Mafia “odzyskiwaczy” ostrzy sobie zęby na “Prażankę”
Znany warszawski kamienicznik Marek Mossakowski, który dorobił się już nawet sztuki teatralnej na swój temat, stara się przejąć kolejną kamienicę na warszawskiej Pradze. Jest to budynek położony przy ul. Kłopotowskiego 38, zwany potocznie „Prażanką”, od nazwy sklepu który kiedyś zajmował cały parter. Rzecz jasna, Mossakowski nie ma nic wspólnego z dawnymi właścicielami.
Pomiędzy Polską a rządami 12 innych państw w latach 1948-1971 podpisano tzw. „umowy indemnizacyjne” (czyli odszkodowawcze), które stanowiły pełne zadośćuczynienie za przejęte przez władze nieruchomości. Wobec nieruchomości objętych umowami nie mogą być zgodnie z prawem prowadzone żadne postępowania o zwrot, gdyż prowadziłoby to do podwójnego zaspokojenia spadkobierców.
Jak wynika z dokumentów Ministerstwa Finansów będących w posiadaniu Komitetu Obrony Lokatorów, spadkobiercy kamienicy przy ul. Kłopotowskiego 38, jako obywatele USA, zostali objęci umową indemnizacyjną. Mimo to, Urząd miasta stołecznego Warszawy twierdzi, iż „nie posiada dokumentacji potwierdzającej objęcie nieruchomości układami indemnizacyjnymi”. W ten sposób, mafia „odzyskiwaczy” próbuje przejąć kolejną kamienicę, z pełnym przyzwoleniem władz.
9 Komentarzy na temat Mafia "odzyskiwaczy" ostrzy sobie zęby na "Prażankę"
Otwarte zebranie przeciw likwidacji szkół i innym cięciom budżetowym
W dniu 18 lutego, mieszkańcy dzielnicy Praga-Północ i Praga-Południe, oraz inni zainteresowani działacze społeczni spotkali się, by przedyskutować pomysły na mobilizację społeczną w kwestii likwidacji szkół. Rząd planuje zlikwidować około 800 szkół w całej Polsce. W Warszawie najpierw ogłoszono plany likwidacji 18 szkół, ale ponieważ te kroki spotkały się z tak małym oporem, władze rozszerzają plany i w sumie likwidacji może ulec około 30-40 szkół. Uczestnicy dyskusji zastanawiali się, co można zrobić, by przeciwdziałać antyspołecznym krokom podejmowanym przez władze.
Obecni na sali rodzice i dziadkowie wyrazili obawy dotyczące przyszłej dostępności edukacji publicznej i jej jakości. Mówiono o konieczności dalszego przemieszczania się do szkół (co jest zwłaszcza problemem na terenach wiejskich). Zastanawiano się też, co stanie się z nieruchomościami należącymi do zamykanych szkół, gdyż powszechną praktyką jest sprzedawanie państwowych aktywów za ułamek ich wartości (przytoczono na to wiele przykładów). Rodzice również narzekali, że nie buduje się dość nowych szkół publicznych, a nie wszystkich stać na prywatną edukację dla swoich dzieci. Zebrani byli zgodni co do tego, że społeczeństwo coraz bardziej jest podzielone na klasy posiadających i nieposiadających i że polityka państwa dotycząca szkół publicznych jedynie zwiększy jaskrawość tych podziałów.
Mówiono też o sytuacji nauczycieli, którzy sami znajdują się w coraz trudniejszej sytuacji. Na przykład, część ich wynagrodzenia jest teraz wypłacana w postaci premii uznaniowej której wartość została znacznie obniżona, co oznacza że nauczyciele mogą tracić nawet ok. 5 tys. zł brutto rocznie.
Brak jasnych kryteriów powoduje, że wprowadzony „system motywacyjny” w rzeczywistości oznacza obniżkę pensji pracowników sektora publicznego. Nauczyciele zastanawiają się jakie będą efekty likwidacji szkół, których konsekwencją może być łączenie klas i brak zatrudnienia dla nauczycieli. Nauczyciele nie mają żadnych gwarancji zatrudnienia i jeśli otrzymają ofertę zatrudnienia w odległej szkole i jej nie przyjmą mogą stracić pracę i prawo do odprawy.
Obecni wyrazili zniecierpliwienie, że społeczeństwo zbyt wolno reaguje na tego typu problemy, choć nie da się powiedzieć, że tak jest w każdym przypadku. Wymieniono choćby przypadek Liceum im. Chrobrego na Pradze-Północ, gdzie skuteczna interwencja rodziców i działaczy społecznych doprowadziła do tego, że liceum nie jest na razie likwidowane, mimo że było na liście przeznaczonych do likwidacji. Rozmawiano o sposobach dotarcia do szerszych grup społecznych, tak w Warszawie, jak w innych miastach i stworzenia bardziej znaczącej siły społecznej.
Aktywiści ze Związku Syndykalistów Polski, Komitetu Obrony Lokatorów i Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów podkreślali, że niezbędne jest, by ludzie, którzy padają ofiarą antyspołecznej polityki rządu w różnych dziedzinach, a zwłaszcza cięć socjalnych w sektorze budżetowym, wspierali nawzajem swoją walkę. Zwrócono uwagę, że problemem jest indywidualne podejście do niektórych problemów społecznych. Ludzie mają tendencję do zajmowania się tylko swoimi osobistymi problemami, a nie zajmują się nimi w szerszym kontekście społecznym. Wyrażono nadzieję, że jeśli uda się stworzyć powiązanie pomiędzy różnymi problemami społecznymi, zwiększy to siłę każdego z tych ruchów, które jak dotąd działają oddzielnie. Wspomniano o demonstracji Dnia Gniewu planowanej na 31 marca, gdzie wszyscy będą mieli okazję wyrazić swój protest przeciw antyspołecznej polityce władz.
Sporządzono plan w celu nawiązania dalszych kontaktów z rodzicami, nauczycielami i uczniami uczęszczającymi do zamykanych szkół i prowadzenia razem z nimi protestów na Radzie Miasta. Padły też propozycje publikowania większej ilości informacji, analiz i stanowisk.
Aby uzyskać informacje o nadchodzących wydarzeniach, w tym demonstracji 31 marca, należy kontaktować się z adresem mailowym Komitetu Obrony Lokatorów.
Skomentuj Otwarte zebranie przeciw likwidacji szkół i innym cięciom budżetowym
Idzie wiosna – czas zapłaty
W niewielkim dolnośląskim miasteczku- Pieszycach, doszło w miniony piątek do niefortunnego zdarzenia. Kilku nikczemników śmiało bezczelnie, bo w biały dzień, zaczaić się pod domem lokalnego wodza, by wyczekawszy odpowiedni moment wtargnąć na jego posesję. Nie niepokojeni przez nikogo, weszli wraz z framugą okna do środka włości Pana Burmistrza, skąd wzięli sobie m.in. laptopa, gotówkę oraz biżuterię na łączną sumę przeszło 5 tys. zł., po czym zwinnie i niezauważenie czmychnęli gdzieś w okoliczne lasy.
Zdarzeniu przypisywać można by przypadkowość, wszak każdego mogą okraść. Grabież posesji Pana Burmistrza wyjątkowo jednak zbiega się w czasie z silnymi kontrowersjami, jakie wzbudziły wśród lokalnej społeczności jego ostatnie decyzje, m.in. częściowa likwidacja dwóch lokalnych szkół (w związku z czym zawiązała się silna grupa przeciwników, która m.in. wtargnęła na posiedzenie rady miasta i zakłóciła jej przebieg), przyznanie sobie i innym urzędnikom horrendalnych podwyżek, nadszarpujących i tak wątły już budżet mieściny czy rażące niedotrzymywanie wyborczych obietnic.
Na lokalnym forum internetowym kipi, większość komentarzy mieszkańców miasta wyraża nieskrywane zadowolenie i poparcie kierowane w stronę szabrowników. Wywłaszczony Pan Burmistrz nie chciał się ustosunkować.
2 Komentarzy na temat Idzie wiosna - czas zapłaty
Obywatelu! Władza się z Ciebie śmieje
Dziś, na radzie warszawskiej dzielnicy Wola, licznie zebrali się mieszkańcy Warszawy, wezwani przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów, by wesprzeć lokatorów z budynku przy ul. Dahlberga 5. Lokatorzy komunalni mieszkający od lat w tym budynku zostali pozostawieni przez władze na pastwę mafii odzyskiwaczy nieruchomości.
Na poprzedniej sesji, przewodniczący Rady Dzielnicy Wola, partyjny działacz Dariusz Puścian odmówił Piotrowi Ciszewskiemu z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów zabrania głosu. Dziś, w wyniku ostrego protestu lokatorów, udało się doprowadzić do wystąpienia w sprawie nielegalnych działań Miasta.
Niekompetencja i arogancja władzy była jednak bardzo zauważalna. Zastępca Burmistrza Dzielnicy Wola, Marek Sitarski, nie wiedział co odpowiedzieć, więc jedynie stwierdził, że będzie musiał odpowiedzieć pisemnie w późniejszym terminie. Stało się tak pomimo, iż na poprzedniej sesji Rady WSL przedstawiło pełną dokumentację sprawy, która trafiła do władz.
Przewodniczący Rady, Dariusz Puścian, prowokował lokatorów szydząc pod ich adresem: „jesteście żałośni”. Lokatorzy opuścili budynek ostrzegając ignorantów z Rady, że następne spotkanie nie będzie już tak kulturalne.
3 Komentarzy na temat Obywatelu! Władza się z Ciebie śmieje
Poznań: Tzw. “kontenery socjalne” nie spełniają wymogów pobytu ludzi
W ubiegłym roku zapowiadano, że w styczniu do 10 kontenerów socjalnych ustawionych przy ulicy Średzkiej wprowadzą się pierwsi trudni lokatorzy. Mamy luty, a kontenery wciąż stoją puste. Okazuje się, że nie spełniają wszystkich wymogów prawa budowlanego.
W listopadzie, po miesiącach walki o lokalizację, 10 kontenerów socjalnych trafiło na teren przy ulicy Średzkiej. Zapowiadano wówczas, że pierwsi trudni lokatorzy zamieszkają tu już w styczniu.
– W tej chwili czekamy na pozwolenie na użytkowanie lokali, które musi nam wystawić Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego – tłumaczy Jarosław Pucek, dyrektor Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. – Po kontroli okazało się, że pewne rzeczy trzeba poprawić. Gdy to zrobimy, będziemy musieli ponownie wystąpić do PINB z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie – dodaje.
Jak się okazuje te „pewne rzeczy” to stosunkowo poważna sprawa. – Wniosek o pozwolenie na użytkowanie wycofano ze względu na pewne mankamenty – mówi Paweł Łukaszewski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. – Nasze zastrzeżenia obejmują jedną zasadniczą kwestię. Zgodnie z prawem budowlanym przed wejściem do budynku mieszkalnego powinien być przedsionek albo specjalna kurtyna powietrzna – tłumaczy. – Bez nich następowałoby szybkie wyziębienie pomieszczeń. W kontenerach pewne przedsionki są, ale nie do końca zapewniają izolację.
PINB podkreśla, że inwestor musi teraz spełnić ten warunek. – Nie narzucam sposobu na to, jak spełnić te warunki. To już zależy od inwestora – zapewnia. – My przystąpimy do kontroli kontenerów dopiero wtedy, gdy takie przedsionki lub kurtyny powietrzne się pojawią – kończy.
W tej chwili na liście mężczyzn, którzy mogliby zamieszkać w kontenerach znajduje się 19 nazwisk. Zamieszkanie w kontenerze nie oznacza, że osoba, która tu trafiła spędzi w nim resztę życia. – Oczywiście, jeśli będzie widać poprawę zachowania, tacy mieszkańcy będą mogli liczyć na przeniesienie do tradycyjnego lokalu socjalnego – wyjaśnia Pucek.
Kontenery socjalne od momentu podjęcia przez miasto decyzji o ich zakupie budzą kontrowersje wśród poznaniaków. Wielokrotnie zmieniano lokalizację, w której miałoby powstać osiedle z nich złożone. Problemem byli zawsze okoliczni mieszkańcy, którzy nie chcieli godzić się na sąsiedztwo „trudnych lokatorów”.
O to, by w Poznaniu nie powstało „getto” (bo tak nazywają osiedle anarchiści) walczył też Rozbrat i działacze społeczni. Negatywnie o pomyśle wypowiadali się przedstawiciele Fundacji Barka.
http://epoznan.pl/news-news-30503-Kontenery_bez_lokatorow_nie_spelniaja_wymogow
Skomentuj Poznań: Tzw. "kontenery socjalne" nie spełniają wymogów pobytu ludzi
Partia premiuje nieudolnych burmistrzów
Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz nagrodziła burmistrzów z Platformy Obywatelskiej, nawet tych z fatalnymi wynikami finansowymi. Nagrody dla burmistrzów, które prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznaje co kwartał, są uznaniowe. Jak wynika z zestawienia , najwyżej premiowani są zaufani burmistrzowie pani prezydent, najniżej – ci niewywodzący się z PO. Takich jest w stolicy czterech – wszyscy na końcu listy.
Prezydent Warszawy nie chce ujawnić, jaką kwotę komu przyznała, zasłaniając się przepisami o ochronie danych osobowych. Udostępniła je tylko jednemu z radnych dopiero po jego interpelacji, zastrzegła jednak, że to dane tajne. Utajnienie dokumentu nie dziwi. Nagrody dla burmistrzów i wiceburmistrzów warszawskich dzielnic pochłonęły w 2011 r. półtora miliona złotych.
Najwyższą nagrodę – 36 tysięcy złotych – dostał burmistrz Pragi-Północ Piotr Zalewski. To prawie dwa razy więcej niż najniższa premia przyznana Piotrowi Guziałowi z Ursynowa. Tyle tylko, że ten drugi miał najwyższą w stolicy wykonalność budżetu – 114 proc. planowanych dochodów, a burmistrz Pragi-Północ poradził sobie z planem budżetu tylko w 80 proc., czyli najgorzej ze wszystkich. Gdyby zastosować kryterium efektywności, rozkład premii powinien być dokładnie odwrotny.
2 Komentarzy na temat Partia premiuje nieudolnych burmistrzów
Właściciel odcinający dostęp do mediów może być ścigany karnie
Nieuczciwi właściciele kamienic, próbujący się pozbyć lokatorów przez odcinanie dostępu do wody, gazu i energii elektrycznej, łamią przepisy prawa.
W przypadku stwierdzenia podobnych naruszeń ze strony właściciela budynku, koniecznie należy napisać doniesienie do Prokuratury, powołując się na Prawo Budowlane.
Ustawa z dnia 7 lipca 1994 r. Prawo budowlane, nakłada na właściciela budynku (Art. 61 ust. 1) obowiązek zaopatrzenia budynku w wodę i energię elektryczną oraz, odpowiednio do potrzeb, w energię cieplną i paliwa, oraz do usuwania ścieków, wody opadowej i odpadów. (Art. 5 ust. 2)
Art. 91a tej samej Ustawy stwierdza, że kto nie spełnia, określonego w art. 61, obowiązku utrzymania obiektu budowlanego w należytym stanie technicznym, użytkuje obiekt w sposób niezgodny z przepisami lub nie zapewnia bezpieczeństwa użytkowania obiektu budowlanego, podlega grzywnie nie mniejszej niż 100 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Pełen tekst Ustawy Prawo Budowlane.
Poniżej szablon doniesienia do Prokuratury na nielegalne działania właściciela:
6 Komentarzy na temat Właściciel odcinający dostęp do mediów może być ścigany karnie
Wykurzanie mrozem na Finlandzkiej
Na dworze minus dwadzieścia, a w domu przy Finlandzkiej na Saskiej Kępie pootwierane okna. Właściciel budynku bierze mrozem lokatorów, z którymi kilka dni temu przegrał proces o wysokość czynszu. – W środę o 8.15 rano zjawiło się dwóch mężczyzn – relacjonuje Gabriela Starosta, lokatorka z parteru. – Weszli do pustych mieszkań. Spytałam, co robią. Jeden podający się za właściciela odpowiedział, że to nie moja sprawa. Przyszli jakoby spuścić wodę z term. Wychodząc, zostawili na piętrze uchylone okna. Nikt ich nie może zatrzasnąć, bo pozamykali drzwi.
– Jak teraz temperatura spadnie poniżej 30 st. C, w całym budynku popękają rury. Gdzie ja się podzieję z dziećmi? Pod most pójdę? – pyta córka pani Gabrieli Monika Kowalska, mama chłopców w wieku czterech i pięciu lat, która oczekuje właśnie na trzecie dziecko.
W piętrowym domu przy Finlandzkiej 4, róg Lipskiej, żyją trzy rodziny. Dwie na dole, jedna na górze. Każda z nich zamieszkała tu ponad 20 lat temu, gdy budynek podlegał jeszcze komunalnej administracji. Kiedyś lokatorów było więcej. Jedni poumierali, inni się wyprowadzili i dziś z ośmiu mieszkań pięć to pustostany z kłódkami na drzwiach. W 2008 r. dom wrócił w prywatne ręce. Odzyskały go spadkobierczynie przedwojennych właścicieli, lecz zaraz sprzedały. Nieruchomość kupiła od nich spółka Portoalegre.
– Wtedy zaczęła się nasza gehenna. Nowy właściciel drastycznie podwyższył czynsz – opowiada Gabriela Starosta. Za 32-metrowe mieszkanie ze wspólnym WC na korytarzu zamiast 560 zł od grudnia 2009 r. miała płacić 1700 zł. Od sąsiadki z góry – Krystyny Szymanik – spółka Portoalegre zażądała wtedy 1860 zł. Lokatorzy zaskarżyli to w sądzie. W ostatni poniedziałek zapadł wyrok na korzyść Gabrieli Starosty.
– Sąd orzekł, że właścicielowi należy się godziwy czynsz, ale za mieszkanie w takich warunkach nie może pobierać 1700 zł. Mam nadal płacić poprzednią stawkę – mówi lokatorka. Jej sąsiadka wygrała proces już w zeszłym roku, lecz spółka złożyła odwołanie i sprawa znów wróciła na wokandę.
Dom ma świetną lokalizację. Stoi w najstarszej części Saskiej Kępy. Z jego okien widać koronę Stadionu Narodowego. Na taki adres miałby chrapkę nie jeden deweloper. Według mieszkańców, właściciel stosuje wobec nich przemyślne szykany, by jak najszybciej się ich stąd pozbyć. Najpierw odciął dopływ ciepłej wody i gazu do mieszkań, tłumacząc to niedrożną wentylacją. Przed poprzednią zimą wyłączył zaś ogrzewanie korytarza. Przed obecną – również piwnic. W ostatnich miesiącach zdarzało się zalewanie budynku wodą z odkręconych w pustostanach zaworów. W grudniu zniszczone zostały piwniczne okienka i podziurawiony dach domu. Lokatorzy oskarżają o to pracowników Portoalegre.
– W połowie grudnia przyszedł do mnie pan z tej firmy i powiedział: “I tak nie będziecie tu mieszkać”. Chcą nas wykończyć – mówi Krystyna Szymanik.
Z Portoalegre “Gazeta” próbowała się skontaktować przez dwa dni. Telefon milczał, w siedzibie przy Koszykowej nikt nie otwierał. W końcu z zagranicy oddzwonił Mirosław Aleksander. To właśnie jego rozpoznali mieszkańcy w środę rano, gdy były otwierane okna. – Przeciw lokatorom wytoczyliśmy sprawę karną. Nie chcę udzielać informacji, gdy toczy się postępowanie prokuratorskie – oznajmił.
Pytamy, dlaczego naraża zdrowie mieszkańców? – Jeśli “Gazeta Wyborcza” chce się zajmować otwartymi oknami w prywatnych mieszkaniach, to proszę bardzo – odpowiedział z ironią w głosie Mirosław Aleksander. – Możemy porozmawiać, ale dopiero za dwa tygodnie, kiedy wrócę do Polski.
Lokatorzy jeszcze w środę wezwali policję. Przyjechał patrol, spisał protokół i odjechał.
– W tej chwili to nie jest sytuacja karna. Mamy do czynienia z typowym konfliktem lokatorów z właścicielem – twierdzi podkomisarz Joanna Węgrzyniak z Komendy Rejonowej Policji na Pradze-Południe. – Nasi funkcjonariusze pouczyli mieszkańców, co w takiej sytuacji robić. Mogą próbować wezwać straż pożarną. A jeśli nie, mogą też wynająć firmę z drabiną i z zewnątrz zamknąć te okna, a właścicielowi wytoczyć proces cywilny o zwrot kosztów.
Czy lokatorom z Finlandzkiej 4 pomoże dzielnica? W urzędzie na Pradze-Południe słyszymy, że dla dwóch rodzin znajdą się niebawem zastępcze mieszkania komunalne. Starszy pan z parteru ma dostać propozycję nowego lokalu w połowie lutego.
2 Komentarzy na temat Wykurzanie mrozem na Finlandzkiej
Podpalacze przenieśli się pod Warszawę
W piątek spłonął przedwojenny drewniany dom w Świdrze. Dach nad głową straciło dziesięć rodzin.
Ogień pojawił się nad ranem przy jednym z kominów. Piętrowy dom przy ul. Jana Pawła 65 był jednym z większych drewnianych budynków Otwocka i okolic (Świder jest dzielnicą tego miasta). W ustawionych w literę H trzech skrzydłach mieszkało dziesięć rodzin, wśród nich dwie wielodzietne, w każdej po pięcioro dzieci. Meldunek w urzędzie miało 39 osób. Wszyscy byli lokatorami z kwaterunku, a dom podlegał administracji komunalnej. O przedwojennej świetności, gdy należał do prywatnych właścicieli, przypominały wycinane w drewnie dekoracje charakterystyczne dla tzw. świdermajerów.
Straż przyjechała dziesięć minut po zgłoszeniu – o 4.55. Dom już wyglądał jak pochodnia. Blisko osiem godzin z ogniem walczyło 98 strażaków z Otwocka i Warszawy. Spłonął dach i większość pomieszczeń na piętrze. Na szczęście nikt nie zginął.
Władze Otwocka podstawiły autokar, by mieszkańcy mogli się w nim ogrzać. Tych, którzy nie znaleźli tymczasowego lokum u krewnych lub znajomych, przewieziono do hotelu przy stadionie, a następnie do remizy Ochotniczej Straży Pożarnej w Otwocku-Jabłonnie, gdzie rozstawiono polowe łóżka. Tu czekają na przydział mieszkań komunalnych.
Według strażaków i urzędników spalony dom nadaje się tylko do rozbiórki. – W każdej chwili grozi zawaleniem. Nadzór budowlany nie pozwoli tam nikomu wejść – zaznacza Marta Woźniak.
W samym Otwocku jest około 300 przedwojennych drewnianych budynków. Zachowały się też w sąsiednich miejscowościach wzdłuż trasy kolejowej do Warszawy. Najpiękniejsze z nich dawne domy letniskowe, z werandami i dekoracjami, są fenomenem linii otwockiej. Zmienione po wojnie w całoroczne komunalne kołchozy, w większości są dziś w żałosnym stanie. Z każdym rokiem jest ich coraz mniej. Wiele pada ofiarą ognia. W poniedziałek spłonął opuszczony świdermajer w Radości, dwa dni później – drewniak w Otwocku (ten był akurat zadbany, w prywatnych rękach).
– Póki drewniane domy będą komunalne, ich los jest przesądzony – uważa Sebastian Rakowski, kierownik Muzeum Ziemi Otwockiej. Tłumaczy, że samorząd nie ma funduszy na ich remont, a sprzedaż tych domów inwestorom prowadzi do rozbiórki, by oczyścić działkę pod nową zabudowę. – Potrzebni są pasjonaci z dużymi pieniędzmi, bo dwa-trzy razy taniej jest wybudować coś nowego, niż odrestaurować świdermajera.
Skomentuj Podpalacze przenieśli się pod Warszawę