Media
Eksmisja na ul. Sempołowskiej zablokowana!
W odpowiedzi na apel Komitetu Obrony Lokatorów, kilkadziesiąt osób stawiło się wczoraj przed mieszkaniem na ul. Sempołowskiej (przy pl. Zbawiciela) w Warszawie, by nie dopuścić do eksmisji na bruk starszej schorowanej kobiety. Wśród zebranych byli lokatorzy i działacze społeczni z różnych organizacji. Kilkadziesiąt osób usiadło na schodach, uniemożliwiając pracownikom Wojskowej Agencji Mieszkaniowej wstęp do mieszkania eksmitowanej kobiety.
Poniżej, film z blokady.
Próba eksmisji była całkowicie nielegalna, gdyż nie miała podstaw w wyroku sądowym, a oparta była jedynie na decyzji Wojewody Mazowieckiego. Policja w liczbie 8 funkcjonariuszy próbowała negocjować dostęp do mieszkania, jednak protestujący solidarnie odmówili przepuszczenia ekipy eksmisyjnej. Skandowano “Ta eksmisja jest nielegalna”, “Lokatorzy to nie towar”. Po 2 godzinach od planowanego rozpoczęcia eksmisji, policja i pracownicy WAM wycofali się. Wojewoda zapowiedział jednak dziennikarzom, że eksmisja będzie wykonana w innym terminie, ale jej data zostanie “utajniona”. Jest to kolejny przejaw bezprawia (po próbie eksmisji bez wyroku) i z pewnością spotka się z dalszym przeciwdziałaniem ze strony lokatorów.
1 komentarz na temat Eksmisja na ul. Sempołowskiej zablokowana!
Proces działacza Komitetu Obrony Lokatorów
Dziś, w sądzie dla Pragi-Północ przy ul. Terespolskiej odbyła się sprawa Marka Jasińskiego, działacza Komitetu Obrony Lokatorów, który został oskarżony o zorganizowanie w marcu b.r. pikiety pod Urzędem Dzielnicowym Praga-Północ. Z powodu tragicznej śmierci działaczki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Jolanty Brzeskiej, znaczna część wystąpień była poświęcona jej pamięci i jej walce. Podczas pikiety, lokatorzy domagali się też poważnego potraktowania problemów lokatorów kamienic reprywatyzowanych i lokatorów oczekujących latami na przyznanie lokalu socjalnego.
Demonstracja była spontanicznie zorganizowana na wieść o śmierci Jolanty, dlatego też nie została zarejestrowana. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2008 r. ustalił, że spontaniczne zgromadzenia powinny być traktowane jako cecha zdrowej demokracji. Oskarżony bronił się, powołując się na ten wyrok.
Na sali obrad obecnych było około 30 lokatorów, którzy przyszli wesprzeć oskarżonego i Komitet Obrony Lokatorów. Podczas rozprawy zeznania złożyło trzech świadków. Proces został odroczony do 20 grudnia.
1 komentarz na temat Proces działacza Komitetu Obrony Lokatorów
Skutecznie zablokowana eksmisja dzięki solidarności lokatorów
Dziś w Warszawie, w dzielnicy Gocław, doszło do blokady eksmisji ciężko chorej kobiety w starszym wieku. Eksmisja miała nastąpić do lokalu tymczasowego w hotelu robotniczym na ul. Przeworskiej, gdzie komornicy rutynowo wyrzucają niechcianych lokatorów. Taka eksmisja nie jest niczym innym niż eksmisją na bruk, gdyż hotel robotniczy jest przyznany tylko na miesiąc – później lokatorzy muszą się wyprowadzić (już bez prawa do innego lokalu). Dotychczas nielegalne praktyki komorników i władz samorządowych zostaną zresztą zalegalizowane od listopada dzięki uchwalonej nowelizacji tzw. “Ustawy o ochronie praw lokatorów”.
Lokatorka ledwie tydzień przed eksmisją zwróciła się po pomoc na dyżur do stowarzyszeń lokatorskich, m.in. Komitetu Obrony Lokatorów. Aktywiści doszli do wniosku, że nie było innej możliwości niż fizyczne zablokowanie eksmisji. Część organizacji była sceptyczna wobec tego pomysłu, bojąc się “posądzenia o zadymiarstwo”. Jednak lista kontaktowa, wypracowana w trakcie licznych porad lokatorskich, zadziałała i około 70 lokatorów, w tym wielu starszych i niepełnosprawnych, stawiło się na blokadzie eksmisji. Obecni byli członkowie głównych stowarzyszeń lokatorskich działających w Warszawie, oraz wiele osób wspierających.
Komornik musiał odstąpić od eksmisji, nie mogąc fizycznie dostać się do lokalu. Odroczył eksmisję na 11 dni, co daje córce eksmitowanej lokatorki więcej czasu na szukanie rozwiązania. Ponadto, obecni na próbie eksmisji dziennikarze skontaktowali się z hotelem robotniczym na ul. Przeworskiej. Okazało się, że dyrektorka hotelu nie wiedziała, że ma do niej być eksmitowana osoba ciężko chora i postanowiła zerwać umowę z komornikiem. Oznacza to, że nawet za 11 dni, komornik będzie mieć poważne kłopoty z wykonaniem eksmisji.
2 komentarzy Skutecznie zablokowana eksmisja dzięki solidarności lokatorów
Nowa synekura dla Jakubiaka-Pinokia
Wiceprezydent Warszawy, odpowiedzialny za gospodarkę nieruchomościami i politykę lokalową, Andrzej Jakubiak, przechodzi na synekurę do rządu. Jak donoszą media, premier powierzy mu funkcję szefa Komisji Nadzoru Finansowego. „Gazeta Wyborcza” wystawiła urzędnikowi piękną laurkę:
„Uważany jest za wzorowego, merytorycznego urzędnika. Ale ceniono go też za hardy charakter. W 2007 r. został wysłany do dzielnicowego ratusza na Pradze-Północ, gdzie rządził PiS-owski burmistrz nieuznawany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Wiceprezydent przez jakiś czas próbował doprosić się o udzielenie mu głosu. Gdy dzielnicowi działacze go ignorowali, wstał i huknął pięścią w pulpit mównicy. […] W 2008 r. pilotował niezwykle trudną ze względów społecznych reformę czynszów komunalnych. Udało mu się doprowadzić do uchwalenia podwyżki czynszów, które wcześniej były zamrożone przez dziewięć lat i należały do najniższych w kraju. Drugą zmianą było zróżnicowanie wysokości czynszów w zależności od lokalizacji mieszkania i wprowadzenie ulg dla najuboższych. (sic!)”
Kto śledził trochę sprawy protestów lokatorskich, ten wie ile w tym nieprawdy. Wystarczy przypomnieć matactwa Jakubiaka w sprawie obniżenia kryterium dochodowego uprawniającego do najmu mieszkań komunalnych (obniżka – czyli ograniczenie liczby osób uprawnionych – została przedstawiona przez Jakubiaka jako „podwyższenie kryterium”). Rzekoma „kompetencja” Jakubiaka miała się przejawiać m.in. w tym, że nie umiał odróżnić kwoty brutto od kwoty netto.
Jakubiak wykazał się też nieraz arogancją wobec lokatorów na licznych akcjach protestacyjnych, takich jak okupacja Ratusza i Biura gospodarowania nieruchomościami.
Administracja celowo doprowadza Targową 21 do ruiny?
Kamienica przy ul. Targowej 21 na Pradze-Północ od lat stoi pusta. Eksmitowano z niej wszystkich lokatorów. Niedawno, administracja budynku wybiła zabezpieczenia okien budynku. Na zimę, otwory okienne pozostaną niezabezpieczone. Jaka była przyczyna takiego postępowania? Czy chodzi o to, by budynek szybciej przeszedł wilgocią i szybciej nadawał się do wyburzenia? Dzięki temu będzie przecież można szybciej zarobić na atrakcyjnej działce!
Skomentuj Administracja celowo doprowadza Targową 21 do ruiny?
Dementi w sprawie artykułu w “Życiu Warszawy”
W “Życiu Warszawy” w dniu 1 października b.r. opublikowany został artykuł pt. “Lokatorzy zawalczą o mieszkania”. Zacytowana została w nim rzekoma wypowiedź bliżej nie sprecyzowanych organizacji lokatorskich w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej. Przytoczono następującą wypowiedź: “Jak twierdzą organizacje lokatorskie – popełniła [Jolanta Brzeska] samobójstwo z powodu podwyżki czynszu.”
Komitet Obrony Lokatorów, organizator manifestacji w dn. 2 października b.r. z okazji Światowego Dnia Lokatora, odcina się od zacytowanej w „Życiu Warszawy” wypowiedzi.
Znając niezłomną postawę Joli i jej walkę z brutalnym kamienicznikiem, nigdy nie mieliśmy wątpliwości, że została zamordowana. Nasze stanowisko w sprawie Jej śmierci przedstawiliśmy miesiąc wcześniej w petycji do Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta: „Zabójstwo, z którego prokuratura usiłowała zrobić samobójstwo, stawia prokuratorów w równym szeregu z zabójcami” – pisaliśmy.
Stanowczo protestujemy przeciwko powielaniu ewidentnie nieprawdziwych hipotez wymyślonych przez jedną z prokuratur, a tym bardziej przeciwko sugerowaniu, iż organizacje lokatorskie mogły przychylić się do podobnej tezy.
Komitet Obrony Lokatorów
Warszawa: Demonstracja z okazji Dnia Lokatora na warszawskiej Pradze
Dziś w dzielnicy Praga-Północ odbył się protest lokatorski w ramach międzynarodowego Dnia Lokatora. Protest zorganizował Komitet Obrony Lokatorów, wraz z ośmioma innymi stowarzyszeniami działającymi w obronie lokatorów poszczególnych kamienic w całej Warszawie (m.in. z ul. Siennej, Hożej, Jagiellońskiej, Wileńskiej, Przemysłowej, z Ursusa i z Muranowa). Akcja była protestem przeciw narastającym naruszeniom praw lokatorów, które przejawiają się w bezprawnym przekazywaniu nieruchomości razem z lokatorami, drastycznych podwyżkach czynszów, ignorowaniu potrzeb mieszkaniowych obywateli i zaniedbywaniu zasobów komunalnych przez władze miasta.
Protestujący zebrali się na rogu ul. Floriańskiej i al. Solidarności, po czym przemaszerowali ulicami Jagiellońską, Okrzei, Targową, Wileńską i Inżynierską, zatrzymując się pod kamienicami dotkniętymi reprywatyzacjami, gdzie lokatorzy otrzymują eksmisje na bruk i gdzie właściciele odcinają bezprawnie dostęp do wody bieżącej. Lokatorzy mieszkający w tych kamienicach opowiedzieli o swojej bieżącej sytuacji. Celem skoncentrowania się na realnych historiach mieszkańców było wzmocnienie wzajemnej solidarności uczestników ruchu. Poniżej także film z protestu.
Demonstrację obserwowali też z balkonów liczni mieszkańcy domów położonych na trasie przemarszu. Na ich użytek przemawiający przypominali, jak ważne jest przyłączenie się do ruchu lokatorskiego, by zatrzymać – wtedy kiedy jeszcze jest na to czas – proces nielegalnego oddawania prywatnym właścicielom lokatorów wraz z kamienicami. Przemarsz zakończył się w muszli w Parku Praskim, gdzie dyskutowano o typowych problemach lokatorskich i udzielano praktycznych porad.
Skomentuj Warszawa: Demonstracja z okazji Dnia Lokatora na warszawskiej Pradze
Zaginęła córka działaczki lokatorskiej
22 września b.r. na warszawskiej Ochocie zaginęła Helena Magnuszewska, córka jednej z działaczek lokatorskich, Anny Kalbarczyk. Helena ma 15 lat. Dziewczynka wyszła z domu do szkoły w godzinach rannych i do tej chwili nie wróciła.
Rysopis zaginionej: Nastolatka ma około 165 cm wzrostu, waży około 50 kg, włosy długie, blond, oczy niebieskie, znaki szczególne przy prawym oku pieprzyk, pieprzyki na szyi. Helena najprawdopodobniej przebywa na terenie Warszawy. Mogła być widziana w dzielnicach Grochów i Praga. Może przebywać w centrach handlowych,kawiarenkach internetowych itp. Ktokolwiek widział zaginioną proszony jest o kontakt z Policją w Warszawie: (022) 603-71-55, lub 997; 112 w całym kraju. Jak również z mamą dziewczynki: Anna Kalbarczyk tel 518 148 139.
W sprawie zaginionej Heli można pisać: administracja@bezsladu.hoseo.pl
Niewygodna lokatorka
Jolanta Brzeska przez cztery lata była nękana przez nowego właściciela domu. Aż znaleziono ją spaloną w Lesie Kabackim.
Wysoki i niezawisły sąd, zobowiązany do wnikliwego zbadania każdej sprawy, potrzebował ośmiu posiedzeń i ponad dwóch lat, by stwierdzić, że Jolancie Brzeskiej należy się wprawdzie zwrot 1,2 tys. zł z 1445 i 11 gr., jakie nadpłaciła w formie zaliczek na poczet opłat za zużyte media w 2006 r., ale figę zobaczy. W majestacie prawa sąd zmusił ją dodatkowo do zwrotu kosztów instancji odwoławczej na rzecz człowieka, który przywłaszczył sobie równowartość jej miesięcznej emerytury.
Goście na obiedzie
Po 60 latach mieszkania w tym samym domu, w sobotnie popołudnie 2006 r., podczas rodzinnego obiadu, państwo Brzescy mieli wizytę. Do mieszkania wtargnął tłum obcych ludzi. Radośnie oświadczyli, że właśnie odzyskali nieruchomość. Brzescy kończyli jeść zupę. Gościnna zazwyczaj Jola nie podzieliła się z nimi miską strawy. Nie zaproponowała nawet herbaty. Jakby przeczuwała kłopoty. Oszołomiona patrzyła, jak obcy myszkują po jej kątach i bawią się we wspominki z dzieciństwa. Nikt z nich nie zbliżał się jeszcze do emerytury, więc nie mogli mieć wspomnień z tego mieszkania. Tylko jeden, brzuchaty, niczego nie wspominał. Rozparty w fotelu w salonie wgapiał się łakomie w talerze z zupą.
Potem spotykali się w sądzie. Gdzieś znikł tłum spadkobierców, a jako jedyny właściciel mieszkania Brzeskich ostał się ten brzuchaty z wiecznie głodnym spojrzeniem. Jak wynikało z akt sprawy, Marek Mossakowski. Wytoczył im proces o eksmisję oraz o bezumowne zajmowanie lokalu i udowodnił, że przez 60 lat Jola okupowała jego mieszkanie bezprawnie. Dalibóg, w wieku czterech lat, kiedy wprowadzała się do tego domu z rodzicami i dziadkami, nie miała mocy decyzyjnej w sprawie miejsca zamieszkania. A Mossakowski nie mógł być właścicielem, bo nie było go jeszcze na świecie. Sprawa o eksmisję do dziś nie znalazła finału. W czerwcu była kolejna rozprawa. Już bez Joli. We wrześniu nastąpi ciąg dalszy.
Pod koniec 2007 r. Brzescy byli zmuszeni złożyć w sądzie pozew o zwrot nadpłaty za media, bo po raz pierwszy nie otrzymali żadnego rozliczenia. W mieszkaniu mieli zamontowane liczniki poboru wody. Z obliczeń wynikało, że między zaliczkami, które wnieśli z tytułu opłat dla zakładu wodociągów, a kosztem faktycznego zużycia powstała różnica ponad 1,2 tys. zł. Nowy właściciel, mimo obowiązku przedstawienia im rozliczeń do 30 kwietnia, milczał. Podobnie ustanowiony przez niego zarządca, Hubert Massalski. W maju Brzescy wystosowali pismo, w którym domagali się rozliczenia. Nie mieli wprawdzie pojęcia, gdzie szukać pana właściciela, ale w pismach, które otrzymywali od zarządcy w sprawie opuszczenia lokalu i opłat za bezumowne zajmowanie go, był adres: skrytka pocztowa nr 61. Wysłali jeden list polecony, drugi, wreszcie trzeci z groźbą skierowania sprawy na drogę sądową. Zero reakcji.
Tajemniczy meldunek
Pozew Brzeskich wpłynął do sądu 16 października 2007 r. Rozprawa została wyznaczona na 3 stycznia 2008 r. Nastąpiła jednak komplikacja. Podczas próby wtargnięcia nocą bandy podpitych młodych ludzi z diaksą (to taka piła tnąca metal) do mieszkania Brzeskich wyszło na jaw, że mają lokatora. Bez ich wiedzy wmeldował im się Marek Mossakowski. Policja przybyła z interwencją, widząc przerażenie dwojga starszych ludzi, tłumaczyła im jak dzieciom, że osoba zameldowana ma prawo wejść do mieszkania wraz ze znajomymi. – NO, NIE! – Jola, która od pamiętnego obiadu w asyście spadkobierców pilnie studiowała kodeksy cywilne i karne, z głowy rzucała artykułami zabraniającymi właścicielowi nękania lokatorów i odwiedzania ich bez uprzedzenia, zwłaszcza w środku nocy.
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów do dzisiaj nie ustaliła, kogo należało ukarać za nocną awanturę i postawienie na nogi całej kamienicy. Marek Mossakowski został administracyjnie wymeldowany, ale nikt się nie pofatygował, by ustalić, w jaki sposób w ogóle mógł się zameldować. Kazimierz Brzeski ciężko odchorował tę sytuację. Po nocnym spotkaniu z Mossakowskim uzbrojonym w diaksę chudł z dnia na dzień i niknął w oczach. W grudniu 2007 r. pogotowie zabrało go do szpitala. Po tygodniu już nie żył.
Na styczniową rozprawę państwo Brzescy się nie stawili. W lutym trzeba było sprawę odroczyć do zakończenia postępowania spadkowego, które w imieniu wdowy i osieroconej córki przeprowadzał Marek Mossakowski. Sąd wyznaczył kolejny termin na listopad. Tym razem nie przyszedł Mossakowski. Sędzia przyjął tylko stanowisko Joli i postanowił ogłosić wyrok 17 grudnia. Nie ogłosił jednak, bo adwokat pozwanego, podający się za mecenasa książę Hubert Massalski, udowodnił, że nieobecność strony na rozprawie była wynikiem błędu sekretariatu, który nie wpisał na wezwaniu numeru sali, wskutek czego pobłądzili w wąskich korytarzach. Sąd otworzył więc zamknięty przewód i zobowiązał Brzeską do udokumentowania roszczenia.
Może ta pani się nie myje?
Przed następną rozprawą, na którą Jola przygotowała teczkę rachunków, listonosz przyniósł przekaz pocztowy. Marek Mossakowski przesłał jej 636,93 zł tytułem zwrotu nadpłat wraz z odsetkami, jak zaznaczył. Ona jednak nie przyjęła daru. Sędzia był zszokowany. – Dlaczego pani odmówiła przyjęcia przekazu? – zapytał z naganą w głosie. – Ponieważ kwota nie była zgodna z moim roszczeniem – odpowiedziała spokojnie Jola i usiadła.
Miesiąc później sytuacja się powtórzyła. Między rozprawami przyszedł kolejny przekaz na tę samą kwotę. I znów został odesłany. Książę mecenas na początku rozprawy długo rozwodził się o aspołecznej postawie powódki i braku możliwości ugody. Wysoki Sąd był wyraźnie poirytowany. Toż to pół emerytury Brzeskiej, a ona śmie kaprysić!
– Jak się panu wydaje – zwrócił się sędzia do mecenasa Massalskiego – skąd się biorą tak duże nadpłaty pani Brzeskiej?
– Nie wiem – odpowiedział arystokrata. – Może ta pani się nie myje? Zażenowany sędzia spuścił oczy i nerwowo zaczął przerzucać kartki w aktach. Wreszcie odważył się zadać to samo pytanie Joli. Robiła wrażenie nieporuszonej, tylko rumieniec na policzkach zdradzał stan jej ducha.
– Bo się nie myję – odpowiedziała, trzymając dumnie uniesioną głowę.
– Ja panią zaraz usunę z sali! Pani bezczelność i aroganckie zachowanie znane są w całym tym budynku. Nie pozwolę…
Sędzia długo zrzucał na Brzeską swoje frustracje. Na koniec zażądał, by udokumentowała, jakie faktycznie były należności za media.
Ba! Całą dokumentację miał w rękach duet Mass-Moss. Sąd miał prawo zażądać od nich rozliczeń, ale dla Brzeskiej były niedostępne. Przepisy mówią, że administrator budynku może udostępnić tajne dane o wodzie i ściekach tylko prawowitemu właścicielowi lokalu. Dorota Chróścikowska, zarządca budynku częściowo przejętego przez Mossakowskiego, wiedząc, że przez trzy lata nie odprowadził on ani złotówki z czynszów pobieranych od lokatorów za wodę czy wywóz śmieci, podjęła ryzyko popełnienia przestępstwa. Dała Joli rozliczenie mediów w mieszkaniu Brzeskich za 2006 r. Rzeczywista kwota wynosiła 1445,11 zł. Książę oskarżył ją potem w Ministerstwie Infrastruktury o brak kompetencji zawodowych.
Na kolejnej rozprawie Jola przedstawiła dokument. Sędzia był w szoku. – Ja nie mogę zasądzić kwoty, jaka się pani należy, bo w pozwie podała pani inną.
– Wszystko jest w porządku – odparła Jola. – Nie miałam dostępu do rozliczeń, więc podałam kwotę szacunkową i ona jest obowiązująca, a mnie w całości satysfakcjonuje. Sędzia nagle stał się życzliwy i usilnie starał się znaleźć zgodny z prawem sposób, by powódka odzyskała całą nadpłatę wraz z odsetkami. Bardzo ubolewał, że jest to niemożliwe. Jola była w euforii. Wszystkim wokół cytowała fragment uzasadnienia wyroku: „Twierdzenia pozwanego nie odpowiadają prawdzie i nie zasługują na uwzględnienie”. Zasuwaj z tym do Strasburga!
Mina jej zrzedła, gdy przyszło zawiadomienie z sądu okręgowego, że Mossakowski złożył apelację. Na rozprawie w trzecim już listopadzie, licząc od złożenia pozwu, arystokratyczny adwokat oświadczył, że w marcu 2009 r. Marek Mossakowski zbył udziały w nieruchomości, o czym Brzeska ma wiedzę od miesiąca. Wobec braku przedmiotu sporu pozew został skierowany do niewłaściwej osoby.
Trzyosobowy skład sędziowski nie miał wątpliwości, że siedzący na sali Marek Mossakowski, reprezentujący interesy nowej właścicielki, Barbary Zdrenki, prywatnie swojej mamusi, nie posiada mieszkania Brzeskich, a zatem nie może być pozwany ani oddać pieniędzy. Wyrok sądu rejonowego został zmieniony, a powództwo Brzeskich oddalone. Ponieważ jednak biedak się wykosztował na apelację, nakazano naprawić wyrządzoną mu krzywdę.
I tak sędzia sądu okręgowego, autorytet w sprawach cywilnych, któremu nie wolno było orzekać w tym procesie, jako że wcześniej popełnił ekspertyzę w tej sprawie na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości, udowodnił, że Brzeska się czepia i nie ma racji.
– Jolka! Zasuwaj z tym do Strasburga! Jak ty tego nie zrobisz, to my z pielgrzymką pójdziemy tam piechotą – nawoływały staruszki, ofiary reprywatyzacji, które miały podobne spory sądowe.
– Wara od mojego wyroku! – Jolanta Brzeska przybierała czasem władczy ton. – Ja wiem, kto mnie okradł, i nie życzę sobie, by wypłacano mi odszkodowanie z pieniędzy podatników. Problemu wody i ścieków nie postawię na arenie międzynarodowej. Jeśli złodziej nie może oddać, trudno, pogodzę się ze stratą.
Nie mogła jednak się pogodzić. Napisała pisma do prezesa sądu okręgowego i do Krajowej Rady Sądownictwa, w których udowodniła, że wyrok pozostaje w sprzeczności z co najmniej czterema artykułami Kodeksu postępowania cywilnego. Nikt się tym nie przejął. Odpisano jej tylko, że wyroki sądu okręgowego uprawomocniają się w momencie ogłoszenia. Nie ma co z nimi dyskutować. Tak samo jak z boskimi.
Napisała też do Krzysztofa Kwiatkowskiego, ministra sprawiedliwości: „Szanowny Panie Ministrze! Gdybym ukradła dzisiaj Pana samochód, jutro go sprzedała, a pojutrze stanęła przed sądem, gdzie Pan by niezbicie udowodnił, że z mojego powodu poniósł określone straty materialne, czy sąd mógłby mnie uniewinnić z powodu braku przedmiotu sporu?”. Odpowiedź przyszła krótka i grzeczna. Urzędnik poinformował Jolantę Brzeską, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma takich uprawnień, by ingerować w prawomocne wyroki niezawisłych sądów.
PS Od wielu lat środowiska prawnicze bezskutecznie domagają się audiowizualnej rejestracji przebiegu procesów cywilnych. Niezawiśli sędziowie znajdują tysiące przeszkód natury formalnoprawnej, by do tego nie dopuścić. Na wszystkich rozprawach Jolanty Brzeskiej za monitoring robili jej przyjaciele. Każdy grymas i każde słowo niegodne sędziowskiej togi zostały zarejestrowane.
Ewa Andruszkiewicz
Kamienicznik
Marka Mossakowskiego okrzyknięto w stolicy kolekcjonerem kamienic. Sam mieszka w lokalu komunalnym przy Krakowskim Przedmieściu w kamienicy, o której zwrot ubiega się Hubert Massalski. Twierdzi, że jest spadkobiercą kilku kamienic w Warszawie, ale żadnej dotąd nie odzyskał. Z powodzeniem odzyskuje za to cudze nieruchomości, do których skupuje roszczenia. Nabywa też udziały w kamienicach od spadkobierców właścicieli i odgrywa rolę ich pełnomocnika. Jest postrachem miejskich lokatorów: podnosi czynsze, straszy eksmisją, kieruje pozwy do sądu i zazwyczaj każdą sprawę wygrywa. Skuteczność jego metod na własnej skórze odczuli lokatorzy z ulic Francuskiej, Nabielaka, Otwockiej, Dahlberga, Krakowskiego Przedmieścia i Hożej.
(na podst. Gazeta.pl, sierpień 2010) Spalona w Lesie Kabackim
1 marca 2011 r., dwa miesiące przed terminem kolejnego rozliczenia opłat za media, których i tak by nie rozliczono, na obrzeżach Lasu Kabackiego znaleziono spalone zwłoki Jolanty Brzeskiej, założycielki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, aktywnej działaczki ruchu lokatorów pozbawianych dachu nad głową w ramach tzw. reprywatyzacji. Dochodzenie w sprawie jej śmierci prowadzone jest z taką samą skrupulatnością jak proces o zwrot nadpłaty za media. Od ponad pół roku zwęglone ciało Brzeskiej nabiera mocy urzędowej w lodówce zakładu medycyny sądowej. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów prowadziła najpierw dochodzenie w sprawie samobójstwa, teraz twierdzi, że było to nieumyślne spowodowanie śmierci. Od miesiąca dochodzenie prowadzi wydział zabójstw Komendy Stołecznej Policji.
Prokuratura mokotowska obiecała przyjrzeć się wszystkim procesom sądowym, które toczyły się w sprawie mieszkania na Nabielaka 9. Dotychczas nie zauważono związku między tragiczną śmiercią Jolanty Brzeskiej a ewidentnym bezprawiem, jakie w majestacie prawa zgotowano jej wielokrotnie za życia.
François Chateaubriand słusznie zauważył, że zraniona godność ludzka zawsze kryje w sobie zarodek śmierci. Godność Jolanty Brzeskiej była raniona i gwałcona wielokrotnie. Wciąż bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie: kim są rodzice tego zarodka?
(Przegląd)