Propaganda Miasta a rzeczywistość
Propagandziści Miasta reklamują: jest oferta dla dłużnika! Możemy umorzyć część zadłużenia! Oferta wyjątkowo korzystna! Tylko jak to działa w rzeczywistości? Ile osób skorzystało z tej promocji?
Miastu jednak należy zadać inne pytanie. Co robicie, aby pomóc lokatorom, którzy mają małe zadłużenie? Jest na to prosty sposób: podpisanie umowy o spłacie zadłużenia na raty. Ponieważ jest bardzo wiele osób starszych, które nic nie wiedzą o takiej możliwościa lub wiedzą, ale spotkały się z odmową urzędników.
Chcę dowiedzieć się, dlaczego przychodzą do nas na dyżury lokatorskie ludzie niepełnosprawni, którzy będą eksmitowani za 800 złotych zadłużenia? W konkretnym przypadku o którym mówię, mogą spłacić to zadłużenie w całości – a wtedy miasto nie musiałoby już tracić publicznych pieniędzy na sprawy sądowe. Powiem wam wprost – ludzie nie mogą uzyskać od was pomocy, są tylko krzykliwe urzędasy i biurokratyczne decyzje – a nikomu nie przyszło do głowy by zadzwonić do rodziny i spytać się, co się dzieje, czy wszystko jest w porządku. Może się wtedy okazać, że ktoś miał problemy, ale teraz jest w stanie spłacić zadłużenie. Nikomu nie przyszło do głowy, aby nie traktować ludzi przychodzących do urzędu jak śmieci, tylko kogoś, komu trzeba pomóc rozwiązać jego problemy. To wielki wstyd dla naszego miasta, że chce eksmitować z mieszkania starszych ludzi i inwalidów, co będzie kosztować nas więcej niż całe ich zadłużenie.
Skomentuj Propaganda Miasta a rzeczywistość
Los lokatorów z ul. Kredytowej
Mieszkańcy budynku położonego przy ul. Kredytowej w Warszawie otrzymali wypowiedzenia umów najmu. Budnek należy do Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Warszawie.
W uzasadnieniu pisma, proboszcz parafii napisał:
“Zgodnie z Zasadniczym Prawem Wewnętrznym Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce wszystkie jednostki organizacyjne Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego zobowiązane są do dbałości o racjonalne, ekonomiczne uzasadnione oraz zgodne z etyką i powagą Kościoła wykorzystywanie majątku będącego w ich władaniu, jak również sa zobligowane do wykorzystywania majątku w celu zabezpieczenia potrzeb własnych oraz społeczności Kościoła jako całości.”
Lokatorzy boją się, że wylądują na bruku, ponieważ nie stać ich na wynajęcie innych lokali. Ponieważ nie wszystkim lokatorom wypowiedziano umowy, niektórzy z nich poczuli się dyskryminowani.
Komitet apeluje do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, aby zapobiegł eksmisji lokatorów, mając na uwadze zobowiązania do dbałości o ludzi, a nie tylko i wyłącznie o majątek parafii.
Skomentuj Los lokatorów z ul. Kredytowej
Urzędnicy czekają, aż lokatorzy staną się bezdomni
Ustawa o ochronie praw lokatorów przewiduje tryb wypowiedzenia umowy najmu bez dostarczenia lokalu zamiennego, z trzyletnim okresem wypowiedzenia. Przepis zakłada, iż właściciel zamierza zamieszkać w należącym do niego lokalu. W świetle znanych działań kamieniczników wobec lokatorów nie dziwi wcale, że wielu z nich stara sie obchodzić te przepisy. Informują więc, że “zamierzają wprowadzić się” do kilkudziesięciu lokali naraz. O jednym z takich przypadków pisaliśmy w artykule Mossakowski klonuje się na Saskiej.
O ile bezprawne działania kamieniczników nie dziwią i zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić, wypływa na światło dzienne coraz więcej skandalicznych decyzji urzędników. Trzyletni okres wypowiedzenia miał, w intencji ustawodawcy, dać odpowiedni czas na znalezienie nowego lokalu. W ten sposób Gmina mogłaby bez trudu spełnić konstytucyjny wymóg zaspokojenia potrzeb lokalowych mieszkańców. Jednak zarządy dzielnic postanowiły inaczej interpretować przepisy.
W swojej decyzji z dnia 5 stycznia 2016 r., odmawiającej przyznania pomocy lokalowej, Zarząd Dzielnicy Praga Południe tak odpowiedział na wniosek lokatorów, którzy otrzymali trzyletnie wypowiedzenie umowy najmu bez lokalu zamiennego:
“Z przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego oraz zgromadzonych w sprawie dokumentów wynika, że wnioskodawcy legitymują się tytułem prawnym do zajmowanego lokalu. Umowa najmu została wypowiedziana przez obecnego właściciela […] ze skutkiem na dzień 30.04.2018 i do tego czasu wnioskodawcy mają zabezpieczone potrzeby mieszkaniowe.”
Wygląda więc na to, że urząd stoi na stanowisku, że lokatorzy będą mogli wnioskować o lokal dopiero, gdy znajdą się na bruku. W kolejce na przyznanie lokalu czasem czeka się wiele lat, jednak urzędnicy nie chcą dokonać wyboru racjonalnego, czyli pozwolić lokatorom czekać w kolejce w czasie okresu wypowiedzenia najmu w starym lokalu.
Wydział Zasobów Lokalowych Dzielnicy Wola zachował się w jeszcze bardziej kuriozalny sposób. Na prośby zrozpaczonej niepełnosprawnej lokatorki, której właściciel podniósł czynsz do 25zł za metr, naczelnik Wydziału Zasobów Lokalowych dla Dzielnicy Wola Roman Burdecki odpowiedział:
“Zarząd Dzielnicy Wola zwrócił uwagę na fakt że w dniu wypowiedzenia umowy najmu lokalu przy ul. Krochmalnej przekraczała Pani 75 lat – wypowiedzenie wobec Pani stanie się nieskuteczne jeśli po upływie terminu wypowiedzenia nie będzie Pani posiadała tytułu prawnego do innego lokalu.”
Oznacza to nie mniej ni więcej, niż skazanie lokatorki na płacenie zawyżonego czynszu do końca życia. A to i tak przy (dość optymistycznym) założeniu że po upływie 3 lat właściciel nie wyrzuci jej bezprawnie na bruk lub w inny sposób nie zmusi do opuszczenia lokalu.
Ignorancja urzędników ma się więc nadal w najlepsze.
2 Komentarzy na temat Urzędnicy czekają, aż lokatorzy staną się bezdomni
Pożegnanie Adama Zapyłkina
Wczoraj na Cmentarzu Bródnowskim pożegnaliśmy Pana Adama Zapyłkina. Był najstarszy wśród nas, walczących z dziką reprywatyzacją, prawdziwy wojownik o prawo człowieka do godnego życia. Mało kto z nas wiedział, że swego czasu sam musiał stoczyć bój o mieszkanie, w którym przeżył większość życia. Nigdy o tym nie opowiadał. Bagatelizował swoje kłopoty, tak samo jak zdrowie. Nigdy jednak nie lekceważył ludzi, zwłaszcza tych wykluczanych lub już wyrzuconych na margines.
Kiedy po eksmisji wylądowałam w lesie ze swoimi zwierzakami, Pan Adam regularnie do mnie dzwonił. Wiedział, że po przeżytej traumie jestem poobijana i byle dotknięcie może boleśnie zranić. Jak o wiele osób, o mnie też się martwił, bo zamieszkałam w wiatrem podszytym letniskowym domku, a komornik zabierał mi 1/3 emerytury. Z właściwą sobie delikatnością pytał jednak: “A jak się czuje mój kochany Majorek?” Major był moim psem, uczestnikiem wielu naszych manifestacji, podczas których zawsze czule się witali. “Czy Majorek na pewno nie marznie i głodny nie chodzi?” W ten subtelny sposób badał nie tylko stan mojego portfela, ale i duszy.
Jeszcze rok temu, już mając kłopoty z chodzeniem, stawił się na blokadzie bezprawnej eksmisji na Mariensztacie. Kilkadziesiąt osób próbowało powstrzymać bezprawie. Do młodej dziewczyny przyjechał komornik, a z nim setka antyterrorystów. Mnie tam nie było, ale oczyma duszy widziałam Pana Adama, jak swoim chudym i niewysokim ciałkiem osłania naszych sojuszników, młodych anarchistów i skłotersów. Wiele razy to widziałam. Stawał zawsze w pierwszym rzędzie, naprzeciw rosłych policjantów, nakazując młodzieży wycofać się na tyły. Głowę zadzierał do góry i hardo patrzył w oczy mundurowym. Całą postawą mówił bezgłośnie: “No spróbuj, szczeniaku, podnieść na mnie rękę”. Nikt nigdy się nie odważył.
Z racji wieku, doświadczeń życiowych i kultury osobistej czuł się uprawniony do krytykowania błędów polityków. Kiedy w warszawskim ratuszu wymyślono osiedle kontenerowe, żeby było gdzie pakować gromadnie eksmitowane rodziny, pan Adam podczas sesji rady miasta wszedł na mównicę i przypomniał, że w Warszawie były już próby tworzenia gett. “Od getta do holocaustu jest jeden krok!” – grzmiał. Trudno powiedzieć, czy wystarczająco przestraszył władze miasta, ale fakt jest faktem, że do dzisiaj nic takiego nie powstało.
Chodził w naszych sprawach po urzędach, odgrzebywał stare znajomości z okresu swojej świetności zawodowej i upominał się o elementarne prawa dla nas. Pamiętam jak walczyłam z ministerstwem infrastruktury. Pisałam do Grabarczyka skargi na swojego przeciwnika procesowego, który podaje się za mecenasa, w czym pomaga mu licencja zarządcy nieruchomości, wydana w tym resorcie. Odpowiadały mi jakieś biurwy, że to nie jest ich sprawa, bo ten pan prowadzi prywatną praktykę. Pan Adam poprosił mnie, żeby jeszcze raz opisała sprawę, wziął pismo i poszedł na spotkanie z podsekretarzem stanu, swoim znajomym. Chwilę potem mecenas amator stanął przed komisją odpowiedzialności zawodowej, która uznała go winnym wszystkich zarzucanych mu przeze mnie czynów. W batalii sądowej niewiele mi to pomogło, ale po raz pierwszy podczas konfliktu z mafią odzyskującą nieruchomości urząd przyznał mi rację. Nigdy nie zapomnę swojej satysfakcji, ani sprawcy tego cudu.
Stojąc nad otwartym grobowcem rodzinnym Zapyłkinów, mistrz ceremonii przypomniał osiągnięcia zawodowe oraz działalność społeczną pana Adama i powołał się na sentencję Horacego “non omnis moriar”. Nie wszystek umrę. Ciało pożegnaliśmy, ale ciągle pamiętamy o czynach, ideach, wartościach, jakie za życia nam przekazywał. “To jest cenny depozyt złożony w waszych sercach i póki będziecie z niego korzystać non omnis morietur”. Tymi mądrymi słowami zakończył ceremonię.
Przez wiele ostatnich lat razem z Panem Adamem kurzyliśmy po kątach fajki, w ukryciu, jak w szkole. W oparach dymu pobierałam darmowe korepetycje z cywilnej odwagi, z przyzwoitości, z zasad moralnych, z wrażliwości i empatii. Dziękuję za te piękne lekcje życia.
Ewa Andruszkiewicz
2 Komentarzy na temat Pożegnanie Adama Zapyłkina