Publicystyka
Nie jesteśmy bydłem ale ludźmi!
Obowiązująca Konstytucja zapewnia, że każdy obywatel ma prawo do godnego, należytego życia i traktowania, przez co rozumie się również do godnego zamieszkania, bez nagłych zmian warunków tak w kwestiach technicznych jak i materialnych. A więc Państwo Polskie i jego przedstawiciele w terenie gwarantują, że warunki te nie ulegną zmianie.
Jesteśmy mieszkańcami kamienicy na Pradze Północ przy ul. Wileńskiej 7, grozi nam zmiana właściciela, ponieważ sprawa tzw. reprywatyzacji jest w toku postępowania sądowego.
Kilka lat temu na zebraniu informacyjnym Komitetu Obrony Praw Lokatorów (ul. Targowa 22) otrzymaliśmy informację, że nasza posesja jest wyłączona z dochodzeń spadkowych, które są uregulowane. Co się stało w ciągu tych lat, że nagle ktoś – jakaś grupa ludzi, wspierana przez wyspecjalizowane kancelarie adwokackie wzięła sobie za cel właśnie naszą kamienicę?
Wiemy bowiem, że dzika i bezwzględna reprywatyzacja dotyczy wielu kamienic w Polsce, tak w Poznaniu jak i w Warszawie m.in. W ostatnich latach przybrała na sile i jest masowa. Z mediów wiadomo, że za tym procederem kryją się duże pieniądze, nikt tego nie kontroluje, żadne służby państwowe i zdaje się, że nawet sądy nie przykładają się skrupulatnie przekładanym dokumentom tzw. spadkobierców lub ich przedstawicielom, ewentualnym podstawianym słupom etc. Gminy jako przedstawiciele państwa dość łatwo pozbawiają się kamienic, zupełnie nie interesując się losem lokatorów pozostawionych własnemu losowi.
Przez ostanie kilkadziesiąt lat, a zwłaszcza po roku 1989 r. gminy zainwestowały w kamienice, aby je utrzymać w należytym stanie technicznym – wymiana rur wodno-kanalizacyjnych, gazowych, część instalacji elektrycznej, naprawy dachów i elewacji zewnętrznej, wymiana okien na wniosek lokatorów oraz założenie C.W. Tak gotowe posesje stały się łakomym kąskiem dla przyszłych prywatnych właścicieli. Gminy więc poniosły duże koszty.
Wiemy też z mediów, że nowi właściciele z kamienic zrobili sobie źródło dużych dochodów podwyższając znacznie opłaty lokatorom, drenując ich kieszenie w sposób niekontrolowany, mimo określonych niedoskonałych przepisów ograniczających wyzysk. Mieszkańcy znaleźli się w dramatycznej sytuacji finansowej, całe dotychczasowe ich życie uległo pogorszeniu. A przecież mają ograniczone możliwości materialne, muszą rezygnować z wielu planów. Tak oto państwo zadbało o ich los, gdy ludzie stali się właściwie bydłem eksploatowanym bezwzględnie przez nowych właścicieli. Nadto ci właściciele w zależności od sytuacji w rażący sposób i niekontrolowany przez prawo w różny sposób, m.in. przez tzw. czyścicieli dokonują zmian w lokalach, zamykają wodę, gaz itp. aby wymusić na lokatorach opłaty. Jeśli w XXI w. w cywilizowanym państwie prawo własności ma na tym polegać, to te metody reprywatyzacyjne są niedopuszczalne.
Jeśli zatem lokatorzy znaleźli się w tak dramatycznej sytuacji, państwo, a więc gmina ma obowiązek zapewnienia im nowe lokale na podobnych warunkach technicznych i finansowych. Jeśli gmina nie ma takich lokali jej obowiązkiem jest wyrównać różnicę opłat czynszów podwyższonych przez nowego właściciela a dotychczasowych jakie obowiązywały przedtem, dopóki nie zapewni się nowego lokum bez względu na dochody lokatorów.
A przede wszystkim, jeśli w państwie jest brak określonego prawa w kwestiach reprywatyzacyjnych, na czas jego uchwalenia wszelkie postępowania sądowe powinny być zawieszone, bo nie może być tak, przez kilkadziesiąt lat mieszkańcy kamienic żyli w spokoju, cieszyli się swoim mieszkaniem, remontowali go, meblowali, następowały zmiany pokoleniowe i przez nowego właściciela nagle wszystko upadło, pozostała niepewność o własny dach nad głową. Czynnik ludzki też bardzo ważny, o czym Państwo Polskie zapomniało zupełnie.
My mieszkańcy kamienicy przy ul. Wileńskiej 7 powtarzamy – nie jesteśmy bydłem do eksploatacji, ale ludźmi chcącymi żyć godnie. Póki jest jeszcze czas gmina musi zrobić wszystko abyśmy nadal byli pod jej opieką, nie chcemy nowego właściciela.
Apelujemy do mediów aby zainteresowały się tą dziką i drańską reprywatyzacją, nagłośniły ją i przez artykuły wywiady oraz dziennikarzy śledczych do zwrócenia uwagi na problem Państwu Polskiemu, czyli Sejmowi, Rządowi i Prezydentowi.
Lokatorzy ul. Wileńskiej 7
Zapraszamy do podpisywania petycji: http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=10992
“Warsaw Days” – promocja deweloperów w mieście nędzy mieszkaniowej
W piątek rozpoczynają się „Warsaw Days” spotkania promujące deweloperów nieruchomości z udziałem polityków odpowiedzialnych za katastrofalną sytuację mieszkaniową w Warszawie.
W centrum uwagi „Warsaw Days” są deweloperzy nieruchomości. Dziesiątki firm buduje apartamentowce w całym mieście, ale coraz mniej ludzi może sobie pozwolić na kupno nowo wybudowanych mieszkań. Powierzchnia mieszkalna kosztuje zbyt drogo, a mieszkańcy Warszawy nie mają wystarczającej zdolności kredytowej. W efekcie mieszkania pozostają puste, a w tym samym czasie cierpimy na niedostatek mieszkań.
Jednocześnie zapotrzebowanie na dostępne mieszkalnictwo jest ogromne, ale pozostaje w większości niezaspokojone. To co jest dostępne na rynku leży w zasięgu bardzo ograniczonej liczby ludzi, a ceny są porównywalne lub wyższe niż w wielu europejskich miastach. To oznacza, że przeciętna osoba w Polsce musi pracować o wiele dłużej, by zakupić metr kwadratowy, niż mieszkańcy innych krajów. Dlatego w większości musimy gnieździć się w małych metrażach.
Dostępność mieszkań komunalnych została znacznie ograniczona przez prywatyzację i przez niedopuszczalne zaniedbania. Wiele budynków pozostaje od dziesięcioleci nieremontowanych i nie nadaje się już praktycznie do zamieszkania. W efekcie miasto straciło tysiące mieszkań komunalnych. Władze obiecują, że wybudują więcej, ale realizują to na tak małą skalę, że nie kompensuje to nawet strat powierzchni mieszkalnej, nie mówiąc już o zaspokojeniu czekających w kolejce na mieszkania.
Zamiast propagandowych wydarzeń takich jak „Warsaw Days”, zamiast próby przedstawiania tragicznej sytuacji mieszkaniowej jako rozkwitu miasta, chcemy by budowano więcej dostępnych mieszkań komunalnych.
Chcemy też podkreślić, że bardzo często dochodzi w Warszawie i innych miastach do naruszenia podstawowych praw lokatorów, zarówno w domach prywatnych jak i komunalnych. Lokatorzy są przekazywani nowym właścicielom niczym meble. W wyniku reprywatyzacji, lokatorzy padają ofiarą wielu rodzajów prześladowań, takich jak odcinanie mediów, przy kompletnej bierności władz.
Jedna z firm należących do grupy kapitałowej SP Invest, jednego z wystawców na Warsaw Days, w nielegalny sposób doprowadziła do eksmisji rodziny i zburzyła budynek zanim zapadł wyrok eksmisyjny. Sąd postanowił, że eksmisja była nielegalna i że rodzina z niepełnosprawnym dzieckiem ma prawo w nim mieszkać. Ale budynku już nie ma. Pomimo tych karygodnych działań, deweloper dalej kontynuuje swoją działalność, gdyż zdaje sobie sprawę, że miasto nie przyjdzie lokatorom z pomocą.
Miasto jest dla mieszkańców, a nie dla deweloperów, spekulantów i biurokratów. Nie będziemy po cichu tolerować katastrofy mieszkalnej, którą władze sprowadziły na tysiące rodzin. Dość tego!
Jeśli masz problemy z właścicielami kamienic, ze spekulantami, prywaciarzami i deweloperami – przekaż nam swoją historię i działaj z nami na rzecz praw lokatorów!
Skomentuj "Warsaw Days" - promocja deweloperów w mieście nędzy mieszkaniowej
Eksmisja w mieście pustostanów
Bezrobotna kobieta ma zostać eksmitowana na bruk w poniedziałek rano. Obrońcy kobiety chcą podkreślić kilka faktów, które świadczą o bardzo problematycznym podejściu miasta do problemów mieszkalnictwa.
Siedem lat temu, kobietę wyrzucono z mieszkania, gdzie mieszkała razem z babcią aż do jej śmierci. Nie mogła odziedziczyć najmu mieszkania i tam pozostać, pomimo braku innego miejsca do życia.
Czy taka zasada ma sens czy nie, zależy od sytuacji. W wielu przypadkach to nie ma sensu, ponieważ ktoś kto ma niskie zarobki, zasługuje na mieszkanie komunalne lub socjalne. Ale miasto przekonuje, że musi mieć taką politykę, bo jest „za mało zasobów” mieszkalnych w Warszawie.
Więc tym bardziej bulwersujący jest fakt, że mieszkanie z którego lokatorka musiała się wyprowadzić 7 lat temu, od tego czasu STOI PUSTE. Eksmisja w mieście pustostanów – czytaj dalej …
Dobry lokator, to gentryfikator
Inspiracją do napisania tego artykułu był pożar, który miał miejsce w zeszłą środę na warszawskiej Pradze. W dzielnicy, która od dawna jest na celowniku gentryfikatorów. Z jednej strony, inwestorzy i spekulacje nieruchomościami, z drugiej strony plany i aspiracje elity rządzącej aby, z pomocą hojnych obniżek czynszów i innych bodźców, wprowadzić do dzielnicy nową klasę, artystów i kulturalną elitę, którzy mają przekształcić dzielnicę w przestrzeń bardziej atrakcyjną dla nowych, przyszłych mieszkańców… bardziej zamożnej klasy, która powoli będzie wypierać dotychczasowych mieszkańców.
Trudno nie dostrzec, że reakcję mediów oraz lokalnych władz tym razem były zupełnie inne niż zwykle. Ten akurat pożar został uznany za „szczególnie ważny”. Czemu? Ludzie na Pradze cały czas tracą swoje mieszkania, często w dość tragicznych okolicznościach, jednak rzadko się o tym słyszy i zazwyczaj pozostają właściwie bez pomocy. Jednak tym razem w pożarze zniszczona została galeria, teatr i klub. Tragedia dla Pragi.
Albo tak powinniśmy sądzić. Może to jest tragedia dla władz, którym zależy na gentryfikacji miasta. Dla innych ludzi w dzielnicy, tragedią jest raczej ich niepewna sytuacja i niebezpiecznie warunki w których mieszkają. Trzeba podkreślić, że od dawna, Komitet Obrony Lokatorów, ZSP i mieszkańcy Pragi mówią o tym, że nie ma żadnych zabezpieczeń przeciwpożarowych na Pradze. I tak jest faktycznie. Wyobraź sobie, gdyby w twoim miejscu pracy nie było gaśnicy, ktoś mógłby to zgłosić do inspekcji i pracodawca dostałby karę. Gdyby ktoś zginął w takim niezabezpieczonym miejscu pracy, może dojść do poważnej sprawy karnej. Ale nie na Pradze, gdzie na porządku dziennym są udokumentowane przez nas naruszenia zasad bezpieczeństwa, gdzie władze miasta, będące właścicielem budynków, nie dbają o gaśnice, nie zabezpieczają strychów i piwnic, jednym słowem nie robią nic… i nikt nie ponosi z tego powodu żadnych konsekwencji. A mieszkańcy Pragi mają dość nieodpowiedzialności władz… i to jest ta prawdziwa tragedia.
Aby pokazać mieszkańcom dzielnicy, kto jest ważny, władze spotkały się z artystami niezwłocznie po pożarze, obiecując pomoc lokalową. Jest sporo lokali na Pradze. W okolicach Dworca Wschodniego są lokale oferowane na preferencyjnych warunkach dla artystów. Normalni mieszkańcy Pragi nie mają takich możliwości. Artyści tak. Barbara Dżugaj, rzecznik władz dzielnicy Praga-Północ, znana z wypowiedzi, że ul. Brzeską należy zrównać z ziemią i z traktowania mieszkańców jak meneli, rozmawiała z GW o pomocy dla artystów.
Czytamy:
Urząd przedstawił im wczoraj pierwszą listę adresów do wzięcia. Są na niej również lokale przy Inżynierskiej. Artyści mogą też liczyć na bonusy w czynszach i opłatach za miejskie media. Nie muszą się także przejmować statusem lokali. Jeśli na swoje pracownie wybiorą mieszkania, zostaną przekształcone w lokale użytkowe.
A oto prawdziwy skandal. Wiemy, że sytuacja z zasobami mieszkaniowymi w dzielnicy jest tragiczna! Nie dość, że wiele domów mieszkalnych stanowi zagrożenie budowlane, cierpi z powodu reprywatyzacji, itd., że nie ma wolnych mieszkań dla osób oczekujących, ale władze są gotowe przekształcić lokale, pozbawić lokatorów komunalnych dostępu do tych zasobów i udostępnić je po preferencyjnych warunkach na inne cele. Kto dał im prawo korzystać z zasobów komunalnych do dla takich celów? Zasoby komunalne mają służyć do zaspokajania potrzeb mieszkaniowych.
Miasto już załatwiło artystom lokale w okolicach Dworca Wschodniego i wsparło ich na inne sposoby. A co z rodzinami oczekującymi na mieszkania?
To jasne, że dla władz, najlepszy lokator to gentryfikator.
Artyści, nie będziemy płacić za wasz układ z miastem, kosztem mieszkań dla potrzebujących. Wybierzcie z kim chcecie trzymać: z mieszkańcami dzielnicy, czy z okradającymi ich władzami!
Koń Trojański dla Pragi
Przypominamy jeden z pierwszych postulatów Komitetu Obrony Lokatorów z 2009 roku: pieniądze na remonty kamienic, wraz z gwarancją powrotu do wyremontowanych mieszkań dla dotychczasowych lokatorów.
Prawo powrotu do mieszkania jest zagwarantowane w Ustawie o ochronie praw lokatorów. (Ustawa o ochronie praw lokatorów, Art. 10 ust. 4: Jeżeli rodzaj koniecznej naprawy tego wymaga, lokator jest obowiązany opróżnić lokal i przenieść się na koszt właściciela do lokalu zamiennego, jednak na czas nie dłuższy niż rok. Po upływie tego terminu właściciel jest obowiązany udostępnić lokatorowi w ramach istniejącego stosunku prawnego naprawiony lokal. Czynsz za lokal zamienny, bez względu na jego wyposażenie techniczne, nie może być wyższy niż czynsz za lokal dotychczasowy.)
Jak wiadomo, władze Gmin bezkarnie łamią ten przepis. Istnieją dziesiątki przykładów, w których dotychczasowi mieszkańcy nie mogli powrócić do swoich lokali po dokonanym remoncie. Często oznaczało to drastyczne pogorszenie ich sytuacji mieszkaniowej. Nie może być na to zgody.
Lokatorzy, którzy od lat płacą regularnie czynsz i nie bacząc na wieloletnie zaniedbania władz, włożyli własne oszczędności w remont swojego mieszkania, nareszcie mogą doczekać się remontów kamienic. Tyle, że po remontach nie będą w stanie tam powrócić. W najgorszej sytuacji są ci, którzy otrzymują lokale zamienne o o wiele gorszym standardzie, które muszą jeszcze raz na własny koszt wyremontować. (Tak się stało w przypadku nieszczęśliwych lokatorów z ul. Targowej 14).
Domagamy się przestrzegania zagwarantowanych prawem uprawnień lokatorów, oraz notarialnie poświadczonej gwarancji powrotu do wyremontowanych mieszkań, a także ukarania urzędników, którzy utrudniają lokatorom egzekwowanie własnych praw.
Warto także przypomnieć, jak często dochodzi do nieprawidłowości, gdy Miasto dokonuje remontów. Koszta są nagminnie zawyżane, a niektóre remonty istnieją tylko na papierze. Jest na to wiele dowodów. Jednak w Warszawie nie ma żadnej kontroli nad urzędnikami. Domagamy się, aby lokatorzy mieszkańcy dzielnicy i organizacje lokatorskie mieli możliwość sprawdzania, jak są wydawane publiczne pieniądze na remonty. Musimy wiedzieć, czy nasze pieniądze są wydawane mądrze, czy po prostu marnowane. Powołanie takiej komisji przy radach dzielnicy jest jednym z postulatów Komitetu Obrony Lokatorów.
Warto też przypomnieć, że wielu lokatorów godzi się na to, by remontować pustostany we własnym zakresie i na własny koszt, jednak Miasto nie jest zainteresowane podpisywaniem z nimi umów najmu. Jednocześnie władze zasłaniają się brakiem funduszów na remont pustostanów.
Nie zgadzamy się na to, by remonty służyły jako mechanizm gentryfikacji dzielnicy oraz wysiedlania mieszkańców. Remonty na Pradze bez gwarancji powrotu dla mieszkańców dzielnicy, to nic innego, jak atak na lokalną społeczność. Podejmiemy wszystkie możliwe kroki, by uniemożliwić prowadzenie takiej polityki przeciw mieszkańcom oraz by uświadomić mieszkańców, jak faktycznie wygląda polityka remontowa w dzielnicy.
Oni nie reprezentują naszych interesów
Oni nie reprezentują naszych interesów – czyli o tym jak politycy i media podpinają się pod sprawy lokatorskie na naszą niekorzyść.
Nietrudno zauważyć, że niektóre partie polityczne oraz prawie profesjonalni aktywiści ostatnio mają coraz więcej do powiedzenia w mediach o sprawach lokatorskich, więcej nawet niż sami lokatorzy. W naszym społeczeństwie, gdzie u elit liczy się głos innych przedstawicieli elit (politycy, dziennikarze, pracownicy naukowi itd.) można było się spodziewać, że będą oni starali się włączać w sprawy lokatorskie, by udowodnić swoją społeczną wrażliwość. Jednak, robiąc to, pomijają samych lokatorów, którzy przestają być podmiotem własnej walki. Głos lokatorów staje się drugorzędny, po głosie ich przedstawicieli. A im dalej ci ludzie są od nich odlegli, tym bardziej starają się przekształcić prawdziwe postulaty lokatorów na postulaty swoich sojuszników – neoliberałów.
Chciałabym przedstawić kilka przykładów i przeanalizować jak one różnią się od postulatów samych lokatorów.
Jako najbardziej niekorzystne dla lokatorów należy uznać ostatnie pomysły Wandy Nowickiej. Są one bezkonkurencyjne w swojej bezużyteczności dla lokatorów i w pozostawianiu najgorszych problemów bez żadnego rozwiązania.
Wanda Nowicka rozmawiała z nie okazującą zainteresowania ludzkim losem Hanną Gronkiewicz-Waltz. Rozmawiali o „problemach eksmisji”. Z jaką propozycją wystąpiła Nowicka? Otóż zaproponowała Gronkiewicz-Waltz, by miasto zbudowało tanie hostele dla eksmitowanych.
Porównajmy teraz stanowisko organizacji lokatorskich z propozycją Nowickiej. W Warszawie, wszystkie główne organizacje mówią „Stop Eksmisjom”. Domagają się, żeby nie było eksmisji na bruk. Niektórzy twierdzą, że nie powinno być eksmisji z zasobów komunalnych w ogóle. Inni, że można jedynie eksmitować do tańszego mieszkania, jeśli obecnie zajmowane jest za duże. Wszystkie organizacje chcą jednak zakończyć eksmisje do noclegowni, czy do pomieszczeń tymczasowych. Osoby eksmitowane powinni dostać lokale socjalne, jeśli mają zbyt niskie dochody.
Jak propozycja Nowickiej ma się do stanowiska organizacji lokatorskich? Nijak. My nie chcemy żadnych eksmisji do hostelów.
Co więcej, właśnie walczymy z taką rzeczywistością, w której miasto eksmituje ludzi do takich miejsc, w których nie da się normalnie mieszkać. Osoby eksmitowane np. do noclegowni na ul. Przeworskiej, gdy zakończy się ich tymczasowy pobyt, muszą płacić 24 zł za każdą dobę spędzoną w okropnych warunkach. Z całą pewnością nie jest to miejsce dla dzieci.
Nowicka wpadła jeszcze na jeden pomysł (niestety): aby Ratusz zorganizował poradnictwo dla osób, które straciły umowy najmu i popadają w ogromne zadłużenie. Nowicka skomentowała to tak: „Te osoby często nie są świadome sytuacji, nie znają konsekwencji swoich decyzji.”
Niestety, to ostatnie zdanie dobitnie świadczy o braku kontaktu z rzeczywistością oraz braku zrozumienia problemu.
Jest kilka przyczyn zadłużenia. Pierwszą jest zwykły brak pracy, lub zbyt niskie zarobki. Czasem ludzie wybierają zakup żywności zamiast czynszu. Istnieje jednak też inna przyczyna zadłużenia, zupełnie nieludzka, stosowana przez Ratusz kara umowna w postaci wyższej stawki czynszu, opartej na tzw. „stawce odtworzeniowej”.
Na co dzień spotykamy się z takimi przypadkami w Komitecie Obrony Lokatorów: ludzie, którzy zaczęli mieć ogromne długi z powodu tej kary. Np., jedna pani straciła pracę. W ciągu 2-3 miesięcy, gdy nie mogła płacić czynszu, nałożono jej karę i teraz ma zapłacić DUŻO WIĘCEJ – jest to kara za to, że nie miała dość pieniędzy.
Gdybyśmy mieszkali w normalnym kraju, gmina płaciłaby czynsz za okres bezrobocia, lub zmniejszyła go na ten czas, lub zrobiła coś, by najemca mógł spłacić czynsz później. Jednak w Polsce zamiast tego nakłada się jeszcze wyższy czynsz jako karę, co powoduje, że dług rośnie kilka razy szybciej.
Warszawscy urzędnicy w swojej bezczelności posuwają się tak daleko, że nakładają kary z najróżniejszych powodów: gdy ktoś w latach 80-tych zrobił toaletę w mieszkaniu – dostaje karę. Gdy z winy urzędu nie regulowano tytułu najmu – dostaje karę, itp. itd. Urzędnicy potrafią nawet nakładać karę na 3 lata wstecz. Zdarza się również, że nakładają „solidarnie” karę na dzieci i inne osoby spokrewnione, nawet jeśli nie mieszkają one w zadłużonych mieszkaniach.
Wszystkie organizacje lokatorskie w Warszawie mówią wprost: to bezwstydne złodziejstwo, które niszczy ludzi.
Nowicka daje do zrozumienia, że problemem jest to, że ludzie nie są świadomi, że podejmują złe decyzje. Jednak nie chodzi tu o złe decyzje – po prostu nie mają żadnego wyboru. Nie stać ich na opłatę czynszu i tyle. Dlaczego Nowicka uważa, że problem tkwi w lokatorach, a nie w chorym systemie? Można się tylko domyślać, jednak wiele wskazuje na to, że takie myślenie jest wytworem neoliberalnego konsensusu, który obarcza winą za biedę i wyzysk ludzi nimi dotkniętych.
Jestem jednak ciekawa co ci ludzie z Ratusza, którzy w dużym stopniu są odpowiedzialni za stopień zadłużenia lokatorów (podwyżki czynszów, zawyżona stawka odtworzeniowa), mogliby poradzić lokatorom? Przypomina mi się jedna rozmowa z pewnym urzędnikiem, który przekonywał starszą osobę, że powinna pracować na trzy etaty, lub wziąć kredyt, albo wydać syna za bogatą kobietę.
Za takie porady dziękujemy.
Inni ludzie, którzy mają „dobre pomysły” formułują postulaty, które choć w części pokryją się z jednym z postulatów Komitetu Obrony Lokatorów. Jednak, nasz postulat zawiera ważne punkty, co odróżnia go od postulatów elit przyjaznych neoliberałom.
Działacze SLD niedawno zbierali podpisy na Pradze i domagali się funduszy na remonty kamienic na Pradze. Ratusz prawdopodobnie zgodzi się na przyznanie większej sumy pieniędzy na te remonty. Działacze SLD zrobili konferencję prasową, mówiąc o tym, że ruszyli z „postulatami lokatorów”.
Niestety, to nieprawda. Ci ludzie doskonale wiedzą, jakie są nasze postulaty. To fakt, że kamienice na Pradze są w bardzo złym stanie i trzeba je wyremontować. Jednak, jak wygląda rzeczywistość takich remontów?
Remonty na Pradze służą przede wszystkim temu, by eksmitować dotychczasowych mieszkańców i dobrze na tym zarobić. W prawie każdej sytuacji, którą znamy, po remoncie budynku, ludzie już nie wracają. To jest wielka krzywda: ludzie, którzy regularnie płacili czynsz i oczekują, że miasto w zamian wyremontuje budynek w którym mieszkają, zostają wysiedleni, nie tylko na czas remontu (o wynikałoby z ustawy), ale na stałe. Wbrew przepisom, które gwarantują im możliwość powrotu. Lokatorzy często są wysiedlani do gorszych mieszkań, a nawet, np. w przypadku lokatorów z ul. Targowej 14, muszą remontować „nowe” mieszkania na własny koszt.
W najgorszym wypadku, miasto może sprywatyzować budynek, jak np. na ulicy Floriańskiej. Tam, lokatorzy nie mogli wrócić do swoich mieszkań po remoncie, a miasto sprzedało mieszkania japiszonom. A mieszkańcy wylądowali w takich ruderach, które nawet trudno opisać.
Dlatego, od początku, naszym postulatem było poświadczenie notarialne możliwości powrotu do zajmowanego wcześniej lokalu po wykonanym remoncie. Jest to zasadniczo gwarantowane przez prawo, ale na Pradze zdaje się to nie mieć znaczenia.
Niestety, bez gwarancji dla lokatorów, takie remonty mogą stać się tylko podstawą jednej wielkiej gentryfikacji na użytek elit. I dlatego Ratusz się zgodził, bo o to właśnie chodzi.
Jeśliby SLD naprawdę chciało pomóc lokatorom, musiałoby zacząć od zagwarantowania im istniejących praw. Warto też wspomnieć o zawyżonych kosztach remontów. Zaprzyjaźnione z urzędnikami firmy zarabiają krocie na remontach, często partacząc robotę. A my musimy słono płacić za ich zysk. Nie można tego nazwać inaczej jak szwindlem.
Aby te remonty odbyły się bez negatywnych skutków dla lokatorów, musiałyby nastąpić duże zmiany w urzędach na Pradze i w Radzie Warszawy. Bo nasi urzędnicy i politycy pozwalają sobie na kolosalne nadużycia i systematycznie naruszają Ustawę o ochronie praw lokatorów. Ale faktem jest, że najgorsi gnębiciele lokatorów mogą u nas działać TYLKO DLATEGO, że klub SLD ich aktywnie wspiera.
Tak, ci którzy rzekomo „bronią” interesów lokatorów inaczej głosują, niż wynikałoby z ich deklaracji, co może twierdzić każdy kto choć raz był na Radzie Dzielnicy.
Więc, nie miejmy złudzeń. Nie ma najważniejszych elementów naszych postulatów w działaniach polityków, bo im nie chodzi o obronę Pragi i jej mieszkańców, ale o obronę wartości nieruchomości.
Ostatnie środowisko polityczne, które warto krytykować to ludzie skupieni wokół tak zwanego „Kongresu Ruchów Miejskich”. Warto doprecyzować, że są tam nie tylko politycy, lub ci, którzy chcą nimi zostać, ale także aktywiści innego rodzaju. Jednak można to nazwać spójnym środowiskiem politycznym, gdyż wielu z nich podąża w kierunku ugodowym i przedstawicielskim. Jak relacjonują aktywiści lokatorscy, z ogromnym oporem przedstawicieli klasy średniej spotkały się tam takie postulaty jak walka z eksmisją na bruk.
Wiadomo, że w takich kręgach interesujące mogą być tylko miękkie postulaty pro-rynkowe, liberalne… jak budowa tanich hoteli. Nasuwa się więc pytanie… po co są potrzebni ci ludzie?
Niestety, wydaje mi się, że takie inicjatywy, to krok w złym kierunku. Zamiast lokatorów, biorą w nich udział politycy, socjologowie, lub aktywiści, którzy chcą reprezentować i przekształcać zwyczajne postulaty lokatorskie w coś bardziej przyjaznego dla liberałów i fundacji przyznających dotacje.
Czekam na to, by ludzie wreszcie się obudzili i zdali sobie sprawę, że wszyscy ci „przyjaciele lokatorów” są w rzeczywistości tymi, którzy próbują łagodzić ostre protesty i rozmydlać postulaty zmierzające do usunięcia źródła problemów.
Liczę na to, aby lokatorzy sami się więcej organizowali, bez polityków i innych pośredników!
Niedorzecznik Praw Obywatelskich odczuwa uzasadniony niepokój
Niedorzecznik Praw Obywatelskich, prof. Irena Lipowicz, odczuwa uzasadniony niepokój. Jest to spowodowane nasilającymi się przypadkami drastycznego traktowania lokatorów przez nowych właścicieli zamieszkiwanych przez nich kamienic, które mają zmusić ich do opuszczenia lokali. Właściciele w swoich działaniach uciekają się do zalewania mieszkań, dewastowania budynku, wyłączania wody, ogrzewania i prądu, demontażu drzwi wejściowych i okien w częściach wspólnych budynku, rozbieranie dachu czy uszkadzanie kanalizacji w ten sposób, że nieczystości spływają schodami.
Jednak, zdaniem niedorzecznik, nic się nie da z tym zrobić i jest to w pełni legalne. Albowiem przez budzące wątpliwości sformułowanie zawarte w Kodeksie karnym nowi właścicieli kamienic, którzy chcą się pozbyć dotychczasowych lokatorów mogą bezkarnie zalewać ich mieszkania, wyłączać prąd, demontować dach, a nawet uszkadzać kanalizację.
Jak z kapelusza, Niedorzecznik Praw Obywatelskich podsuwa zbrodniarzom (których czasami nazywa się dla niepoznaki “prawowitymi właścicielami nieruchomości”) gotową interpretację prawną.
Jej zdaniem właściwe organy państwa, w tym Policja, nie mogą podjąć skutecznych działań chroniących dotychczasowych lokatorów, ponieważ na przeszkodzie leżą ograniczenia w art. 191 § 1 Kodeksu karnego. W praktyce wątpliwości budzi sformułowanie „przemoc wobec osoby”, a dokładniej czy zwrot ten obejmuje przypadki tzw. przemocy pośredniej przez rzecz, gdy w ten sposób pokrzywdzony zmuszony jest do zaniechania.
Zdaniem prof. Lipowicz przyjęcie takiego poglądu przez Sąd Najwyższy doprowadziło do tego, że przypadki zastawiania drogi, zmiany zamków we wspólnym mieszkaniu, wyłączania elektryczności, odcinania dopływu prądu i temu podobne zostały zdepenalizowane i pozostają obecnie bezkarne.
Jaka szkoda, że niedorzecznik po raz kolejny ma związane ręce! To musi być bardzo bolesne tak palić się do roboty, ale nie być w stanie nic zrobić!
5 komentarzy Niedorzecznik Praw Obywatelskich odczuwa uzasadniony niepokój
Urzędniczy system kontroli i represji mieszkańców Warszawy
Od 8 sierpnia, nasza koleżanka Ewa przebywa w szpitalu. Jej noga została amputowana po wypadku, który miał miejsce w ciągu zdarzeń będących bezpośrednim następstwem eksmisji brutalnej. Ewa stara się o lokal socjalny, aby mieć gdzie mieszkać po wypisaniu ze szpitala. Jak warszawscy urzędnicy zareagowali na tą sytuację? Czy wyjątkowo tragiczna sytuacja byłej lokatorki, która obecnie jest bezdomną, niezdolną do pracy inwalidką, obudziła w nich wreszcie sumienie i skłoniła ich do podjęcia działań zmierzających do zabezpieczenia jej lokalu socjalnego, do którego jest w pełni uprawniona? Odpowiedź jest niestety przecząca, a świadczy to jedynie o poziomie zwyrodnienia naszych władz.
W czasie poprzedzającym eksmisję, Ewa była świadoma, że czeka ją bezdomność i starała się uzyskać lokal socjalny od miasta, zgodnie ze wszystkimi obowiązującymi procedurami, ponieważ spełniała wszystkie kryteria przyznania lokalu socjalnego. Wówczas jednak odmówiono jej, pod pretekstem, że ma gdzie mieszkać i nie jest bezdomna. Ostatnia odpowiedź tej treści została nadesłana przez urząd na kilka dni przed planowaną eksmisją na bruk, o której urzędnicy doskonale wiedzieli. Obecnie Ewa jest faktycznie bezdomna. Gdyby nie komplikacje związane z przebiegiem operacji amputacji nogi, przez co musi pozostawać w szpitalu, nie wiadomo gdzie miałaby się podziać. Jak się okazuje, ta sytuacja jest kolejną wymówką, której chwytają się bezduszne urzędowe gryzipiórki, by odmówić przyznania lokalu.
Urzędnicy zażądali, by Ewa podała swoje aktualne miejsce zamieszkania. Gdyby nie przebywała akurat w szpitalu, ale u kogoś, kto udzielił jej pomocy, musiałaby podać nazwisko najemcy, czy właściciela mieszkania, oraz powierzchnię użytkową lokalu. Po co urzędnikom te informacje? Aby to zrozumieć, trzeba wyjaśnić nieco sposób funkcjonowania stołecznej lokalówki. Sposób funkcjonowania, który jest nakierowany na jak najpełniejsze upokorzenie lokatorów i ukaranie tych, którzy w odróżnieniu od urzędników, przejawiają jeszcze ludzkie odruchy solidarności.
Naczelną zasadą obecnej polityki lokalowej jest eksmitować tylu lokatorów komunalnych, ile się da. Celem jest jak najłatwiejsza prywatyzacja i komercjalizacja mieszkalnictwa publicznego. Aby tego dokonać, należy próbować zepchnąć obowiązek zapewnienia lokalu (który spoczywa na Gminie) na rodzinę lokatora. Gdy ktoś w rodzinie ma mieszkanie lub dom, osoba eksmitowana ma zdaniem urzędników tam właśnie zamieszkać. Nie liczy się zupełnie to, czy dany lokator kwalifikuje się do pomocy mieszkaniowej, nie ma żadnego znaczenia jakie są faktyczne relacje rodzinne i jaki to będzie miało efekt na dzieci.
W ten sposób lokalówka odmawia np. osobnych mieszkań osobom rozwiedzionym, skazując dzieci z takich rodzin na atmosferę konfliktu nie do zniesienia, w tragicznych nieraz warunkach mieszkaniowych. Być może to jest sposób na politykę „prorodzinną”, by zmuszać nienawidzące się osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania. Z pewnością przyczynia się to do zdrowego wychowywania kolejnego pokolenia.
Z drugiej strony, co mogłoby się stać, gdyby ktoś należący do rodziny Ewy, zamieszkujący w zasobach miasta, zaprosił ją do wspólnego zamieszkiwania? Z jaką satysfakcją urzędnicze mierzwy wypowiedziałyby wtedy umowę najmu! Przyczyną byłoby wtedy „udostępnianie lokalu bez zgody właściciela”. W dodatku, lokator, który by w ten sposób okazał serce swojej rodzinie, zostałby dodatkowo ukarany bezprawnym naliczaniem kary za tzw. „bezumowne zajmowanie lokalu”. Tym sposobem, lokator szybko wpadłby w dług, którego nie byłby już w stanie nigdy spłacić, samemu narażając się na eksmisję. Nie jest to wcale przypadek teoretyczny. W tym miesiącu urzędnicy wypowiedzieli umowę najmu lokatorce, która zamieszkiwała z najbliższą rodziną, pod tym właśnie pozorem. Zakończyło się to doznaniem zawału przez lokatorkę i jej śmiercią.
Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z przypadkami, gdy urzędnicy z lokalówki rozbijają rodziny w swojej pasji eksmitowania. Niedawno rozmawialiśmy z parą, która nie jest małżeństwem i ma dwójkę dzieci. Mieszkają razem, bo w pewnym momencie kobieta przeprowadziła się do swojego partnera, by mieszkać razem, co jest dość normalne. Mniej normalne jest to, że urzędnicy muszą na to wyrazić zgodę, oraz co gorsza takiej zgody odmawiają. Dlaczego? Bo obawiają się, że rodzina się powiększy i będą musieli przyznać kolejne lokale w sytuacji zbytniego zagęszczenia. Lokatorom nie mieści się w głowie, że nasze miasto może być do tego stopnia totalitarne, że na wspólne zamieszkiwanie pary młodych ludzi z dziećmi potrzebna jest zgoda urzędników. Ale tak właśnie jest.
Być może chodzi o to, by utrudnić lokatorom komunalnym zakładanie rodzin. Bo gdy mimo utrudnień, tę rodzinę założą, otrzymają odmowę wspólnego zamieszkiwania. A jeśli nie są dość zamożni, by wynajmować lokal na rynku komercyjnym (co jest o wiele droższe i oznacza brak pieniędzy na wychowanie dziecka w normalnych warunkach), może w ogóle powinno się zabronić ludziom niezamożnym posiadania dzieci. Czemu nie wprowadzić przymusowego programu sterylizacji biednych? Przecież są już precedensy, a ideologicznie obecna władza nie odbiega przecież tak bardzo od tych pierwowzorów? Chociaż wtedy trochę trudno by było pozorować przed społeczeństwem prowadzenie polityki pro-rodzinnej… Lepiej więc stworzyć politykę mieszkaniową najeżoną tysięcznymi pułapkami, ustalić kryteria praktycznie niemożliwe do spełnienia, by z tępą satysfakcją odmawiać przyznania lokali lokatorom, próbując ich przekonywać, że to jest ich wina. Ich winą ma być to, że mają „nielegalne” konkubiny, czy „nielegalnie” mieszkają z rodziną. Ich „winą” ma być to, że urzędnicy nie chcieli zalegalizować ich pobytu, oraz że jako osoby bezdomne nie mają stałego miejsca zamieszkania, itp. itd.
Gdy zastanowić się nad takimi przypadkami, widać że system przyznawania mieszkań jest w istocie systemem kontroli społecznej i nieustannej represji skierowanej w mieszkańców. Jak inaczej zrozumieć sytuację, gdy lokalówka rozbija szczęśliwą rodzinę nie dając zgody na wspólne zamieszkiwanie, lub zmusza osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania, czy stawia absurdalne wymogi wobec osób bezdomnych.
Najwyższy czas powiedzieć NIE samowoli urzędniczej i antyspołecznej polityce rządu.
Jeśli ta historia Cię bulwersuje, zapraszamy na demonstrację w dniu 29.09 o godz. 12 pod Kolumną Zygmunta w Warszawie. Chcemy pokazać, że nie ma zgody lokatorów na taką politykę, że chcemy tworzyć społeczeństwo solidarne, a nie działające na korzyść tylko niektórych. Warszawa jest miastem dla wszystkich, a nie prywatnym folwarkiem urzędników i polityków, maszynką do zarabiania pieniędzy tylko dla niektórych.
Domagamy się mieszkalnictwa o przystępnych cenach, a także rozwoju usług publicznych, zamiast tworzenia gett biedy, czy coraz głębszych podziałów między bogatymi, a zwykłymi ludźmi pracującymi, abyśmy wszyscy mogli mieszkać w tym mieście, zamiast popadać w długi i pracować na trzy etaty, by w ogóle móc przeżyć. Nie o takie życie walczono, gdy obalany był poprzedni ustrój. Nie bądź obojętny na to, że sytuacja staje się coraz gorsza. Nie pomoże żadna cicha prośba o zmianę. Pomóc nam może tylko konkretne działanie, samoorganizacja i stanowcze wyrażenie protestu.
3 komentarzy Urzędniczy system kontroli i represji mieszkańców Warszawy
Prawdziwe oblicze terapii szokowej
Dziennikarka z „Gazety Wyborczej” skomentowała jedną z niedawnych eksmisji na bruk jako konieczną „terapię szokową”, która jest rzekomo potrzebna lokatorom. Dzięki dziesięcioleciom prania mózgów, tego typu hasła zyskały popularność wśród pozbawionych ludzkich odruchów „lekarzy”, którzy bezmyślnie zalecają podobną terapię nie zastanawiając się nawet, czym tak naprawdę jest szok.
Szok, to okrutny i obezwładniający cios. Może zabić moralnie, a nawet fizycznie. Ludzie w stanie szoku po ciężkiej utracie ukochanych osób, mieszkania, lub środków do życia, czasem odbierają sobie życie, lub wpadają w spiralę samozniszczenia, z której nie mogą już wyjść. Czasem snują się jak duchy, nie będąc w stanie się pozbierać.
Tak właśnie się czuła nasza przyjaciółka, która w poniedziałek stała się bezdomna. Nie była sobą z powodu doznanego szoku. A kilka dni później, nadal będąc w takim stanie, wpadła pod samochód ciężarowy, co zakończyło się amputacją nogi do połowy golenia. Teraz jest nie tylko bezdomna, ale nie wiadomo, czy w ogóle będzie w stanie zadbać o siebie.
W cywilizowanych krajach, do których Polska z całą pewnością nie należy, gdy ktoś staje się bezdomny, otrzymuje jakąś formę pomocy, jak pomoc mieszkaniowa, psychologiczna, czy pomoc w znalezieniu pracy. Ale nie tutaj. Tutaj nie tylko jest się pozostawionym samemu sobie, ale trzeba jeszcze dodatkowo zmierzyć się z drwiną i atakami psów łańcuchowych neoliberalizmu i prymitywnymi anonimami ziejącymi nienawiścią w internecie.
To właśnie jeden z najtrwalszych skutków „terapii szokowej” zaaplikowanej Polsce. Cały kraj zaszokowano w ten sposób, że jego mieszkańcy utracili ludzkie uczucia, stając się narodem bandytów i pokrak moralnych.
Akai47
Oświadczenie KOL w sprawie dzisiejszej eksmisji na bruk
W dniu dzisiejszym doszło do eksmisji na bruk starszej kobiety zamieszkującej dotąd na ul. Sempołowskiej. Stało się tak w wyniku luk prawnych w przepisach, bezduszności urzędników i bezwzględności funkcjonariuszy policji, przy aplauzie szukających taniej sensacji mediów.
Lokatorka zajmowała lokal należący do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej po zmarłym mężu. Powodem eksmisji nie było zadłużenie lokatorki, ale dyskryminacja lokatorów przez Wojskową Agencję Mieszkaniową, która naliczała zawyżone opłaty za nieżyjące już osoby, oraz odmówiła przyznania tytułu prawnego do lokalu po zmarłym mężu.
Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego potwierdzającego niezbywalne prawa konstytucyjne lokatorów, nie uznaje Ustawy o ochronie praw lokatorów w odniesieniu do lokatorów zamieszkujących zasoby Agencji. WAM stosuje eksmisję na bruk, nie oferując nawet miejsca w noclegowni, co jest jawnym łamaniem praw lokatorów.
Jednak nie tylko urzędnicy podlegli Wojewodzie Mazowieckiemu, Jackowi Kozłowskiemu, z uporem odmawiają praw należnych lokatorom. Również Wydział Zasobów Lokalowych Dzielnicy Śródmieście, od października zeszłego roku ignorował pod różnymi pozorami wnioski o wynajęcie lokalu socjalnego, choć spełnione były kryteria braku tytułu prawnego do lokalu, oraz nieprzekraczanie kryterium dochodowego (kryterium niedostatku).
W ostatnim dniu roboczym poprzedzającym eksmisję, Wydział Zasobów Lokalowych dzielnicy Śródmieście odmówił przyznania lokalu socjalnego lokatorce, stwierdzając, że nie przysługuje on osobom, które nie są bezdomne, tym samym skazując kilka dni później lokatorkę na bezdomność. Komitet Obrony Lokatorów od pół roku próbował zainteresować władze losem lokatorki. Jeszcze w dniu w którym odbyła się eksmisja, przedstawiciel Komitetu Obrony Lokatorów próbował skontaktować się z wiceprezydentem Warszawy. Bezskutecznie.
Okazuje się więc, że można w majestacie prawa bezkarnie dyskryminować niektóre grupy lokatorów, łamać konstytucyjny obowiązek zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych obywateli, narażać ich życie podczas eksmisji na bruk i z pogardą traktować przepisy nakazujące przyznanie lokalu socjalnego.
Dziennikarzom znacznie łatwiej przychodzi granie na emocjach mało wyrobionych czytelników, epatując sztucznie naliczonymi długami lokatorów (w tym za zużycie wody przez zmarłe osoby), co ma rzekomo uzasadniać eksmisję na bruk i pozbawienie lokatorów godności. Jak stwierdziła dziennikarka Gazety Wyborczej, Małgorzata Zubik: „czasem ludzie potrzebują terapii szokowej”. Tak, tylko że operacja może się udać, ale pacjent tego nie przeżyje.
W dniu dzisiejszym niewiele brakowało, by eksmisja zakończyła się jeszcze większą tragedią. Policjanci skorzystali zresztą bezwzględnie z przyjazdu karetki pogotowia do słabnącej lokatorki, by wedrzeć się siłą do mieszkania.
Kto dziś wieczór pójdzie spokojnie spać? Pozbawieni sumienia policjanci, urzędnicy i dziennikarze? Bo na pewno nie wyrzucona na bruk lokatorka.
Komitet Obrony Lokatorów
Skomentuj Oświadczenie KOL w sprawie dzisiejszej eksmisji na bruk