English | Deutsch
Zdjęcie pochodzi z blogu warszawa78.blox.pl

Samowola zarządów nie tylko na państwowym – przypadek Piotra M.

Opublikowane 12/12/09 o godz.22:56 w kategorii Historie lokatorów, Publicystyka.
Nie radzisz sobie z urzędnikami lub prywatnym właścicielem i potrzebujesz naszej pomocy? Skontaktuj się z nami!

Na tych łamach dużo już pisaliśmy o samowoli urzędników państwowych. Pisaliśmy o tym, jak odmawiają udzielania podstawowych informacji powołując się na nieistniejące lub nie dotyczące sprawy przepisy, opisywaliśmy już jak organizują fikcyjne przetargi i realizują remonty, które zobaczyć można tylko na papierze. Jak się okazuje, arogancja i poczucie bezkarności nie jest wyłącznie specyfiką urzędników państwowych.

Ustawa o własności lokali z 1994 r. utworzyła możliwość wyłaniania przez właścicieli lokali zarządów powołanych do zarządzania nieruchomością wspólną. W praktyce, wystarczy by jeden lokal w nieruchomości należącej do miasta został wykupiony, by powstała w sposób zupełnie automatyczny wspólnota mieszkaniowa. Nie wykupione lokale w danej nieruchomości pozostają własnością Gminy i zachowuje ona głos przy wyborze Zarządu i na zebraniach właścicieli Wspólnoty. Najczęściej spotykana sytuacja to taka, gdy mieszkańcy (ci którzy mają akt własności swoich lokali) wybierają ze swojego grona przedstawicieli Zarządu, uchwalają plan gospodarczy i powierzają Zarządowi realizację zaplanowanych remontów i innych prac związanych z utrzymaniem nieruchomości.

W teorii, oddanie mieszkańcom władzy nad nieruchomością wydaje się dobrym pomysłem. Co w końcu może być gorszego, niż samowola zarządu państwowego? Okazuje się, że może być jeszcze gorzej, gdy do władzy w zarządzie Wspólnoty dostanie się nieuczciwa osoba.

Przykładem takiej sytuacji jest zarząd, który od kilku lat sprawuje władzę nad nieruchomością przy ul. Targowej 70 w Warszawie. Wszystkie wady, które powinny w teorii być związane tylko z zarządem państwowym, powtarzają się w skali zarządu Wspólnoty. W tym przypadku, do zarządu wspólnoty dostał się pan Piotr M. (według danych w rejestrze zarządców nieruchomości posiadający licencję zarządcy nr. 10150). Bardzo szybko okazało się, że mieszkańcy nie mogą liczyć na rzetelne rozliczenie kosztów przeprowadzanych remontów, pozbawiani są możliwości wglądu do dokumentacji finansowej wspólnoty i uniemożliwia się im kontakt z księgową wspólnoty.

W swoim piśmie z dnia 22 kwietnia 2009 r., jeden z właścicieli we wspólnocie, poprosił o sporządzenie kopii kosztorysu dość drogiego remontu polegającego na wymianie poziomów wodnych, który nie dość że ciągnął się miesiącami, to kosztował wspólnotę około 170 tys. zł. Odpowiedź zarządu, pod którą podpisał się licencjonowany zarządca pan Piotr M., brzmiała następująco:

„W odpowiedzi na pana pismo Zarząd Wspólnoty informuje, że nie może zrealizować prośby co do sporządzenia i przekazania kopii żądanej dokumentacji, która jest własnością całej Wspólnoty. Dane zawarte w dokumentacji podlegają ochronie zgodnie z obowiązującymi przepisami, w szczególności Ustawie o ochronie danych osobowych.”

Właściciel odpisał zarządowi w sposób następujący:

„Jak wynika z art. 27 Ustawy o własności lokali, każdy właściciel lokalu ma prawo i obowiązek współdziałania w zarządzie nieruchomością wspólną. Przy takim uprawnieniu i obowiązku członka Wspólnoty przetwarzanie danych osobowych jest dopuszczalne wtedy, gdy jest to niezbędne dla zrealizowania uprawnienia lub spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa (art. 23 ust. 1 pkt. 2 Ustawy o ochronie danych osobowych). Dokumentacja jest mi niezbędna do współdziałania z Zarządem, więc wniosek o jej udostępnienie jest całkowicie uzasadniony. W przypadku podtrzymania stanowiska odnośnie odmowy spełnienia mojego oczekiwania, proszę o doprecyzowanie podstawy takiej decyzji, z przywołaniem konkretnego przepisu Ustawy o ochronie danych osobowych.”

Na ten list Zarząd odpowiedział jedynie, że „nie widzi podstaw do zmiany swojej decyzji” i ponownie odmówił przekazania kopii dokumentów, co było niezbędne do zapoznania się z nimi ze względu na sporadyczne stawianie się pana Piotra M. i drugiego członka zarządu na – i tak bardzo krótkich – dyżurach dla wspólnoty, co w praktyce uniemożliwiało niezależne zapoznanie się z dokumentacją. Obaj panowie z zarządu pobierają miesięcznie tzw. „ryczałt” w wysokości około 1500 zł za dwie godziny pracy tygodniowo w biurze zarządu. Mało kto powstydził by się stawki 187 zł za godzinę pracy! W dodatku nieopodatkowanej (do czego przyznał się sam pan M. na zebraniu wspólnoty), gdyż wynagrodzenie jest rzekomo „ryczałtem”. Czyli zwrotem bliżej nie określonych kosztów, których nie udało się ustalić.

Jeśli dodać do tego formalny zakaz kontaktów z mieszkańcami wydany księgowej z firmy ,,AZET” ( Al. Jerozolimskie nr 91), która obsługuje mieszkańców, wydany przez tegoż Piotra M. – widać, że najgorsze scenariusze samowoli urzędników państwowych zostały powtórzone na poziomie wspólnoty mieszkaniowej.

Ktoś mógłby zadać pytanie: z jakiej przyczyny mieszkańcy nie pozbędą się szybko niechcianego zarządu? Odpowiedź brzmi: z takich samych przyczyn, dla których nie jest łatwo pozbyć się niechcianych urzędników z innych wybieralnych stanowisk: wielkość wspólnoty, która utrudnia znalezienie konsensusu, marazm, brak wiary w możliwość zmiany, zanik relacji sąsiedzkich. Czy nie dokładnie z tych samych przyczyn tak trudno jest usunąć z rządu i parlamentu skompromitowanych polityków?

Jak możesz pomóc?

2 Komentarzy

Dodaj swój komentarz

  1. Komentarz napisany przez Bożena dnia 29/09/2010 o godz. 09:20.

    Od wrzesnia 2009r.mieszkam w jak to nazywam ,,dzikiej i złodziejskiej wspólnocie”.Będąc pełnomocnikiem w dwóch innych wspólnotach mojej przyjaciółki w tej przeżywam horror.Jestem okradana a próba dotarcia do dokumentacji prowadzonej przez tzw.zarządcę jest mi odmawiana.Nawet nie mogę wiedzieć ile jest członków wspólnoty,bo to jest tajemnica.Nikt nawet NIK ani pan Komorowski nie jest władny sprawdzić złodziei a przecież ,,zgoda buduje”.Może jest ktoś kto nie podda się i tak jak ja chce sprawiedliwości.Bo nie po to kupiłam mieszkanie za 220000 żeby teraz ktoś mi w nim rządził i okradał mnie.

  2. Komentarz napisany przez admin dnia 29/09/2010 o godz. 22:40.

    Przeżywałem to samo przez wiele lat, ale w końcu udało się odwołać stary zarząd. Nie ma innego wyjścia – trzeba skrzyknąć sąsiadów i zebrać 1/10 głosów, by zwołać zebranie Wspólnoty w celu odwołania zarządu.

    Jeśli zarząd nie zgodzi się dodać punktu o swoim odwołaniu do programu zebrania, to trzeba samemu napisać uchwałę odwołującą zarząd i przejść się po sąsiadach i pozbierać podpisy. Takiej uchwały nie można zakwestionować, o ile tryb zbierania podpisów nie miał wpływu na jej treść.

    To jest przećwiczone – utrzyma się w sądzie w razie czego. Trzeba tylko wytrwałości.

    Powodzenia!

Dodaj swój komentarz


Top