydane opinie opisują rzeczywisty stan gazyfikacji budynku i inne być nie mogą. W wyniku wykonanych badań i analizy dokumentów w opiniach zostały wykazane liczne zaniedbania w utrzymaniu stanu budynków związane z samą instalacją gazową i ogólnie z warunkami użytkowania gazu w zgazyfikowanych budynkach oraz nieprawidłowości w działaniach ZGN w zakresie gazyfikacji, a w tym nieuzasadnione odcięcie dopływu gazu do budynków i pozbawienie lokatorów możliwości użytkowania gazu.
Dyrekcja ZGN, niezadowolona z treści opinii, usiłuje nie uznawać jej. Ostatnio nie było już uwag co do jasności technicznej opinii, więc pozostało tylko podważanie możliwości wydawania przez Instytut opinii w sprawach gazyfikacji obiektów.”
Pauperyzacja
Lokatorzy nadal nie zobaczyli pełnej treści raportu wykonanego przez Instytut. Raport nadal jest ukrywany przez urzędników niezadowolonych z jego zawartości.
Tak więc trwająca już ponad rok saga o zakłamanych i pozbawionych wstydu urzędnikach trwa nadal, a lokatorzy wegetują w pozbawionych gazu lokalach, przytłoczeni ogromnymi rachunkami za prąd, borykając się z ciągłymi awariami przestarzałej instalacji elektrycznej.
Dokumentacja
Poniżej, dokumenty wysłane przez Instytut Nafty i Gazu z Krakowa. W piśmie z dnia 8 grudnia zawarta jest informacja o zgodzie Instytutu na publikację wszystkich informacji zawartych w ekspertyzie. Rzekome “poszanowanie praw autorskich” było podnoszone przez Zakład Gospodarowania Nieruchomościami, jako powód nie udostępniania ekspertyzy opinii publicznej. Jak widać, nie była to prawdziwa przyczyna.
Kolejne dwa pisma, to korespondencja Instytutu Nafty i Gazu z Zakładem Gospodarowania Nieruchomościami i Burmistrza Dzielnicy Śródmieście Wojciechem Bartelskim dotycząca prób wpływania urzędników miejskich na niezależną ekspertyzę Instytutu, m.in. przez groźbę nie zapłacenia za wykonaną pracę, oraz przez podważanie kompetencji tej instytucji.
1 komentarz na temat Saga o zakłamanych urzędnikach i lokatorach pozbawionych gazu
Komornicy zabierają mieszkania za nieduże długi
Coraz częściej wspólnoty mieszkaniowe pozbawiają właścicieli mieszkań, nawet jeśli ich zaległości czynszowe są niewielkie.
Mieszkanka Zdzieszowic zalegała z opłatami za mieszkanie. Jej dług wynosił 2621 zł. Wspólnota mieszkaniowa wystąpiła przeciwko niej do sądu o nakaz zapłaty, a gdy go otrzymała i uprawomocnił się, wystąpiła do komornika i wskazała mieszkanie jako przedmiot egzekucji. W efekcie doszło do sprzedaży lokalu w drodze licytacji.
– To niestety niejedyny tego rodzaju przypadek – mówi prawnik Jacek Szostek. Bardzo często wspólnoty za niewielkie długi wskazują jako przedmiot egzekucji lokal, choć nierzadko dłużnicy mają inny jeszcze majątek, np. samochód.
Według Jacka Szostka wspólnoty, które decydują się w ten sposób ściągnąć swoją należność, zdecydowanie idą na skróty. Potwierdza to wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 20 października 2006 r. (sygn. VI ACa 353/2006). SA uznał, że sankcję w postaci przymusowej sprzedaży lokalu powinno się stosować w ostateczności, gdy perswazje i łagodniejsze środki prawne nie odnoszą skutku.
Mec. Rafał Dębowski przypomina, że jeżeli dochodzi do wydania nakazu zapłaty, można się odwołać, a wtedy postępowanie nie jest prowadzone w trybie uproszczonym. Poza tym – wyjaśnia – zanim komornik rozpocznie egzekucję, wzywa do zapłaty. Jest wtedy szansa na uregulowanie długu.
Nie wolno też zapominać, że egzekucja musi być jak najmniej dolegliwa dla dłużnika. Dlatego jeżeli komornik rozpocznie egzekucję z mieszkania, a dłużnik ma np. pieniądze na koncie czy samochód, zawsze może złożyć skargę na komornika.
Często jednak ci ludzie nie mają żadnego innego majątku. – To prawda – przyznaje Szostek. – Tylko niech egzekucja będzie prowadzona w trybie art. 16 ustawy o własności lokali. Wtedy sąd bada, jak długo właściciel zalega z zapłatą, i po tym ewentualnie wydaje zgodę na licytację.
Źródło: Rzeczpospolita
3 Komentarzy na temat Komornicy zabierają mieszkania za nieduże długi