Publicystyka
Koń Trojański dla Pragi
Przypominamy jeden z pierwszych postulatów Komitetu Obrony Lokatorów z 2009 roku: pieniądze na remonty kamienic, wraz z gwarancją powrotu do wyremontowanych mieszkań dla dotychczasowych lokatorów.
Prawo powrotu do mieszkania jest zagwarantowane w Ustawie o ochronie praw lokatorów. (Ustawa o ochronie praw lokatorów, Art. 10 ust. 4: Jeżeli rodzaj koniecznej naprawy tego wymaga, lokator jest obowiązany opróżnić lokal i przenieść się na koszt właściciela do lokalu zamiennego, jednak na czas nie dłuższy niż rok. Po upływie tego terminu właściciel jest obowiązany udostępnić lokatorowi w ramach istniejącego stosunku prawnego naprawiony lokal. Czynsz za lokal zamienny, bez względu na jego wyposażenie techniczne, nie może być wyższy niż czynsz za lokal dotychczasowy.)
Jak wiadomo, władze Gmin bezkarnie łamią ten przepis. Istnieją dziesiątki przykładów, w których dotychczasowi mieszkańcy nie mogli powrócić do swoich lokali po dokonanym remoncie. Często oznaczało to drastyczne pogorszenie ich sytuacji mieszkaniowej. Nie może być na to zgody.
Lokatorzy, którzy od lat płacą regularnie czynsz i nie bacząc na wieloletnie zaniedbania władz, włożyli własne oszczędności w remont swojego mieszkania, nareszcie mogą doczekać się remontów kamienic. Tyle, że po remontach nie będą w stanie tam powrócić. W najgorszej sytuacji są ci, którzy otrzymują lokale zamienne o o wiele gorszym standardzie, które muszą jeszcze raz na własny koszt wyremontować. (Tak się stało w przypadku nieszczęśliwych lokatorów z ul. Targowej 14).
Domagamy się przestrzegania zagwarantowanych prawem uprawnień lokatorów, oraz notarialnie poświadczonej gwarancji powrotu do wyremontowanych mieszkań, a także ukarania urzędników, którzy utrudniają lokatorom egzekwowanie własnych praw.
Warto także przypomnieć, jak często dochodzi do nieprawidłowości, gdy Miasto dokonuje remontów. Koszta są nagminnie zawyżane, a niektóre remonty istnieją tylko na papierze. Jest na to wiele dowodów. Jednak w Warszawie nie ma żadnej kontroli nad urzędnikami. Domagamy się, aby lokatorzy mieszkańcy dzielnicy i organizacje lokatorskie mieli możliwość sprawdzania, jak są wydawane publiczne pieniądze na remonty. Musimy wiedzieć, czy nasze pieniądze są wydawane mądrze, czy po prostu marnowane. Powołanie takiej komisji przy radach dzielnicy jest jednym z postulatów Komitetu Obrony Lokatorów.
Warto też przypomnieć, że wielu lokatorów godzi się na to, by remontować pustostany we własnym zakresie i na własny koszt, jednak Miasto nie jest zainteresowane podpisywaniem z nimi umów najmu. Jednocześnie władze zasłaniają się brakiem funduszów na remont pustostanów.
Nie zgadzamy się na to, by remonty służyły jako mechanizm gentryfikacji dzielnicy oraz wysiedlania mieszkańców. Remonty na Pradze bez gwarancji powrotu dla mieszkańców dzielnicy, to nic innego, jak atak na lokalną społeczność. Podejmiemy wszystkie możliwe kroki, by uniemożliwić prowadzenie takiej polityki przeciw mieszkańcom oraz by uświadomić mieszkańców, jak faktycznie wygląda polityka remontowa w dzielnicy.
Oni nie reprezentują naszych interesów
Oni nie reprezentują naszych interesów – czyli o tym jak politycy i media podpinają się pod sprawy lokatorskie na naszą niekorzyść.
Nietrudno zauważyć, że niektóre partie polityczne oraz prawie profesjonalni aktywiści ostatnio mają coraz więcej do powiedzenia w mediach o sprawach lokatorskich, więcej nawet niż sami lokatorzy. W naszym społeczeństwie, gdzie u elit liczy się głos innych przedstawicieli elit (politycy, dziennikarze, pracownicy naukowi itd.) można było się spodziewać, że będą oni starali się włączać w sprawy lokatorskie, by udowodnić swoją społeczną wrażliwość. Jednak, robiąc to, pomijają samych lokatorów, którzy przestają być podmiotem własnej walki. Głos lokatorów staje się drugorzędny, po głosie ich przedstawicieli. A im dalej ci ludzie są od nich odlegli, tym bardziej starają się przekształcić prawdziwe postulaty lokatorów na postulaty swoich sojuszników – neoliberałów.
Chciałabym przedstawić kilka przykładów i przeanalizować jak one różnią się od postulatów samych lokatorów.
Jako najbardziej niekorzystne dla lokatorów należy uznać ostatnie pomysły Wandy Nowickiej. Są one bezkonkurencyjne w swojej bezużyteczności dla lokatorów i w pozostawianiu najgorszych problemów bez żadnego rozwiązania.
Wanda Nowicka rozmawiała z nie okazującą zainteresowania ludzkim losem Hanną Gronkiewicz-Waltz. Rozmawiali o „problemach eksmisji”. Z jaką propozycją wystąpiła Nowicka? Otóż zaproponowała Gronkiewicz-Waltz, by miasto zbudowało tanie hostele dla eksmitowanych.
Porównajmy teraz stanowisko organizacji lokatorskich z propozycją Nowickiej. W Warszawie, wszystkie główne organizacje mówią „Stop Eksmisjom”. Domagają się, żeby nie było eksmisji na bruk. Niektórzy twierdzą, że nie powinno być eksmisji z zasobów komunalnych w ogóle. Inni, że można jedynie eksmitować do tańszego mieszkania, jeśli obecnie zajmowane jest za duże. Wszystkie organizacje chcą jednak zakończyć eksmisje do noclegowni, czy do pomieszczeń tymczasowych. Osoby eksmitowane powinni dostać lokale socjalne, jeśli mają zbyt niskie dochody.
Jak propozycja Nowickiej ma się do stanowiska organizacji lokatorskich? Nijak. My nie chcemy żadnych eksmisji do hostelów.
Co więcej, właśnie walczymy z taką rzeczywistością, w której miasto eksmituje ludzi do takich miejsc, w których nie da się normalnie mieszkać. Osoby eksmitowane np. do noclegowni na ul. Przeworskiej, gdy zakończy się ich tymczasowy pobyt, muszą płacić 24 zł za każdą dobę spędzoną w okropnych warunkach. Z całą pewnością nie jest to miejsce dla dzieci.
Nowicka wpadła jeszcze na jeden pomysł (niestety): aby Ratusz zorganizował poradnictwo dla osób, które straciły umowy najmu i popadają w ogromne zadłużenie. Nowicka skomentowała to tak: „Te osoby często nie są świadome sytuacji, nie znają konsekwencji swoich decyzji.”
Niestety, to ostatnie zdanie dobitnie świadczy o braku kontaktu z rzeczywistością oraz braku zrozumienia problemu.
Jest kilka przyczyn zadłużenia. Pierwszą jest zwykły brak pracy, lub zbyt niskie zarobki. Czasem ludzie wybierają zakup żywności zamiast czynszu. Istnieje jednak też inna przyczyna zadłużenia, zupełnie nieludzka, stosowana przez Ratusz kara umowna w postaci wyższej stawki czynszu, opartej na tzw. „stawce odtworzeniowej”.
Na co dzień spotykamy się z takimi przypadkami w Komitecie Obrony Lokatorów: ludzie, którzy zaczęli mieć ogromne długi z powodu tej kary. Np., jedna pani straciła pracę. W ciągu 2-3 miesięcy, gdy nie mogła płacić czynszu, nałożono jej karę i teraz ma zapłacić DUŻO WIĘCEJ – jest to kara za to, że nie miała dość pieniędzy.
Gdybyśmy mieszkali w normalnym kraju, gmina płaciłaby czynsz za okres bezrobocia, lub zmniejszyła go na ten czas, lub zrobiła coś, by najemca mógł spłacić czynsz później. Jednak w Polsce zamiast tego nakłada się jeszcze wyższy czynsz jako karę, co powoduje, że dług rośnie kilka razy szybciej.
Warszawscy urzędnicy w swojej bezczelności posuwają się tak daleko, że nakładają kary z najróżniejszych powodów: gdy ktoś w latach 80-tych zrobił toaletę w mieszkaniu – dostaje karę. Gdy z winy urzędu nie regulowano tytułu najmu – dostaje karę, itp. itd. Urzędnicy potrafią nawet nakładać karę na 3 lata wstecz. Zdarza się również, że nakładają „solidarnie” karę na dzieci i inne osoby spokrewnione, nawet jeśli nie mieszkają one w zadłużonych mieszkaniach.
Wszystkie organizacje lokatorskie w Warszawie mówią wprost: to bezwstydne złodziejstwo, które niszczy ludzi.
Nowicka daje do zrozumienia, że problemem jest to, że ludzie nie są świadomi, że podejmują złe decyzje. Jednak nie chodzi tu o złe decyzje – po prostu nie mają żadnego wyboru. Nie stać ich na opłatę czynszu i tyle. Dlaczego Nowicka uważa, że problem tkwi w lokatorach, a nie w chorym systemie? Można się tylko domyślać, jednak wiele wskazuje na to, że takie myślenie jest wytworem neoliberalnego konsensusu, który obarcza winą za biedę i wyzysk ludzi nimi dotkniętych.
Jestem jednak ciekawa co ci ludzie z Ratusza, którzy w dużym stopniu są odpowiedzialni za stopień zadłużenia lokatorów (podwyżki czynszów, zawyżona stawka odtworzeniowa), mogliby poradzić lokatorom? Przypomina mi się jedna rozmowa z pewnym urzędnikiem, który przekonywał starszą osobę, że powinna pracować na trzy etaty, lub wziąć kredyt, albo wydać syna za bogatą kobietę.
Za takie porady dziękujemy.
Inni ludzie, którzy mają „dobre pomysły” formułują postulaty, które choć w części pokryją się z jednym z postulatów Komitetu Obrony Lokatorów. Jednak, nasz postulat zawiera ważne punkty, co odróżnia go od postulatów elit przyjaznych neoliberałom.
Działacze SLD niedawno zbierali podpisy na Pradze i domagali się funduszy na remonty kamienic na Pradze. Ratusz prawdopodobnie zgodzi się na przyznanie większej sumy pieniędzy na te remonty. Działacze SLD zrobili konferencję prasową, mówiąc o tym, że ruszyli z „postulatami lokatorów”.
Niestety, to nieprawda. Ci ludzie doskonale wiedzą, jakie są nasze postulaty. To fakt, że kamienice na Pradze są w bardzo złym stanie i trzeba je wyremontować. Jednak, jak wygląda rzeczywistość takich remontów?
Remonty na Pradze służą przede wszystkim temu, by eksmitować dotychczasowych mieszkańców i dobrze na tym zarobić. W prawie każdej sytuacji, którą znamy, po remoncie budynku, ludzie już nie wracają. To jest wielka krzywda: ludzie, którzy regularnie płacili czynsz i oczekują, że miasto w zamian wyremontuje budynek w którym mieszkają, zostają wysiedleni, nie tylko na czas remontu (o wynikałoby z ustawy), ale na stałe. Wbrew przepisom, które gwarantują im możliwość powrotu. Lokatorzy często są wysiedlani do gorszych mieszkań, a nawet, np. w przypadku lokatorów z ul. Targowej 14, muszą remontować „nowe” mieszkania na własny koszt.
W najgorszym wypadku, miasto może sprywatyzować budynek, jak np. na ulicy Floriańskiej. Tam, lokatorzy nie mogli wrócić do swoich mieszkań po remoncie, a miasto sprzedało mieszkania japiszonom. A mieszkańcy wylądowali w takich ruderach, które nawet trudno opisać.
Dlatego, od początku, naszym postulatem było poświadczenie notarialne możliwości powrotu do zajmowanego wcześniej lokalu po wykonanym remoncie. Jest to zasadniczo gwarantowane przez prawo, ale na Pradze zdaje się to nie mieć znaczenia.
Niestety, bez gwarancji dla lokatorów, takie remonty mogą stać się tylko podstawą jednej wielkiej gentryfikacji na użytek elit. I dlatego Ratusz się zgodził, bo o to właśnie chodzi.
Jeśliby SLD naprawdę chciało pomóc lokatorom, musiałoby zacząć od zagwarantowania im istniejących praw. Warto też wspomnieć o zawyżonych kosztach remontów. Zaprzyjaźnione z urzędnikami firmy zarabiają krocie na remontach, często partacząc robotę. A my musimy słono płacić za ich zysk. Nie można tego nazwać inaczej jak szwindlem.
Aby te remonty odbyły się bez negatywnych skutków dla lokatorów, musiałyby nastąpić duże zmiany w urzędach na Pradze i w Radzie Warszawy. Bo nasi urzędnicy i politycy pozwalają sobie na kolosalne nadużycia i systematycznie naruszają Ustawę o ochronie praw lokatorów. Ale faktem jest, że najgorsi gnębiciele lokatorów mogą u nas działać TYLKO DLATEGO, że klub SLD ich aktywnie wspiera.
Tak, ci którzy rzekomo „bronią” interesów lokatorów inaczej głosują, niż wynikałoby z ich deklaracji, co może twierdzić każdy kto choć raz był na Radzie Dzielnicy.
Więc, nie miejmy złudzeń. Nie ma najważniejszych elementów naszych postulatów w działaniach polityków, bo im nie chodzi o obronę Pragi i jej mieszkańców, ale o obronę wartości nieruchomości.
Ostatnie środowisko polityczne, które warto krytykować to ludzie skupieni wokół tak zwanego „Kongresu Ruchów Miejskich”. Warto doprecyzować, że są tam nie tylko politycy, lub ci, którzy chcą nimi zostać, ale także aktywiści innego rodzaju. Jednak można to nazwać spójnym środowiskiem politycznym, gdyż wielu z nich podąża w kierunku ugodowym i przedstawicielskim. Jak relacjonują aktywiści lokatorscy, z ogromnym oporem przedstawicieli klasy średniej spotkały się tam takie postulaty jak walka z eksmisją na bruk.
Wiadomo, że w takich kręgach interesujące mogą być tylko miękkie postulaty pro-rynkowe, liberalne… jak budowa tanich hoteli. Nasuwa się więc pytanie… po co są potrzebni ci ludzie?
Niestety, wydaje mi się, że takie inicjatywy, to krok w złym kierunku. Zamiast lokatorów, biorą w nich udział politycy, socjologowie, lub aktywiści, którzy chcą reprezentować i przekształcać zwyczajne postulaty lokatorskie w coś bardziej przyjaznego dla liberałów i fundacji przyznających dotacje.
Czekam na to, by ludzie wreszcie się obudzili i zdali sobie sprawę, że wszyscy ci „przyjaciele lokatorów” są w rzeczywistości tymi, którzy próbują łagodzić ostre protesty i rozmydlać postulaty zmierzające do usunięcia źródła problemów.
Liczę na to, aby lokatorzy sami się więcej organizowali, bez polityków i innych pośredników!
Niedorzecznik Praw Obywatelskich odczuwa uzasadniony niepokój
Niedorzecznik Praw Obywatelskich, prof. Irena Lipowicz, odczuwa uzasadniony niepokój. Jest to spowodowane nasilającymi się przypadkami drastycznego traktowania lokatorów przez nowych właścicieli zamieszkiwanych przez nich kamienic, które mają zmusić ich do opuszczenia lokali. Właściciele w swoich działaniach uciekają się do zalewania mieszkań, dewastowania budynku, wyłączania wody, ogrzewania i prądu, demontażu drzwi wejściowych i okien w częściach wspólnych budynku, rozbieranie dachu czy uszkadzanie kanalizacji w ten sposób, że nieczystości spływają schodami.
Jednak, zdaniem niedorzecznik, nic się nie da z tym zrobić i jest to w pełni legalne. Albowiem przez budzące wątpliwości sformułowanie zawarte w Kodeksie karnym nowi właścicieli kamienic, którzy chcą się pozbyć dotychczasowych lokatorów mogą bezkarnie zalewać ich mieszkania, wyłączać prąd, demontować dach, a nawet uszkadzać kanalizację.
Jak z kapelusza, Niedorzecznik Praw Obywatelskich podsuwa zbrodniarzom (których czasami nazywa się dla niepoznaki “prawowitymi właścicielami nieruchomości”) gotową interpretację prawną.
Jej zdaniem właściwe organy państwa, w tym Policja, nie mogą podjąć skutecznych działań chroniących dotychczasowych lokatorów, ponieważ na przeszkodzie leżą ograniczenia w art. 191 § 1 Kodeksu karnego. W praktyce wątpliwości budzi sformułowanie „przemoc wobec osoby”, a dokładniej czy zwrot ten obejmuje przypadki tzw. przemocy pośredniej przez rzecz, gdy w ten sposób pokrzywdzony zmuszony jest do zaniechania.
Zdaniem prof. Lipowicz przyjęcie takiego poglądu przez Sąd Najwyższy doprowadziło do tego, że przypadki zastawiania drogi, zmiany zamków we wspólnym mieszkaniu, wyłączania elektryczności, odcinania dopływu prądu i temu podobne zostały zdepenalizowane i pozostają obecnie bezkarne.
Jaka szkoda, że niedorzecznik po raz kolejny ma związane ręce! To musi być bardzo bolesne tak palić się do roboty, ale nie być w stanie nic zrobić!
5 komentarzy Niedorzecznik Praw Obywatelskich odczuwa uzasadniony niepokój
Urzędniczy system kontroli i represji mieszkańców Warszawy
Od 8 sierpnia, nasza koleżanka Ewa przebywa w szpitalu. Jej noga została amputowana po wypadku, który miał miejsce w ciągu zdarzeń będących bezpośrednim następstwem eksmisji brutalnej. Ewa stara się o lokal socjalny, aby mieć gdzie mieszkać po wypisaniu ze szpitala. Jak warszawscy urzędnicy zareagowali na tą sytuację? Czy wyjątkowo tragiczna sytuacja byłej lokatorki, która obecnie jest bezdomną, niezdolną do pracy inwalidką, obudziła w nich wreszcie sumienie i skłoniła ich do podjęcia działań zmierzających do zabezpieczenia jej lokalu socjalnego, do którego jest w pełni uprawniona? Odpowiedź jest niestety przecząca, a świadczy to jedynie o poziomie zwyrodnienia naszych władz.
W czasie poprzedzającym eksmisję, Ewa była świadoma, że czeka ją bezdomność i starała się uzyskać lokal socjalny od miasta, zgodnie ze wszystkimi obowiązującymi procedurami, ponieważ spełniała wszystkie kryteria przyznania lokalu socjalnego. Wówczas jednak odmówiono jej, pod pretekstem, że ma gdzie mieszkać i nie jest bezdomna. Ostatnia odpowiedź tej treści została nadesłana przez urząd na kilka dni przed planowaną eksmisją na bruk, o której urzędnicy doskonale wiedzieli. Obecnie Ewa jest faktycznie bezdomna. Gdyby nie komplikacje związane z przebiegiem operacji amputacji nogi, przez co musi pozostawać w szpitalu, nie wiadomo gdzie miałaby się podziać. Jak się okazuje, ta sytuacja jest kolejną wymówką, której chwytają się bezduszne urzędowe gryzipiórki, by odmówić przyznania lokalu.
Urzędnicy zażądali, by Ewa podała swoje aktualne miejsce zamieszkania. Gdyby nie przebywała akurat w szpitalu, ale u kogoś, kto udzielił jej pomocy, musiałaby podać nazwisko najemcy, czy właściciela mieszkania, oraz powierzchnię użytkową lokalu. Po co urzędnikom te informacje? Aby to zrozumieć, trzeba wyjaśnić nieco sposób funkcjonowania stołecznej lokalówki. Sposób funkcjonowania, który jest nakierowany na jak najpełniejsze upokorzenie lokatorów i ukaranie tych, którzy w odróżnieniu od urzędników, przejawiają jeszcze ludzkie odruchy solidarności.
Naczelną zasadą obecnej polityki lokalowej jest eksmitować tylu lokatorów komunalnych, ile się da. Celem jest jak najłatwiejsza prywatyzacja i komercjalizacja mieszkalnictwa publicznego. Aby tego dokonać, należy próbować zepchnąć obowiązek zapewnienia lokalu (który spoczywa na Gminie) na rodzinę lokatora. Gdy ktoś w rodzinie ma mieszkanie lub dom, osoba eksmitowana ma zdaniem urzędników tam właśnie zamieszkać. Nie liczy się zupełnie to, czy dany lokator kwalifikuje się do pomocy mieszkaniowej, nie ma żadnego znaczenia jakie są faktyczne relacje rodzinne i jaki to będzie miało efekt na dzieci.
W ten sposób lokalówka odmawia np. osobnych mieszkań osobom rozwiedzionym, skazując dzieci z takich rodzin na atmosferę konfliktu nie do zniesienia, w tragicznych nieraz warunkach mieszkaniowych. Być może to jest sposób na politykę „prorodzinną”, by zmuszać nienawidzące się osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania. Z pewnością przyczynia się to do zdrowego wychowywania kolejnego pokolenia.
Z drugiej strony, co mogłoby się stać, gdyby ktoś należący do rodziny Ewy, zamieszkujący w zasobach miasta, zaprosił ją do wspólnego zamieszkiwania? Z jaką satysfakcją urzędnicze mierzwy wypowiedziałyby wtedy umowę najmu! Przyczyną byłoby wtedy „udostępnianie lokalu bez zgody właściciela”. W dodatku, lokator, który by w ten sposób okazał serce swojej rodzinie, zostałby dodatkowo ukarany bezprawnym naliczaniem kary za tzw. „bezumowne zajmowanie lokalu”. Tym sposobem, lokator szybko wpadłby w dług, którego nie byłby już w stanie nigdy spłacić, samemu narażając się na eksmisję. Nie jest to wcale przypadek teoretyczny. W tym miesiącu urzędnicy wypowiedzieli umowę najmu lokatorce, która zamieszkiwała z najbliższą rodziną, pod tym właśnie pozorem. Zakończyło się to doznaniem zawału przez lokatorkę i jej śmiercią.
Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z przypadkami, gdy urzędnicy z lokalówki rozbijają rodziny w swojej pasji eksmitowania. Niedawno rozmawialiśmy z parą, która nie jest małżeństwem i ma dwójkę dzieci. Mieszkają razem, bo w pewnym momencie kobieta przeprowadziła się do swojego partnera, by mieszkać razem, co jest dość normalne. Mniej normalne jest to, że urzędnicy muszą na to wyrazić zgodę, oraz co gorsza takiej zgody odmawiają. Dlaczego? Bo obawiają się, że rodzina się powiększy i będą musieli przyznać kolejne lokale w sytuacji zbytniego zagęszczenia. Lokatorom nie mieści się w głowie, że nasze miasto może być do tego stopnia totalitarne, że na wspólne zamieszkiwanie pary młodych ludzi z dziećmi potrzebna jest zgoda urzędników. Ale tak właśnie jest.
Być może chodzi o to, by utrudnić lokatorom komunalnym zakładanie rodzin. Bo gdy mimo utrudnień, tę rodzinę założą, otrzymają odmowę wspólnego zamieszkiwania. A jeśli nie są dość zamożni, by wynajmować lokal na rynku komercyjnym (co jest o wiele droższe i oznacza brak pieniędzy na wychowanie dziecka w normalnych warunkach), może w ogóle powinno się zabronić ludziom niezamożnym posiadania dzieci. Czemu nie wprowadzić przymusowego programu sterylizacji biednych? Przecież są już precedensy, a ideologicznie obecna władza nie odbiega przecież tak bardzo od tych pierwowzorów? Chociaż wtedy trochę trudno by było pozorować przed społeczeństwem prowadzenie polityki pro-rodzinnej… Lepiej więc stworzyć politykę mieszkaniową najeżoną tysięcznymi pułapkami, ustalić kryteria praktycznie niemożliwe do spełnienia, by z tępą satysfakcją odmawiać przyznania lokali lokatorom, próbując ich przekonywać, że to jest ich wina. Ich winą ma być to, że mają „nielegalne” konkubiny, czy „nielegalnie” mieszkają z rodziną. Ich „winą” ma być to, że urzędnicy nie chcieli zalegalizować ich pobytu, oraz że jako osoby bezdomne nie mają stałego miejsca zamieszkania, itp. itd.
Gdy zastanowić się nad takimi przypadkami, widać że system przyznawania mieszkań jest w istocie systemem kontroli społecznej i nieustannej represji skierowanej w mieszkańców. Jak inaczej zrozumieć sytuację, gdy lokalówka rozbija szczęśliwą rodzinę nie dając zgody na wspólne zamieszkiwanie, lub zmusza osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania, czy stawia absurdalne wymogi wobec osób bezdomnych.
Najwyższy czas powiedzieć NIE samowoli urzędniczej i antyspołecznej polityce rządu.
Jeśli ta historia Cię bulwersuje, zapraszamy na demonstrację w dniu 29.09 o godz. 12 pod Kolumną Zygmunta w Warszawie. Chcemy pokazać, że nie ma zgody lokatorów na taką politykę, że chcemy tworzyć społeczeństwo solidarne, a nie działające na korzyść tylko niektórych. Warszawa jest miastem dla wszystkich, a nie prywatnym folwarkiem urzędników i polityków, maszynką do zarabiania pieniędzy tylko dla niektórych.
Domagamy się mieszkalnictwa o przystępnych cenach, a także rozwoju usług publicznych, zamiast tworzenia gett biedy, czy coraz głębszych podziałów między bogatymi, a zwykłymi ludźmi pracującymi, abyśmy wszyscy mogli mieszkać w tym mieście, zamiast popadać w długi i pracować na trzy etaty, by w ogóle móc przeżyć. Nie o takie życie walczono, gdy obalany był poprzedni ustrój. Nie bądź obojętny na to, że sytuacja staje się coraz gorsza. Nie pomoże żadna cicha prośba o zmianę. Pomóc nam może tylko konkretne działanie, samoorganizacja i stanowcze wyrażenie protestu.
3 komentarzy Urzędniczy system kontroli i represji mieszkańców Warszawy
Prawdziwe oblicze terapii szokowej
Dziennikarka z „Gazety Wyborczej” skomentowała jedną z niedawnych eksmisji na bruk jako konieczną „terapię szokową”, która jest rzekomo potrzebna lokatorom. Dzięki dziesięcioleciom prania mózgów, tego typu hasła zyskały popularność wśród pozbawionych ludzkich odruchów „lekarzy”, którzy bezmyślnie zalecają podobną terapię nie zastanawiając się nawet, czym tak naprawdę jest szok.
Szok, to okrutny i obezwładniający cios. Może zabić moralnie, a nawet fizycznie. Ludzie w stanie szoku po ciężkiej utracie ukochanych osób, mieszkania, lub środków do życia, czasem odbierają sobie życie, lub wpadają w spiralę samozniszczenia, z której nie mogą już wyjść. Czasem snują się jak duchy, nie będąc w stanie się pozbierać.
Tak właśnie się czuła nasza przyjaciółka, która w poniedziałek stała się bezdomna. Nie była sobą z powodu doznanego szoku. A kilka dni później, nadal będąc w takim stanie, wpadła pod samochód ciężarowy, co zakończyło się amputacją nogi do połowy golenia. Teraz jest nie tylko bezdomna, ale nie wiadomo, czy w ogóle będzie w stanie zadbać o siebie.
W cywilizowanych krajach, do których Polska z całą pewnością nie należy, gdy ktoś staje się bezdomny, otrzymuje jakąś formę pomocy, jak pomoc mieszkaniowa, psychologiczna, czy pomoc w znalezieniu pracy. Ale nie tutaj. Tutaj nie tylko jest się pozostawionym samemu sobie, ale trzeba jeszcze dodatkowo zmierzyć się z drwiną i atakami psów łańcuchowych neoliberalizmu i prymitywnymi anonimami ziejącymi nienawiścią w internecie.
To właśnie jeden z najtrwalszych skutków „terapii szokowej” zaaplikowanej Polsce. Cały kraj zaszokowano w ten sposób, że jego mieszkańcy utracili ludzkie uczucia, stając się narodem bandytów i pokrak moralnych.
Akai47
Oświadczenie KOL w sprawie dzisiejszej eksmisji na bruk
W dniu dzisiejszym doszło do eksmisji na bruk starszej kobiety zamieszkującej dotąd na ul. Sempołowskiej. Stało się tak w wyniku luk prawnych w przepisach, bezduszności urzędników i bezwzględności funkcjonariuszy policji, przy aplauzie szukających taniej sensacji mediów.
Lokatorka zajmowała lokal należący do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej po zmarłym mężu. Powodem eksmisji nie było zadłużenie lokatorki, ale dyskryminacja lokatorów przez Wojskową Agencję Mieszkaniową, która naliczała zawyżone opłaty za nieżyjące już osoby, oraz odmówiła przyznania tytułu prawnego do lokalu po zmarłym mężu.
Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego potwierdzającego niezbywalne prawa konstytucyjne lokatorów, nie uznaje Ustawy o ochronie praw lokatorów w odniesieniu do lokatorów zamieszkujących zasoby Agencji. WAM stosuje eksmisję na bruk, nie oferując nawet miejsca w noclegowni, co jest jawnym łamaniem praw lokatorów.
Jednak nie tylko urzędnicy podlegli Wojewodzie Mazowieckiemu, Jackowi Kozłowskiemu, z uporem odmawiają praw należnych lokatorom. Również Wydział Zasobów Lokalowych Dzielnicy Śródmieście, od października zeszłego roku ignorował pod różnymi pozorami wnioski o wynajęcie lokalu socjalnego, choć spełnione były kryteria braku tytułu prawnego do lokalu, oraz nieprzekraczanie kryterium dochodowego (kryterium niedostatku).
W ostatnim dniu roboczym poprzedzającym eksmisję, Wydział Zasobów Lokalowych dzielnicy Śródmieście odmówił przyznania lokalu socjalnego lokatorce, stwierdzając, że nie przysługuje on osobom, które nie są bezdomne, tym samym skazując kilka dni później lokatorkę na bezdomność. Komitet Obrony Lokatorów od pół roku próbował zainteresować władze losem lokatorki. Jeszcze w dniu w którym odbyła się eksmisja, przedstawiciel Komitetu Obrony Lokatorów próbował skontaktować się z wiceprezydentem Warszawy. Bezskutecznie.
Okazuje się więc, że można w majestacie prawa bezkarnie dyskryminować niektóre grupy lokatorów, łamać konstytucyjny obowiązek zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych obywateli, narażać ich życie podczas eksmisji na bruk i z pogardą traktować przepisy nakazujące przyznanie lokalu socjalnego.
Dziennikarzom znacznie łatwiej przychodzi granie na emocjach mało wyrobionych czytelników, epatując sztucznie naliczonymi długami lokatorów (w tym za zużycie wody przez zmarłe osoby), co ma rzekomo uzasadniać eksmisję na bruk i pozbawienie lokatorów godności. Jak stwierdziła dziennikarka Gazety Wyborczej, Małgorzata Zubik: „czasem ludzie potrzebują terapii szokowej”. Tak, tylko że operacja może się udać, ale pacjent tego nie przeżyje.
W dniu dzisiejszym niewiele brakowało, by eksmisja zakończyła się jeszcze większą tragedią. Policjanci skorzystali zresztą bezwzględnie z przyjazdu karetki pogotowia do słabnącej lokatorki, by wedrzeć się siłą do mieszkania.
Kto dziś wieczór pójdzie spokojnie spać? Pozbawieni sumienia policjanci, urzędnicy i dziennikarze? Bo na pewno nie wyrzucona na bruk lokatorka.
Komitet Obrony Lokatorów
Skomentuj Oświadczenie KOL w sprawie dzisiejszej eksmisji na bruk
Euro dla nielicznych, reszta zapłaci rachunki
Polska wydała około 26 miliardów euro na przygotowania do Mistrzostw Europy. Musieli za to zapłacić mieszkańcy. Zarobią ci, co zwykle. Mieszkańców miast dotknęły już podwyżki cen komunikacji miejskiej, opłat za żłobki, opłat za wodę i ścieki, wyższe czynsze komunalne, oraz wyższe ceny energii elektrycznej. Prywatyzacja państwowych zakładów użyteczności publicznej miała zapewnić brakującą kasę. Jednak to oznacza też w przyszłości wyższe koszty utrzymania, jak w przypadku prywatyzacji zakładu ciepłownictwa w Warszawie. Łączy się z tym też likwidacja szkół i przedszkoli, szkolnych stołówek, ośrodków zdrowia, bibliotek i ośrodków pomocy społecznej. Infrastruktura (zwłaszcza w biedniejszych częściach miast) jest w opłakanym stanie i władze nie zamierzają wcale wykorzystać podwyższonych opłat na podniesienie jej standardu.
A inwestycje w infrastrukturę transportową? To jeden wielki szwindel. Euro pozostawi za sobą tylko łańcuch zbankrutowanych firm i pozbawionych wynagrodzeń pracowników. A koszt utrzymania stadionu? Ponad 167 mln. rocznie? To pewne, że po tych kilku zaledwie meczach, najdroższy i najbardziej spartaczony stadion w historii będzie musiał zostać znów przerobiony na bazar, lub całkiem zburzony, jak to miało miejsce w Portugalii i innych krajach. Warto też przypomnieć, że od ekstrawaganckiej Olimpiady w Atenach rozpoczął się katastrofalny w skutkach kryzys, który doprowadził ogromne rzesze Greków do nędzy. Zagraniczni dziennikarze nadal uważają, że Polska to „cud gospodarczy”. To z pewnością dlatego, że nie muszą tu mieszkać i wyżyć z polskiej pensji.
Zbliżają się ciekawe czasy. Chory ustrój produkuje miliony bezrobotnych, osób mieszkających kątem, bo utracili swoje mieszkania. Klasa średnia zbankrutowała, a biedota żyje poniżej biologicznego minimum egzystencji. Czy dalej będą zginać kark i udawać, że to tylko chwilowe problemy na świetlanej drodze do rozwoju? Jak bardzo muszą dostać w kość, by wreszcie masowo wyjść na ulice i obalić ten chory system?
Warszawski „Okrągły Stół Mieszkaniowy”: Farsa jakiej dotąd nie było, bez udziału lokatorów
W dniu 15 maja odbędzie się w siedzibie Gazety Wyborczej tzw. „debata o problemach mieszkaniowych”… bez udziału lokatorów. Komitet Obrony Lokatorów został poproszony o zareklamowanie tej „debaty”, której formuła zakrawa wyraźnie na farsę.
Po raz kolejny, przedstawiciele elit organizują dyskusję o problematyce mieszkaniowej bez udziału samych zainteresowanych. A przecież nie brak w Warszawie aktywnie działających lokatorów, którzy doświadczyli problemów związanych z polityką mieszkaniową na własnej skórze i którzy działają w obronie innych ludzi. Ale ich głos został całkowicie pominięty… Nie zaproszono ŻADNEGO lokatora do panelu dyskusyjnego.
Organizator debaty, Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej”, reklamuje spotkanie takim oto protekcjonalnym tonem: „Czy Gronkiewicz-Waltz dogada się z Robin Hoodem? To trochę tak, jakby do debaty o przyszłości lasu Sherwood usiedli przy jednym stole szeryf z Nottingham i Robin Hood.”
Wszystko wskazuje na to, że lokatorzy po raz kolejny nie zostali potraktowani poważnie. Twierdzenie, że „głównym celem debaty jest szukanie rozwiązań z udziałem wszystkich stron sporu: władz Warszawy, lokatorów i ich przedstawicieli, reprezentantów dawnych właścicieli, a także urbanistów i prawników” brzmi dość dziwnie, skoro lokatorów do panelu nie zaproszono.
Komitet Obrony Lokatorów wyraża swój sprzeciw wobec takiej formy „debaty”, w której lokatorzy są traktowani przedmiotowo i nie pozwala się im występować we własnym imieniu. Mają być zamiast nich ich „przedstawiciele”, których nikt nie konsultował z głównymi organizacjami lokatorskimi działającymi w Warszawie.
Wygląda więc na to, że o tym, kto jest „przedstawicielem” lokatorów decydują organizatorzy tzw. „debaty”, czyli Agora i Fundacja Schumana.
Nic w sumie dziwnego w tym, że przedstawiciele elit wolą słuchać polityków i „ekspertów” niż mieszkańców i ludzi realnie zaangażowanych w pomoc lokatorom. Ale powinno być powiedziane w sposób jasny, że to jest dyskusja o lokatorach bez udziału lokatorów.
Ze strony polityków, władz miasta i osób odpowiedzialnych za wadliwą politykę mieszkaniową zostali zaproszeni m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz, Marcin Bajko, Mirosław Szypowski, Marcin Święcicki, Ewa Malinowska-Grupińska. Z drugiej strony, zaproszono jedną osobę, z jednej organizacji lokatorskiej, która zna problem raczej od strony socjologicznej. Przy każdej takiej dyskusji, przedstawiciele władz Miasta zasypują słuchaczy swoimi interpretacjami prawnymi, na które ktoś, kto nie ma bieżącej wiedzy o faktycznie występujących problemach lokatorskich nie będzie w stanie w satysfakcjonujący sposób odpowiedzieć. Wydaje się, że jest to zabieg celowy, który ma służyć temu, by sprawić wrażenie, że lokatorzy nie mają argumentów merytorycznych w dyskusjach z władzami miasta. A jest to oczywistą nieprawdą. Organizatorzy debaty zadbali o to, by nikt z lokatorów nie zasiadł w panelu, by nie była możliwa merytoryczna obrona stanowiska lokatorów.
Nie dziwi nas więc wcale, że po tylu latach ignorowania zaproszeń na dyskusje na tematy lokatorskie, tym razem prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała swoją obecność. Stało się tak, gdyż może być pewna, że działacze lokatorscy, którzy mogliby skonfrontować ją z merytorycznymi argumentami, nie zostali zaproszeni do udziału w panelu dyskusyjnym.
Z tego względu, w jasny sposób oświadczamy, że planowana „debata” jest jedynie farsą, a lokatorzy mają w niej pełnić tylko rolę statystów, o których dyskutować będą inni. Wiele wskazuje na to, że ta „debata” będzie bardzo powierzchowna, a każdy z mówców będzie mieć najwyżej 5-6 minut na swoją wypowiedź. A w podsumowaniu debaty, mają brać udział politycy, władze miasta i organizatorzy debaty, a lokatorzy (a nawet ich wybrani przez organizatorów „przedstawiciele”) – już nie.
W odpowiedzi na taki sposób traktowania lokatorów możemy jedynie oświadczyć, że naszą działalność będziemy kontynuować oddolnie, wśród samych zainteresowanych i w obronie ich praw, wbrew tragicznej w swoich skutkach polityce miasta stołecznego Warszawy.
Na samej „debacie” jednak będziemy, mimo iż Komitet Obrony Lokatorów został pominięty przez organizatorów.
Skomentuj Warszawski „Okrągły Stół Mieszkaniowy”: Farsa jakiej dotąd nie było, bez udziału lokatorów
Wszystkich nas nie spalicie!
Nic już nie powstrzymuje mafii urzędników i właścicieli nieruchomości. Do tej pory były już złodziejskie prywatyzacje, wyłączenia wody, zasłanianie dostępu do światła słonecznego ogromnymi płachtami, zamurowywanie lokatorów żywcem, eksmisje na bruk, upokarzanie lokatorów proszących o pomoc przez urzędników odpowiedzialnych za przydział lokali i kompletne ignorowanie ich potrzeb. Prokuratury umarzające sprawy o pozbawianie lokatorów wody i policjanci, którzy nie mogą dopatrzyć się śladów podpalenia, gdy ktoś podpala opony w piwnicy zamkniętej na kłódkę, bez śladu włamania.
Milowymi krokami zbliża się Euro 2012, a Praga musi być oczyszczona na przyjęcie gości. Ukraina w przygotowaniu do Euro przynajmniej zabijała tylko psy. W Polsce lokatorzy nie mogą liczyć na lepszy los. Ma ich nie być i basta.
Pierwszym sygnałem, że staczamy się w otchłań ostatecznego rozwiązania kwestii lokatorów komunalnych było zabójstwo Jolanty Brzeskiej. Lokatorki spalonej w Lesie Kabackim za to, że zbyt długo walczyła z mafią “odzyskiwaczy” nieruchomości, działającej za przyzwoleniem i we współpracy z władzami miasta. Mamy już ponad 20 podpaleń na warszawskiej Pradze, w zabytkowych kamienicach chylących się ku ruinie, które przetrwały Powstanie Warszawskie, ale nie przetrwają rządów neoliberałów, zwolenników darwinizmu społecznego i fizycznej likwidacji ubogich.
Z powodu bezczynności urzędników, lokatorzy musieli wrócić do nadpalonej i niezabezpieczonej przed powtórką tragedii kamienicy przy ul. Zamoyskiego. Jak to ujęła jedna z lokatorek:
Ile jeszcze będziemy uciekać, ile dzieci będą budzić się w nocy i patrzeć czy nie płoniemy. Strach i bezradność przez urzędy które zbywają nas niczym. Czy trzeba posuwać się do takich czynów kosztem życia ludzi?
W sobotę 10 grudnia, Komitet Obrony Lokatorów organizuje przejście pod kamienicami, w których próbowano spalić lokatorów. Zaczynamy o godz. 12:00 na placyku obok kamienicy przy ul. Florianskiej 8.
WSZYSTKICH NAS NIE SPALICIE!
Nowa synekura dla Jakubiaka-Pinokia
Wiceprezydent Warszawy, odpowiedzialny za gospodarkę nieruchomościami i politykę lokalową, Andrzej Jakubiak, przechodzi na synekurę do rządu. Jak donoszą media, premier powierzy mu funkcję szefa Komisji Nadzoru Finansowego. „Gazeta Wyborcza” wystawiła urzędnikowi piękną laurkę:
„Uważany jest za wzorowego, merytorycznego urzędnika. Ale ceniono go też za hardy charakter. W 2007 r. został wysłany do dzielnicowego ratusza na Pradze-Północ, gdzie rządził PiS-owski burmistrz nieuznawany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Wiceprezydent przez jakiś czas próbował doprosić się o udzielenie mu głosu. Gdy dzielnicowi działacze go ignorowali, wstał i huknął pięścią w pulpit mównicy. […] W 2008 r. pilotował niezwykle trudną ze względów społecznych reformę czynszów komunalnych. Udało mu się doprowadzić do uchwalenia podwyżki czynszów, które wcześniej były zamrożone przez dziewięć lat i należały do najniższych w kraju. Drugą zmianą było zróżnicowanie wysokości czynszów w zależności od lokalizacji mieszkania i wprowadzenie ulg dla najuboższych. (sic!)”
Kto śledził trochę sprawy protestów lokatorskich, ten wie ile w tym nieprawdy. Wystarczy przypomnieć matactwa Jakubiaka w sprawie obniżenia kryterium dochodowego uprawniającego do najmu mieszkań komunalnych (obniżka – czyli ograniczenie liczby osób uprawnionych – została przedstawiona przez Jakubiaka jako „podwyższenie kryterium”). Rzekoma „kompetencja” Jakubiaka miała się przejawiać m.in. w tym, że nie umiał odróżnić kwoty brutto od kwoty netto.
Jakubiak wykazał się też nieraz arogancją wobec lokatorów na licznych akcjach protestacyjnych, takich jak okupacja Ratusza i Biura gospodarowania nieruchomościami.