Publicystyka
Pożegnanie Adama Zapyłkina
Wczoraj na Cmentarzu Bródnowskim pożegnaliśmy Pana Adama Zapyłkina. Był najstarszy wśród nas, walczących z dziką reprywatyzacją, prawdziwy wojownik o prawo człowieka do godnego życia. Mało kto z nas wiedział, że swego czasu sam musiał stoczyć bój o mieszkanie, w którym przeżył większość życia. Nigdy o tym nie opowiadał. Bagatelizował swoje kłopoty, tak samo jak zdrowie. Nigdy jednak nie lekceważył ludzi, zwłaszcza tych wykluczanych lub już wyrzuconych na margines.
Kiedy po eksmisji wylądowałam w lesie ze swoimi zwierzakami, Pan Adam regularnie do mnie dzwonił. Wiedział, że po przeżytej traumie jestem poobijana i byle dotknięcie może boleśnie zranić. Jak o wiele osób, o mnie też się martwił, bo zamieszkałam w wiatrem podszytym letniskowym domku, a komornik zabierał mi 1/3 emerytury. Z właściwą sobie delikatnością pytał jednak: “A jak się czuje mój kochany Majorek?” Major był moim psem, uczestnikiem wielu naszych manifestacji, podczas których zawsze czule się witali. “Czy Majorek na pewno nie marznie i głodny nie chodzi?” W ten subtelny sposób badał nie tylko stan mojego portfela, ale i duszy.
Jeszcze rok temu, już mając kłopoty z chodzeniem, stawił się na blokadzie bezprawnej eksmisji na Mariensztacie. Kilkadziesiąt osób próbowało powstrzymać bezprawie. Do młodej dziewczyny przyjechał komornik, a z nim setka antyterrorystów. Mnie tam nie było, ale oczyma duszy widziałam Pana Adama, jak swoim chudym i niewysokim ciałkiem osłania naszych sojuszników, młodych anarchistów i skłotersów. Wiele razy to widziałam. Stawał zawsze w pierwszym rzędzie, naprzeciw rosłych policjantów, nakazując młodzieży wycofać się na tyły. Głowę zadzierał do góry i hardo patrzył w oczy mundurowym. Całą postawą mówił bezgłośnie: “No spróbuj, szczeniaku, podnieść na mnie rękę”. Nikt nigdy się nie odważył.
Z racji wieku, doświadczeń życiowych i kultury osobistej czuł się uprawniony do krytykowania błędów polityków. Kiedy w warszawskim ratuszu wymyślono osiedle kontenerowe, żeby było gdzie pakować gromadnie eksmitowane rodziny, pan Adam podczas sesji rady miasta wszedł na mównicę i przypomniał, że w Warszawie były już próby tworzenia gett. “Od getta do holocaustu jest jeden krok!” – grzmiał. Trudno powiedzieć, czy wystarczająco przestraszył władze miasta, ale fakt jest faktem, że do dzisiaj nic takiego nie powstało.
Chodził w naszych sprawach po urzędach, odgrzebywał stare znajomości z okresu swojej świetności zawodowej i upominał się o elementarne prawa dla nas. Pamiętam jak walczyłam z ministerstwem infrastruktury. Pisałam do Grabarczyka skargi na swojego przeciwnika procesowego, który podaje się za mecenasa, w czym pomaga mu licencja zarządcy nieruchomości, wydana w tym resorcie. Odpowiadały mi jakieś biurwy, że to nie jest ich sprawa, bo ten pan prowadzi prywatną praktykę. Pan Adam poprosił mnie, żeby jeszcze raz opisała sprawę, wziął pismo i poszedł na spotkanie z podsekretarzem stanu, swoim znajomym. Chwilę potem mecenas amator stanął przed komisją odpowiedzialności zawodowej, która uznała go winnym wszystkich zarzucanych mu przeze mnie czynów. W batalii sądowej niewiele mi to pomogło, ale po raz pierwszy podczas konfliktu z mafią odzyskującą nieruchomości urząd przyznał mi rację. Nigdy nie zapomnę swojej satysfakcji, ani sprawcy tego cudu.
Stojąc nad otwartym grobowcem rodzinnym Zapyłkinów, mistrz ceremonii przypomniał osiągnięcia zawodowe oraz działalność społeczną pana Adama i powołał się na sentencję Horacego “non omnis moriar”. Nie wszystek umrę. Ciało pożegnaliśmy, ale ciągle pamiętamy o czynach, ideach, wartościach, jakie za życia nam przekazywał. “To jest cenny depozyt złożony w waszych sercach i póki będziecie z niego korzystać non omnis morietur”. Tymi mądrymi słowami zakończył ceremonię.
Przez wiele ostatnich lat razem z Panem Adamem kurzyliśmy po kątach fajki, w ukryciu, jak w szkole. W oparach dymu pobierałam darmowe korepetycje z cywilnej odwagi, z przyzwoitości, z zasad moralnych, z wrażliwości i empatii. Dziękuję za te piękne lekcje życia.
Ewa Andruszkiewicz
Pomóżmy dziś Kindze!
Chcę o czymś głośno powiedzieć. O stygmatyzacji osób z zadłużeniem. Ja też jestem taką osobą… tylko moje zadłużenie jest wobec banku i mam pracę. Jak większość ludzi, mam długi, choć pracuję.
Siedzę w Komitecie Obrony Praw Lokatorów od 6 lat. Co chwila do nas trafiają ludzie z ogromnymi długami. Sytuacje naprawdę są różne. Wielu wpadło w długi, ponieważ kiedy mieli małe zadłużenie, władze miasta postanowiły nie tylko im nie pomóc, ale im zaszkodzić. Nałożyli na nich karę umowną i ich czynsz wzrósł o 100%.
Jest też inna grupa osób znajdujących się w sytuacji bez wyjścia. Często do nas trafiają osoby w wieku 18 lat, które dostały dług po rodzicach. Np, rodzice narobili długów, dziecko nic o tym nie wiedziało, ale w pewnym momencie miasto decyduje się egzekwować dług od dziecka. Nawet nie mogę powiedzieć co czuje, kiedy spotkam takich młodych ludzi z długami. Dla mnie to jest barbarzyństwo. Chory system feudalny. Coś takiego nawet nie istnieje w wielu krajach. Ale w Polsce tak.
W Polsce także ludzie mobbują inne osoby z zadłużeniem, nawet nie znając faktów. Tak się stało wczoraj z Kingą. Jak mi wiadomo, to jest osoba, która dostała dług po matce i starała się go spłacić. Co oznacza, że nie mogła odkładać kasy na czarny dzień. Jak wielu z nas. Kiedy mój partner stracił pracę, po prostu musieliśmy pożyczyć z karty kredytowej – i było bardzo trudno spłacić ten dług. To może sie zdarzyć.
Ja nie mam dzieci. Akurat tak się składa, że nie chcę ich mieć, ale wielu ludzi chce i nawet marzy o tym. Żyjemy w tym cholernym kraju gdzie co druga osoba myśli, że ma prawo dyktować kobietom, co mają robić ze swoim ciałem. Mówią nam wszystkim, że aborcja jest morderstwem. A potem, gdy kobiety, które mają trudną sytuację finansową chcą, mimo to, urodzić dziecko, założyć rodzinę, to państwo im nie pomaga.
Kobiety w tej sytuacji nie są traktowane jako bohaterki – którymi przeciez SĄ.
A powiem Wam jak to jest. Nasze cholerne państwo jest DO DUPY. Nasi politycy nakradli co tylko mogli i wydali kasę na swoje pensje. My, jako społeczeństwo, zostaliśmy zadłużeni – a kiedy przychodzą trudne czasy, rząd po cichu korzysta z kredytu z MFW. Właśnie tak.
Nie ma już kasy na nasze emerytury. W takiej sytuacji, czy będziemy mieć pieniądze na emerytury za 20 lat zależy od naszej demografii. Potrzebujemy, by więcej ludzi pracowało w Polsce aby zapłacić za nasze przyszłe emerytury, bo te bieżące są wypłacane z naszej kasy. Tak jest w wielu krajach – tak jest w Polsce.
Tylko od lat, liczba osób pracujących w Polsce nie rośnie. A jak ma właściwie rosnąć? W innych krajach jest wzrost osób pracujących dzięki imigrantom. Każda osoba, która zna się trochę na gospodarce wie o tym. Niestety w Polsce wielu ludzi myśli inaczej. Mówimy, że Kinga będzie eksmitowana, a niektórzy zaczynają oskarżać rząd, że nie ma mieszkań dla niej ale są dla imigrantów. HA HA HA.
Faktem jest, że nadal jest wiele pustych mieszkań w Warszawie, ale miasto sprzedaje je osobom prywatnym, albo teraz, jak na Pradze, robi z nich TBSy zamiast zostawić je dla osób niezamożnych. W każdym tygodniu spotykamy nowe sytuacje, gdzie miasto sprzedaje swoje mieszkania. Wczoraj znów trafili do nas tacy ludzie. ZGN Mokotów po prostu chce sprzedać ich mieszkania… Najprawdopodobniej już mają swoich ludzi, którzy chcą po prostu kupić je tanio.
Ten cały system jest CHORY, nasi politycy i urzędnicy są złodziejami i zamiast walczyć przeciw temu, ludzie dobijają i mobbują uchodźców, biednych itd. TROLLE, RASIŚCI, KORWINIŚCI… JAK JA WAS NIENAWIDZĘ!
Laure Akai
Błędna informacja w „Gazecie” o mieszkaniach komunalnych na Pradze
W dniu 31 sierpnia 2015 r., „Gazeta Wyborcza” podała iż na ulicy Stalowej na Pradze powstaną nowe mieszkania komunalne w starej kamienicy. Ta informacja niestety nie jest prawdziwa.
Tytuł artykułu Michała Wojtczuka, „Praga-Północ. Tanie mieszkania komunalne powstaną w starej kamienicy” niestety może wprowadzić w błąd ludzi oczekujących na mieszkania komunalne. W kamienicy powstaną TBSy, w których czynsze będą wynosić 4% wartości odtworzeniowej. (Niektórzy urzędnicy dążą nawet do tego by był to poziom 5%.) Na dzień dzisiejszy, 4% stawki odtworzeniowej wynosi 19.64 zł, a 5% to 24.54 zł za metr.
W tym miejscu warto wytłumaczyć jakie są faktyczne plany miasta, które zamierza zrealizować w ramach tzw. „rewitalizacji”. Warto nie dać się zmanipulować przez język, którego używają urzędnicy miejscy i nie dać się wprowadzić w błąd przez pomyłki dziennikarzy Gazety. Miasto prezentuje TBSy jako „mieszkania społeczne” czy „tanie mieszkania”. Dla osób nie znających tematu, brzmi to podobnie: TBSy czy „mieszkania komunalne”. Jednak różnica jest ogromna.
Mieszkania komunalne, to mieszkania dla osób o niskim dochodzie. To osoby zarabiające np. nieco ponad 1800 zł na jedną osobę. W TBSach można zarabiać ok 3900 zł. Czyli ponad dwukrotnie więcej.
Komitet Obrony Praw Lokatorów zawsze chciał, aby powstały tanie mieszkania dla osób pracujących w stolicy, takie jak TBSy. Ale widzimy również, że nadal brakuje mieszkań komunalnych i socjalnych. Niestety, miasto kontynuuje zbywanie lokali komunalnych poprzez wyłączenie ich z eksploatacji, prywatyzację, sprzedaż (w tym sprzedaż ludziom skupującym roszczenia do gruntów, takim jak Marek Mossakowski). Teraz będą pozbywać się lokali komunalnych poprzez plan gentryfikacji (nazwany eufemistycznie „rewitalizacją”).
W kamienicy przy ul. Stalowej 29 były wcześniej mieszkania komunalne. Niektórzy mieszkańcy mieszkali w budynku przez całe życie. Jednak nie doczekali się nigdy remontu swojego domu. Teraz będzie on wyremontowany dla kogoś innego – dla tych bardziej zamożnych.
Taki będzie też los setek innych rodzin z Pragi. Nie wiadomo dokąd miasto chce wyprowadzić dotychczasowych mieszkańców zasobów komunalnych. Ale zasoby rewitalizowane nie są przeznaczone dla nich.
Przypominamy, że gdy miasto podwyższyło czynsze w 2009 roku, urzędnicy mówili, że to po to, aby zapłacić za remonty kamienic. Ale kamienic nie wyremontowano. Gdy w końcu dochodzi do remontów, budynki będą już jednak przeznaczone dla całkiem innej grupy społecznej. A mieszkańcy z zasobów komunalnych zostaną wypchnięci na margines.
Czynsze na poziomie 20-25 zł za metr są poza zasięgiem wielu Warszawiaków. W mieście mieszkają emeryci, inwalidzi i prekariusze zarabiający poniżej pensji minimalnej, ponieważ rząd nadał pozwala na istnienie pensji mniejszych niż minimalne na umowach śmieciowych (także w ramach publicznych kontraktów!). Tym ludziom władze miasta nie tylko nie pomagają, ale im szkodzą.
Skomentuj Błędna informacja w „Gazecie” o mieszkaniach komunalnych na Pradze
Dlaczego Warszawa sprzedaje mieszkania komunalne Mossakowskiemu?
Politycy i urzędnicy wciąż udają, że chcą rozwiązywać problemy mieszkaniowe, w tym te związane z prywatyzacją w Warszawie. Jednak to, co robią stanowi jedynie kontynuację procesu uszczuplania zasobów komunalnych poprzez ich sprzedaż lub wyłączenie z obiegu z powodu zaplanowanego przeniesienia do TBSów.
Przy ulicy Narbutta w Warszawie sprzedano całą kamienicę z mieszkaniami komunalnymi w czasie, gdy lokatorom czekającym na lokale wciąż mówi się, że mieszkań „nie ma”.
Teraz miasto sprzedało mieszkania na Saskiej Kępie kamienicznikowi Markowi Mossakowskiemu. To chyba najbardziej znany przykład prywaciarza, który bez cienia litości pozbywa się lokatorów z budynków, które na różne sposoby dostają się w jego ręce.
Sprawa wygląda tak: Mossakowski kupił roszczenie, dostał działkę. Na działce stoi dom, wybudowany po wojnie. Część lokatorów wykupiła mieszkania, część mieszkań należy do Miasta. Miasto postanowiło sprzedać Mossakowskiemu swoje udziały. DLACZEGO?
Lokatorom nie dano prawa pierwokupu, choć to wynika z ustawy. Zostali sprzedani razem z lokalami znanemu kamienicznikowi.
Wkrótce potem, Mossakowski pojawił się w drzwiach lokatorów i poinformował ich, nie okazując żadnych dokumentów, że jest nowym właścicielem i że lokatorzy mają się wyprowadzić w ciągu 3 miesięcy. Administracja komunalna oczywiście nie raczyła o niczym poinformować mieszkańców.
Żądanie wyprowadzki było rzecz jasna bezprawne. Jednak to typowy sposób zastraszania ludzi. Z takich metod słynny jest właśnie Mossakowski. Jednak na lokatorów to nie zadziałało. Nie dadzą się tak łatwo zastraszyć.
Wiemy skądinąd, że Mossakowski stara się zdobyć kolejne działki i mieszkania w sąsiadujących budynkach, też stanowiących własność publiczną. Musimy się temu stanowczo sprzeciwić.
Nasze zasoby mieszkaniowe są i tak niewystarczające i nie ma żadnego powodu, by władze miasta dalej wyprzedawały swoje zasoby. Zamiast prywatyzować, powinno się podnieść stan techniczny lokali, szczególnie, że mamy do czynienia z procederem nie mającym nic wspólnego z prawdziwym dziedziczeniem własności, tylko z biznesem i spekulacją nieruchomościami. Budynki wybudowane za publiczne pieniądze nie powinny być przekazywane spekulantom.
W prasie czytamy o tym, że „potrzeba ustawy reprywatyzacyjnej”. Sama ustawa nie jest kluczowa. Tak naprawdę potrzebujemy nowej polityki mieszkaniowej, bez mafijnych układów, potrzebujemy nowelizacji ustawy o ochronie praw lokatorów, aby lokatorzy mogli bardziej skutecznie walczyć przeciw bezprawiu właścicieli i potrzebujemy nowej politycznej świadomości. Ale przede wszystkim, potrzebujemy rewitalizacji ruchu lokatorskiego, aby ludzie solidarnie i do końca walczyli o swoje prawa.
3 komentarzy Dlaczego Warszawa sprzedaje mieszkania komunalne Mossakowskiemu?
Jak rząd zamierza wyrzucić lokatorów z domów pod pozorem „rewitalizacji”
Nasz rząd próbuje nas przekonać, że „rewitalizacja” nie oznacza gentryfikacji i że podejmowane są wszelkie starania w celu zapewnienia, że mieszkańcy skorzystają na rewitalizacji i nie będą usuwani do innych obszarów miasta. Jednak nowy rządowy projekt Ustawy o rewitalizacji zawiera mechanizm prawny pozwalający wyrzucać ludzi z domów.
Na spotkaniu dotyczącym rewitalizacji na Pradze, pytaliśmy polityków czy w trakcie remontów mieszkań lokatorzy będą mogli pozostać w swoich mieszkaniach lub, jeśli remont wymaga opuszczenia lokalu, czy po jego zakończeniu lokatorzy będą mogli powrócić do swoich mieszkań. Wiceprezydent miasta, Michał Olszewski, obiecał, że nikt nie zostanie wysiedlony.
Jednak kto pokłada zaufanie w zapewnienia polityków srogo się zawiedzie. Nowy projekt ustawy o rewitalizacji, nad którym trwają obecnie prace w Sejmie daje gminom dużo możliwości pozbywania się lokatorów. Znając obecne realia, nowa ustawa w zasadzie gwarantowałaby, że miasto po prostu wyrzuci mieszkańców z domów.
W tej chwili, artykuł 10 Ustawy o ochronie praw lokatorów stanowi, że jeśli konieczny jest remont budynku, gmina musi zapewnić lokal zamienny, a remont powinien trwać nie więcej niż rok. Po zakończeniu remontu, lokator ma wrócić do zajmowanego wcześniej mieszkania. Właściciel (np. Gmina) pokrywa koszt przeprowadzki, czynsz nie może być wyższy niż w starym lokalu przed remontem.
Teraz politycy chcą dać wójtom, burmistrzom lub Prezydentowi miasta prawo wypowiedzenia umów najmu oraz eksmisji w trybie administracyjnym, bez sprawy sądowej. Oto fragment tekstu proponowanej Ustawy o rewitalizacji:
Art. 28 projektu Ustawy brzmi:
1. Na obszarze Strefy wójt, burmistrz albo prezydent miasta może wypowiedzieć umowę najmu lokalu wchodzącego w skład mieszkaniowego zasobu gminy, jeżeli opróżnienie lokalu jest niezbędne do realizacji przedsięwzięcia rewitalizacyjnego, o którym mowa w art. 15 ust. 1 pkt 5 lit. a, polegającego na remoncie, przebudowie albo budowie obiektu budowlanego.
W aktualnym stanie prawnym, umowa najmu z Miastem nie zostaje wypowiedziana z powodu remontu. Po co wprowadza się zapis o wypowiedzeniu umowy? Przecież nic nie będzie już gwarantować, że lokator otrzyma nową umowę na poprzednich warunkach. Najwyraźniej o to właśnie chodzi. Gdyż jeśli lokator miałby wrócić do starego lokalu po remoncie i wynajmować go na niezmienionych warunkach, nie byłoby konieczności wypowiadania umowy.
Tak więc jest oczywiste, że celem zapisu jest pozbawienie części lokatorów możliwości przedłużenia umowy i powrotu do starych lokali.
Dalej czytamy w projekcie:
3. Po zakończeniu wykonywania remontu, przebudowy albo budowy lokator jest uprawniony do zawarcia nowej umowy najmu tego samego lokalu, a jeżeli jest to niemożliwe z uwagi na przebudowę lokalu, zmianę sposobu jego użytkowania lub brak zgody lokatora
I tu właśnie jest furtka dla programu gentryfikacji i usuwania lokatorów. Lokale mogą zostać przebudowane podczas remontu (tak jak to faktycznie często się dzieje), lokale mogą zostać połączone lub po prostu zmieni się sposób jego użytkowania: będzie już lokalem przeznaczonym na cele komercyjne, stanie się częścią zasobu TBSów, itd. W tym przypadku, całkiem legalnie, urzędnicy będą mogli usunąć lokatorów (i tak często to robią, ale póki co, bezprawnie).
Dodatkowo, w specjalnych „strefach” objętych planem rewitalizacji, wójt, burmistrz i prezydent uzyskują prawo, by przeprowadzić eksmisję w trybie administracyjnym:
Art. 29. 1. W przypadku, o którym mowa w art. 28 ust. 1, gdy lokator nie opróżnił lokalu w terminie wskazanym w wypowiedzeniu, wójt, burmistrz albo prezydent miasta może wystąpić do wojewody z wnioskiem o wydanie decyzji administracyjnej nakazującej opróżnienie lokalu. 2. Wojewoda wydaje decyzję nakazującą opróżnienie lokalu w terminie 30 dni od dnia złożenia wniosku, o którym mowa w ust. 1. Na wniosek wójta, burmistrza albo prezydenta miasta decyzji nadaje się rygor natychmiastowej wykonalności, jeżeli jest to uzasadnione interesem gospodarczym gminy.
Trzeba także mieć na uwadze, że założenia programów rewitalizacyjnych, np., na Pradze, zakładają zmniejszenie liczby mieszkań komunalnych i socjalnych i zwiększenie liczby TBSów i podobnych projektów. Obecnie na Pradze jest kilkaset pustostanów nadających się do remontu. Były to lokale komunalne i socjalne, ale część z nich będzie remontowanych w systemie partnerstwa prywatno-publicznego. To oznacza, że te mieszkania staną się częścią zasobu objętego wyższymi czynszami, niż lokale komunalne, nawet do 5 procent wartości odtworzeniowej (nawet stawka w wysokości 3 procent wartości odtworzeniowej jest dwukrotnie wyższa, niż stawka komunalna w dzielnicy).
Nie zrozumcie nas źle. Cieszymy się, że będą i takie mieszkania, ponieważ to będzie szansa dla osób zarabiających trochę więcej niż maksimum dochodowe dla mieszkań komunalnych. Od dawna mówimy, że takie lokale są potrzebne. Natomiast krytykujemy fakt, że na Pradze zaplanowane są oferty dla firm deweloperskich, nowe mieszkania dla średnio zamożnych obywateli, ale będzie coraz mniej zasobów dla najmniej zarabiających, którzy obecnie stanowią dużą część rdzennych mieszkańców Pragi, w tym wielu emerytów, którzy całe życie mieszkali w tej dzielnicy. Nawet gdy miasto zapewni im lokale „w tej samej miejscowości”, może to oznaczać obrzeża miasta, gdzie „diabeł mówi dobranoc”.
W skrócie, ta ustawa po prostu pomoże przeprowadzić ostatnią fazę wielkiej czystki społecznej naszych dzielnic, rugując z nich osoby biedne i zmarginalizowane. Eksmisja zmarginalizuje ich jeszcze bardziej.
Na koniec, trzeba zwrócić uwagę na tą ładną bzdurę o „konsultacjach społecznych” z mieszkańcami. Pozór „konsultacji”, jest jedynie wentylem bezpieczeństwa, który ma pokazać, że wszystko jest w porządku i że politycy słuchają głosu mieszkańców. W rzeczywistości, słuchają ich tylko wtedy, gdy uwagi dotyczą spraw zupełnie trywialnych, a nie planów, od których zależy poziom życia całej społeczności. Natomiast, kiedy ktoś zwróci uwagę na jakiś poważny punkt, np., jak Art. 28 i 29 planowanej Ustawy o rewitalizacji, władze to zupełne ignorują. Tak stało się w przypadku tej Ustawy, gdzie organizacje lokatorskie wystąpiły PRZECIWKO tym zapisom. Nasza organizacja uważa tą sprawę za jedną z najbardziej istotnych dla lokatorów i dla przyszłości Pragi.
Ponieważ rząd i tak chce robić, to co sobie zamierzył wbrew wszelkim głosom sprzeciwu, będziemy organizować protest i bardzo prosimy wszystkich lokatorów o jego wsparcie. Nie wolno siedzieć i milczeć bo to jest OSTATNI DZWONEK DLA LOKATORÓW starych budynków Pragi.
1 komentarz na temat Jak rząd zamierza wyrzucić lokatorów z domów pod pozorem „rewitalizacji”
Dość gentryfikacji na Pradze!
W dni 17 czerwca w Teatrze Powszechnym odbyła się konferencja “Pracownia miast”. Podczas konferencji zaprezentowane zostało m.in. podsumowanie programu tzw. “rewitalizacji” na lata 2014-2022. Komitet Obrony Praw Lokatorów był tam ze swoimi ulotkami. Poniżej treść ulotki.
W ciągu ostatnich lat, proces gentryfikacji na Pradze przybierał na sile. Jego ofiarami stali się przede wszystkim ubodzy mieszkańcy, lokatorzy mieszkań komunalnych (lub zreprywatyzowanych mieszkań komunalnych). Właśnie ich tu dzisiaj brakuje. Nie pozwolimy jednak pomijać milczeniem faktu wysiedlania i łamania życia setkom, jeśli nie tysiącom, naszych sąsiadów.
Jednym z pierwszych przykładów gentryfikacji – jeszcze pod koniec lat 90’tych – były następstwa pożaru w kamienicy przy ul. Floriańskiej. Lokatorzy zostali wysiedleni „na czas remontu” – jednak nigdy nie powrócili do swoich lokali. Zamiast tego, po remoncie w kamienicy powstały luksusowe mieszkania. Wtedy stało się jasne, że dla władz miasta inwestycja w mieszkalnictwo jest dobra wtedy, gdy przynosi zysk, a nie wtedy gdy spełnia konstytucyjny obowiązek zapewnienia mieszkańcom dachu nad głową. Od tego czasu wydarzyło się wiele podobnych historii. Wzdłuż ulicy Targowej nie brakuje przykładów kamienic, które zostały wysiedlone na czas remontów, a ich mieszkańcom nie pozwolono powrócić do zajmowanych przez nich wcześniej lokali.
Obecnie słyszymy, że dzięki rewitalizacji mieszkańcy wreszcie otrzymają centralne ogrzewanie i toalety w mieszkaniach. Brak jednak wzmianki o tym, że zrewitalizowane zasoby zostaną wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przeznaczone dla bardziej zamożnych mieszkańców.
Oczywiście nie jesteśmy przeciwni remontom. Pamiętamy jednak zbyt dobrze, że drastyczne podwyżki czynszów komunalnych wprowadzone 6 lat temu były uzasadniane koniecznością inwestycji na remonty i pamiętamy także, że tych remontów nie było. Mamy więc wszelkie podstawy, by nie ufać nowym zapewnieniom władz. Wiele pozwala sądzić, że mieszkańcy zostaną na zawsze wysiedleni. Ogólny kierunek polityki miasta nie pozostawia tu żadnych wątpliwości.
Mimo iż miasto dysponuje setkami pustostanów, władze wciąż znajdują nowe powody by odmawiać najmu osobom starającym się o przydział lokali – tak jakby celem było wygaszenie mieszkalnictwa komunalnego i socjalnego, a nie zaspokajanie potrzeb mieszkańców i realizowanie ich praw. Obecny dziś pan burmistrz Kucharski od lat ignoruje problemy lokatorów budynków reprywatyzowanych i doskonali się tylko w jednym rzemiośle: skutecznym odmawianiu pomocy. Ciężko zliczyć lokatorów wpędzonych w pułapkę sztucznego zadłużenia przez bezprawnie naliczane czynsze „odszkodowawcze” (ktoś wpadł na genialny pomysł, by lokatorów których nie stać na czynsz karać jeszcze wyższym czynszem).
O bezprawnej reprywatyzacji, o sfałszowanych testamentach, o władzach rozkładających bezradnie ręce i wylewających krokodyle łzy można by napisać całe tomy. Z pewnością trwająca grabież nieruchomości trafi do annałów najbardziej haniebnych zdarzeń w historii naszego miasta. A grabież ta nie mogłaby się dokonać bez przyzwolenia i parasola roztaczanego przez najwyższych urzędników z Ratusza. Zaplanowana przez władze stopniowa likwidacja mieszkalnictwa komunalnego ma za swoich sojuszników takich rekinów reprywatyzacji, jak Mossakowski i Stachura.
Komitet Obrony Praw Lokatorów stanowczo sprzeciwia się gentryfikacji Pragi i próbom lukrowania krzywd wyrządzanych lokatorom. Zostali oni całkowicie wykluczeni i pozbawieni głosu. W takich warunkach tzw. „dialog” jest czystą pijarową fikcją.
Błędem byłoby jednak sądzić, że jedynie lokatorzy komunalni są poszkodowani przez bezmyślną politykę władz miasta. Pan Olszewski wychwala projekt Portu Praskiego. Jednak nie będzie to przestrzeń o walorach rekreacyjnych dla mieszkańców, tylko kolejny przykład wspierania prywatnych inwestycji z publicznej kieszeni, z pominięciem interesów obywateli. Pan Michał Olszewski przyznał z rozbrajającą szczerością, że nie pomyślano o infrastrukturze, która będzie niezbędna dla nowych mieszkańców dzielnicy (przedszkola, łóżka szpitalne, sieć transportowa). Symbolem podejścia do mieszkańców był sposób w jaki urzędnicy „zapomnieli” o lokatorach mieszkających jeszcze w budynku przy ul. Sierakowskiego, gdy przekazywano go Elektrimowi.
Port Praski i inne lansowane projekty gentryfikacyjne przyniosą korzyści nielicznym, powodując jednak wzrost czynszów dla wszystkich. Wkrótce pojawi się mnóstwo knajp, gdzie rodowitych Prażan nie będzie nawet stać na filiżankę kawy, a małe sklepy pozostaną tylko wspomnieniem. Ze wszystkiego, co czyniło Pragę wyjątkową, pozostanie tylko makieta. A turyści, zwabieni podkoloryzowanymi prospektami reklamowymi, będą się błąkać bez celu szukając atmosfery, której już nie ma.
Nie jesteśmy bydłem ale ludźmi!
Obowiązująca Konstytucja zapewnia, że każdy obywatel ma prawo do godnego, należytego życia i traktowania, przez co rozumie się również do godnego zamieszkania, bez nagłych zmian warunków tak w kwestiach technicznych jak i materialnych. A więc Państwo Polskie i jego przedstawiciele w terenie gwarantują, że warunki te nie ulegną zmianie.
Jesteśmy mieszkańcami kamienicy na Pradze Północ przy ul. Wileńskiej 7, grozi nam zmiana właściciela, ponieważ sprawa tzw. reprywatyzacji jest w toku postępowania sądowego.
Kilka lat temu na zebraniu informacyjnym Komitetu Obrony Praw Lokatorów (ul. Targowa 22) otrzymaliśmy informację, że nasza posesja jest wyłączona z dochodzeń spadkowych, które są uregulowane. Co się stało w ciągu tych lat, że nagle ktoś – jakaś grupa ludzi, wspierana przez wyspecjalizowane kancelarie adwokackie wzięła sobie za cel właśnie naszą kamienicę?
Wiemy bowiem, że dzika i bezwzględna reprywatyzacja dotyczy wielu kamienic w Polsce, tak w Poznaniu jak i w Warszawie m.in. W ostatnich latach przybrała na sile i jest masowa. Z mediów wiadomo, że za tym procederem kryją się duże pieniądze, nikt tego nie kontroluje, żadne służby państwowe i zdaje się, że nawet sądy nie przykładają się skrupulatnie przekładanym dokumentom tzw. spadkobierców lub ich przedstawicielom, ewentualnym podstawianym słupom etc. Gminy jako przedstawiciele państwa dość łatwo pozbawiają się kamienic, zupełnie nie interesując się losem lokatorów pozostawionych własnemu losowi.
Przez ostanie kilkadziesiąt lat, a zwłaszcza po roku 1989 r. gminy zainwestowały w kamienice, aby je utrzymać w należytym stanie technicznym – wymiana rur wodno-kanalizacyjnych, gazowych, część instalacji elektrycznej, naprawy dachów i elewacji zewnętrznej, wymiana okien na wniosek lokatorów oraz założenie C.W. Tak gotowe posesje stały się łakomym kąskiem dla przyszłych prywatnych właścicieli. Gminy więc poniosły duże koszty.
Wiemy też z mediów, że nowi właściciele z kamienic zrobili sobie źródło dużych dochodów podwyższając znacznie opłaty lokatorom, drenując ich kieszenie w sposób niekontrolowany, mimo określonych niedoskonałych przepisów ograniczających wyzysk. Mieszkańcy znaleźli się w dramatycznej sytuacji finansowej, całe dotychczasowe ich życie uległo pogorszeniu. A przecież mają ograniczone możliwości materialne, muszą rezygnować z wielu planów. Tak oto państwo zadbało o ich los, gdy ludzie stali się właściwie bydłem eksploatowanym bezwzględnie przez nowych właścicieli. Nadto ci właściciele w zależności od sytuacji w rażący sposób i niekontrolowany przez prawo w różny sposób, m.in. przez tzw. czyścicieli dokonują zmian w lokalach, zamykają wodę, gaz itp. aby wymusić na lokatorach opłaty. Jeśli w XXI w. w cywilizowanym państwie prawo własności ma na tym polegać, to te metody reprywatyzacyjne są niedopuszczalne.
Jeśli zatem lokatorzy znaleźli się w tak dramatycznej sytuacji, państwo, a więc gmina ma obowiązek zapewnienia im nowe lokale na podobnych warunkach technicznych i finansowych. Jeśli gmina nie ma takich lokali jej obowiązkiem jest wyrównać różnicę opłat czynszów podwyższonych przez nowego właściciela a dotychczasowych jakie obowiązywały przedtem, dopóki nie zapewni się nowego lokum bez względu na dochody lokatorów.
A przede wszystkim, jeśli w państwie jest brak określonego prawa w kwestiach reprywatyzacyjnych, na czas jego uchwalenia wszelkie postępowania sądowe powinny być zawieszone, bo nie może być tak, przez kilkadziesiąt lat mieszkańcy kamienic żyli w spokoju, cieszyli się swoim mieszkaniem, remontowali go, meblowali, następowały zmiany pokoleniowe i przez nowego właściciela nagle wszystko upadło, pozostała niepewność o własny dach nad głową. Czynnik ludzki też bardzo ważny, o czym Państwo Polskie zapomniało zupełnie.
My mieszkańcy kamienicy przy ul. Wileńskiej 7 powtarzamy – nie jesteśmy bydłem do eksploatacji, ale ludźmi chcącymi żyć godnie. Póki jest jeszcze czas gmina musi zrobić wszystko abyśmy nadal byli pod jej opieką, nie chcemy nowego właściciela.
Apelujemy do mediów aby zainteresowały się tą dziką i drańską reprywatyzacją, nagłośniły ją i przez artykuły wywiady oraz dziennikarzy śledczych do zwrócenia uwagi na problem Państwu Polskiemu, czyli Sejmowi, Rządowi i Prezydentowi.
Lokatorzy ul. Wileńskiej 7
Zapraszamy do podpisywania petycji: http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=10992
“Warsaw Days” – promocja deweloperów w mieście nędzy mieszkaniowej
W piątek rozpoczynają się „Warsaw Days” spotkania promujące deweloperów nieruchomości z udziałem polityków odpowiedzialnych za katastrofalną sytuację mieszkaniową w Warszawie.
W centrum uwagi „Warsaw Days” są deweloperzy nieruchomości. Dziesiątki firm buduje apartamentowce w całym mieście, ale coraz mniej ludzi może sobie pozwolić na kupno nowo wybudowanych mieszkań. Powierzchnia mieszkalna kosztuje zbyt drogo, a mieszkańcy Warszawy nie mają wystarczającej zdolności kredytowej. W efekcie mieszkania pozostają puste, a w tym samym czasie cierpimy na niedostatek mieszkań.
Jednocześnie zapotrzebowanie na dostępne mieszkalnictwo jest ogromne, ale pozostaje w większości niezaspokojone. To co jest dostępne na rynku leży w zasięgu bardzo ograniczonej liczby ludzi, a ceny są porównywalne lub wyższe niż w wielu europejskich miastach. To oznacza, że przeciętna osoba w Polsce musi pracować o wiele dłużej, by zakupić metr kwadratowy, niż mieszkańcy innych krajów. Dlatego w większości musimy gnieździć się w małych metrażach.
Dostępność mieszkań komunalnych została znacznie ograniczona przez prywatyzację i przez niedopuszczalne zaniedbania. Wiele budynków pozostaje od dziesięcioleci nieremontowanych i nie nadaje się już praktycznie do zamieszkania. W efekcie miasto straciło tysiące mieszkań komunalnych. Władze obiecują, że wybudują więcej, ale realizują to na tak małą skalę, że nie kompensuje to nawet strat powierzchni mieszkalnej, nie mówiąc już o zaspokojeniu czekających w kolejce na mieszkania.
Zamiast propagandowych wydarzeń takich jak „Warsaw Days”, zamiast próby przedstawiania tragicznej sytuacji mieszkaniowej jako rozkwitu miasta, chcemy by budowano więcej dostępnych mieszkań komunalnych.
Chcemy też podkreślić, że bardzo często dochodzi w Warszawie i innych miastach do naruszenia podstawowych praw lokatorów, zarówno w domach prywatnych jak i komunalnych. Lokatorzy są przekazywani nowym właścicielom niczym meble. W wyniku reprywatyzacji, lokatorzy padają ofiarą wielu rodzajów prześladowań, takich jak odcinanie mediów, przy kompletnej bierności władz.
Jedna z firm należących do grupy kapitałowej SP Invest, jednego z wystawców na Warsaw Days, w nielegalny sposób doprowadziła do eksmisji rodziny i zburzyła budynek zanim zapadł wyrok eksmisyjny. Sąd postanowił, że eksmisja była nielegalna i że rodzina z niepełnosprawnym dzieckiem ma prawo w nim mieszkać. Ale budynku już nie ma. Pomimo tych karygodnych działań, deweloper dalej kontynuuje swoją działalność, gdyż zdaje sobie sprawę, że miasto nie przyjdzie lokatorom z pomocą.
Miasto jest dla mieszkańców, a nie dla deweloperów, spekulantów i biurokratów. Nie będziemy po cichu tolerować katastrofy mieszkalnej, którą władze sprowadziły na tysiące rodzin. Dość tego!
Jeśli masz problemy z właścicielami kamienic, ze spekulantami, prywaciarzami i deweloperami – przekaż nam swoją historię i działaj z nami na rzecz praw lokatorów!
Skomentuj "Warsaw Days" - promocja deweloperów w mieście nędzy mieszkaniowej
Eksmisja w mieście pustostanów
Bezrobotna kobieta ma zostać eksmitowana na bruk w poniedziałek rano. Obrońcy kobiety chcą podkreślić kilka faktów, które świadczą o bardzo problematycznym podejściu miasta do problemów mieszkalnictwa.
Siedem lat temu, kobietę wyrzucono z mieszkania, gdzie mieszkała razem z babcią aż do jej śmierci. Nie mogła odziedziczyć najmu mieszkania i tam pozostać, pomimo braku innego miejsca do życia.
Czy taka zasada ma sens czy nie, zależy od sytuacji. W wielu przypadkach to nie ma sensu, ponieważ ktoś kto ma niskie zarobki, zasługuje na mieszkanie komunalne lub socjalne. Ale miasto przekonuje, że musi mieć taką politykę, bo jest „za mało zasobów” mieszkalnych w Warszawie.
Więc tym bardziej bulwersujący jest fakt, że mieszkanie z którego lokatorka musiała się wyprowadzić 7 lat temu, od tego czasu STOI PUSTE. Eksmisja w mieście pustostanów – czytaj dalej …
Dobry lokator, to gentryfikator
Inspiracją do napisania tego artykułu był pożar, który miał miejsce w zeszłą środę na warszawskiej Pradze. W dzielnicy, która od dawna jest na celowniku gentryfikatorów. Z jednej strony, inwestorzy i spekulacje nieruchomościami, z drugiej strony plany i aspiracje elity rządzącej aby, z pomocą hojnych obniżek czynszów i innych bodźców, wprowadzić do dzielnicy nową klasę, artystów i kulturalną elitę, którzy mają przekształcić dzielnicę w przestrzeń bardziej atrakcyjną dla nowych, przyszłych mieszkańców… bardziej zamożnej klasy, która powoli będzie wypierać dotychczasowych mieszkańców.
Trudno nie dostrzec, że reakcję mediów oraz lokalnych władz tym razem były zupełnie inne niż zwykle. Ten akurat pożar został uznany za „szczególnie ważny”. Czemu? Ludzie na Pradze cały czas tracą swoje mieszkania, często w dość tragicznych okolicznościach, jednak rzadko się o tym słyszy i zazwyczaj pozostają właściwie bez pomocy. Jednak tym razem w pożarze zniszczona została galeria, teatr i klub. Tragedia dla Pragi.
Albo tak powinniśmy sądzić. Może to jest tragedia dla władz, którym zależy na gentryfikacji miasta. Dla innych ludzi w dzielnicy, tragedią jest raczej ich niepewna sytuacja i niebezpiecznie warunki w których mieszkają. Trzeba podkreślić, że od dawna, Komitet Obrony Lokatorów, ZSP i mieszkańcy Pragi mówią o tym, że nie ma żadnych zabezpieczeń przeciwpożarowych na Pradze. I tak jest faktycznie. Wyobraź sobie, gdyby w twoim miejscu pracy nie było gaśnicy, ktoś mógłby to zgłosić do inspekcji i pracodawca dostałby karę. Gdyby ktoś zginął w takim niezabezpieczonym miejscu pracy, może dojść do poważnej sprawy karnej. Ale nie na Pradze, gdzie na porządku dziennym są udokumentowane przez nas naruszenia zasad bezpieczeństwa, gdzie władze miasta, będące właścicielem budynków, nie dbają o gaśnice, nie zabezpieczają strychów i piwnic, jednym słowem nie robią nic… i nikt nie ponosi z tego powodu żadnych konsekwencji. A mieszkańcy Pragi mają dość nieodpowiedzialności władz… i to jest ta prawdziwa tragedia.
Aby pokazać mieszkańcom dzielnicy, kto jest ważny, władze spotkały się z artystami niezwłocznie po pożarze, obiecując pomoc lokalową. Jest sporo lokali na Pradze. W okolicach Dworca Wschodniego są lokale oferowane na preferencyjnych warunkach dla artystów. Normalni mieszkańcy Pragi nie mają takich możliwości. Artyści tak. Barbara Dżugaj, rzecznik władz dzielnicy Praga-Północ, znana z wypowiedzi, że ul. Brzeską należy zrównać z ziemią i z traktowania mieszkańców jak meneli, rozmawiała z GW o pomocy dla artystów.
Czytamy:
Urząd przedstawił im wczoraj pierwszą listę adresów do wzięcia. Są na niej również lokale przy Inżynierskiej. Artyści mogą też liczyć na bonusy w czynszach i opłatach za miejskie media. Nie muszą się także przejmować statusem lokali. Jeśli na swoje pracownie wybiorą mieszkania, zostaną przekształcone w lokale użytkowe.
A oto prawdziwy skandal. Wiemy, że sytuacja z zasobami mieszkaniowymi w dzielnicy jest tragiczna! Nie dość, że wiele domów mieszkalnych stanowi zagrożenie budowlane, cierpi z powodu reprywatyzacji, itd., że nie ma wolnych mieszkań dla osób oczekujących, ale władze są gotowe przekształcić lokale, pozbawić lokatorów komunalnych dostępu do tych zasobów i udostępnić je po preferencyjnych warunkach na inne cele. Kto dał im prawo korzystać z zasobów komunalnych do dla takich celów? Zasoby komunalne mają służyć do zaspokajania potrzeb mieszkaniowych.
Miasto już załatwiło artystom lokale w okolicach Dworca Wschodniego i wsparło ich na inne sposoby. A co z rodzinami oczekującymi na mieszkania?
To jasne, że dla władz, najlepszy lokator to gentryfikator.
Artyści, nie będziemy płacić za wasz układ z miastem, kosztem mieszkań dla potrzebujących. Wybierzcie z kim chcecie trzymać: z mieszkańcami dzielnicy, czy z okradającymi ich władzami!