English | Deutsch
Zdjęcie pochodzi z blogu warszawa78.blox.pl

Symboliczne mikrozmiany to za mało! Konfrontując dyskurs Miasta i elit z rzeczywistością

Opublikowane 25/09/16 o godz.14:38 w kategorii Publicystyka.
Nie radzisz sobie z urzędnikami lub prywatnym właścicielem i potrzebujesz naszej pomocy? Skontaktuj się z nami!

Niniejszy artykuł jest inspirowany nie tylko ogólną sytuacją warszawskich lokatorów, ale także stanowi bezpośrednią odpowiedź na artykuł Joanny Erbel opublikowany dwa tygodnie temu w Dzienniku Opinii. Z kolei jej artykuł jest, przynajmniej w części, krytyką oświadczenia Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, opublikowanego na tym samym portalu. Artykuł Erbel jest zatytułowany „Ustawa Reprywatyzacyjna to za Mało”. Pomimo obiecującego tytułu, artykuł jest o tyle niepokojący, że powtarza wiele twierdzeń, które są moim zdaniem całkowicie niezasadne i służą jedynie dezinformowaniu opinii publicznej o faktycznej sytuacji warszawskich lokatorów.

Nie jestem osobą promowaną przez elity tego miasta, więc pozwolę sobie przedstawić się czytelnikom. Od wielu lat jestem działaczką społeczną i jedną z założycielek Komitetu Obrony Praw Lokatorów. Od lat działamy w obronie osób pokrzywdzonych przez złą politykę rządu i miasta, walczących o swoje fundamentalne prawa, o dach nad głową. Te osoby często spotykają się ze skandalicznym traktowaniem ze strony czyścicieli kamienic, ale także ze strony urzędników Ratusza i Dzielnic. Niestety, skala krzywd doznawanych przez lokatorów w tym mieście jest masowa. Spotkałam się dosłownie z tysiącami ludzi, którzy borykają się z dramatycznymi problemami.

Inne organizacje lokatorskie działające w stolicy spotykają się z podobnymi przypadkami. Od wielu lat przekazywaliśmy władzom informacje o problemach w polityce mieszkaniowej, ale reakcja Miasta nigdy nie była odpowiednia do wagi problemu. Zwykłe rozwiązywano pojedyncze przypadki, które dawaliśmy jako przykład, czy wprowadzano kosmetyczne poprawki, które nijak się miały do powagi i skali problemu.

Niestety, Joanna Erbel w swoim tekście jedynie powtarza PRowe tezy urzędników Miasta i nie oferuje czytelnikom żadnych informacji na temat tego, jak w praktyce działa polityka mieszkaniowa w Warszawie. Pozwolę sobie więc zwrócić uwagę na niektóre fakty, które wpływają na naszą ocenę sytuacji.

Joanna Erbel, pisząc prawie jak rzecznik władz Miasta, tłumaczy nam:

“Obecnie kolejka do mieszkań komunalnych w Warszawie wynosi 3900 osób. Jednak co roku do zasobu komunalnego trafia około 1,5-1,8 tys. osób. Widać koniec tej kolejki, nawet jeśli pojawiają się w niej nowe osoby.”

oraz:

„Na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta wiceprezydent Michał Olszewski tłumaczył, że przy już zaplanowanych nakładach na mieszkalnictwo w ciągu trzech lat uda się zaspokoić potrzeby wszystkich lokatorek i lokatorów „dekretowych”…”

Chciałabym przedstawić dlaczego te twierdzenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Wyjaśnienie tego jest dość złożone, ale możemy zacząć od wytłumaczenia, na czym polegają problemy i jak błędna polityka Miasta spowodowała ogromne pogorszenie sytuacji dziesiątek tysięcy mieszkańców Warszawy. Chciałabym zacząć od propagandy sukcesu uprawianej przez władze miasta, niestety powtarzanej przez Erbel bez żadnej krytycznej refleksji.

Zacznijmy od tzw. „pomocy” dla lokatorów z reprywatyzowanych kamienic.

Erbel, zgodnie z prawdą, powiedziała, że kryterium dochodowe dla osób z reprywatyzowanych zasobów zostało powiększone. Niestety, to nie pomogło większości lokatorów, ponieważ istnieją inne problemy, które uniemożliwiają lokatorom ubieganie się o lokale komunalne. Same statystyki Miasta pokazują, że większość osób z reprywatyzowanych mieszkań nie dostała nowych lokali. W naszym przekonaniu te statystyki i tak są zmanipulowane, gdyż nie pokazują, ile osób otrzymało mieszkania komunalne o takim samym standardzie.

Z jednej strony, kryterium dochodowe zostało powiększone, ale lokatorzy reprywatyzowani musieli spełnić inne kryteria. Np. musieli mieć wypowiedzenia umowy najmu, aby starać się o te lokale. To nie jest tak, że jak ktoś dowie się, że został zreprywatyzowany, idzie do gminy, składa wniosek i dostaje nowy lokal. Większość lokatorów z tych zasobów albo nie dostają wypowiedzenia umowy najmu od razu, albo wcale.

To oznacza, że bez tego wypowiedzenia, lokator będzie musiał pozostać w lokalu o podwyższonym czynszu, często będzie się zadłużać i będzie nękany przez nowego właściciela. Taka sytuacja może trwać latami zanim lokator będzie mieć możliwość ubiegania się o nowy lokal.

Konfrontując propagandę miasta z rzeczywistością, najbardziej skutecznym sposobem, aby dostać wypowiedzenie umowy jest nie płacić czynszu ponad 3 miesiące i zadłużyć się. Dzisiaj byliśmy u grupy lokatorów z Targówka i oni relacjonowali swoje doświadczenia w Gminie, gdzie zwrócili się po pomoc (więcej o rzekomej „pomocy prawnej miasta nieco później). W Gminie dowiedzieli się, że nie mogą ubiegać się o nowe lokale, bo mają gdzie mieszkać i nie kwalifikują się do najmu. Jak starali się składać wnioski, w okienku odmówiono im nawet przyjęcia dokumentów. Jedyna wskazówka, jaką dostali od urzędników, to propozycja, by zadłużyli się u prywatnego właściciela, żeby wypowiedział im umowę najmu.

Lokatorzy, co zrozumiałe, byli wzburzeni i zdezorientowani. W kamienicy mieszka też jedna pani, która od dawna nie płaciła czynszu i ma już wyrok o eksmisję. Czeka na wskazanie lokalu socjalnego. Jak się okazuje, ta Pani ma najlepszą sytuację w budynku. Ponieważ nie płaciła czynszu. Jedna z lokatorek, bez żadnych pretensji do sąsiadki, pytała, jak to jest możliwe? Jak to może być, że my ciężko pracujemy, nigdy nie zalegaliśmy z czynszem do Gminy, a teraz, jak jesteśmy w tej sytuacji, gdzie nas za chwilę nie będzie stać na nowy czynsz, jesteśmy w gorszej sytuacji do pani, która niestety od dawna nie była w stanie płacić?

Co więcej, lokatorzy chcieli dowiedzieć się, czy jeśli się zadłużą, będą musieli ponosić konsekwencje (np. odsetki, koszty egzekucji komorniczej) i czy wtedy będą mieli gwarancję, że ich wnioski zostaną rozpatrzone pozytywnie?

Tak się składa, że znamy odpowiedź na te pytania. Bo znamy wielu lokatorów, którzy otrzymali wypowiedzenia, a mimo to urzędy odrzucają ich wnioski z najróżniejszych przyczyn. Np., lokatorzy z ulicy Brzeskiej. Składali wnioski, ale dostali odmowy, ponieważ nie mieli wypowiedzenia umowy najmu. Pomyśleli sobie, że poproszą właścicielkę, aby wypowiedziała im umowy. Tak się też stało. Po doręczeniu wypowiedzenia umowy, wrócili do gminy, składali wnioski. Ale znów dostali odmowę, ponieważ przez 3-letni okres wypowiedzenia mają gdzie mieszkać. Powiedziano im, by składali wnioski dopiero wtedy, gdy skończy się ten 3 letni okres wypowiedzenia. To znaczy wtedy, gdy nie będą mieć już żadnego tytułu prawnego do lokalu i staną się faktycznie bezdomnymi. Wtedy mogą składać wnioski. A potem czekać nikt nie wie jak długo na pozytywne rozpatrzenie wniosku, a potem jeszcze nikt nie wie jak długo na wskazanie lokalu.

Powyżej opisane dwie sytuacje nie są pojedynczymi przypadkami. Takie sytuacje zdarzają się bardzo często i możemy bez wątpienia powiedzieć, że to jest raczej norma. To, że ktoś szybko znajduje się na liście osób oczekujących na nowy przydział, to raczej wyjątek. I w międzyczasie, lokatorzy są narażeni na wysokie czynsze, niepewność i czasami nękanie ze strony właścicieli.

Ponieważ spotkaliśmy się już z setkami przypadków odmowy przyznania lokali, możemy odnieść się do twierdzenia Erbel że jest taka ilość osób czekających na lokale, że końca kolejki nie widać. A więc, Asiu… jest tylko tyle osób w kolejce, bo miasto celowo stworzyło takie zasady, które uniemożliwiają większości osób z zasobów reprywatyzowanych nawet starać się o nowe lokale. Zapotrzebowanie na te lokale jest kilka razy wyższe. Osób kwalifikujących się pod względem dochodów jest kilka razy więcej. Jak to opisałam wyżej, po prostu większość osób w potrzebie finansowej nie może spełnić innych kryteriów. Później omówimy inne przyczyny odmowy lokali. Katalog przyczyn zdaje się nie mieć końca i jest ciągle wzbogacany nowymi wymysłami urzędników.

Propaganda sukcesu Miasta polega m.in. na tworzeniu pozorów, że nie ma problemu, że sytuacja jest pod kontrolą. Z naszego doświadczenia z urzędnikami Miasta, szczególnie z takimi postaciami jak Wiceprezydent Olszewski, nawet jeśli pokażemy setki przypadków odmów, będą bronić swojej polityki i udawać, że rzeczywiście pomagają ludziom. Jednak, w naszym przekonaniu, pomoc miasta jest skierowana tylko do nielicznych i jest pozorna. Gdyby urzędnicy rzeczywiście chcieli pomóc lokatorom ze zreprywatyzowanych mieszkań, powinni od razu zaoferować im nowe mieszkania według tego samego standardu. Ale nie mogą tego robić, bo tyle mieszkań po prostu nie ma. I nie ma planów, aby zbudować ich wystarczająco na miarę potrzeb. Zamiast tego, Miasto i Gminy wymyślają nowe sposoby, aby wykreślić ludzi z listy osób oczekujących i odmówić jak największej liczbie osób.

Teraz kilka słów o tzw. „lokatorze wrażliwym”. Takie zmiany oczywiście nie były z nami konsultowane, ponieważ, gdyby były, moglibyśmy od razu powiedzieć, co jest nie tak. Pierwszym założeniem tego pojęcia było to, by emeryci i renciści mogli wnioskować o nowy lokal w sytuacji gdzie podwyższono czynsze powyżej poziomu 3% stawki odtworzeniowej, czyli obecnie 14.44 zł za metr. Wytłumaczę, jak to wygląda w rzeczywistości.

Wielu administratorów budynków i kamieniczników już zdaje sobie sprawę, że jeśli od razu wprowadzą wysokie czynsze (powiedzmy 15 zł za metr), będziemy zachęcać lokatorów do składania pozwów o uznanie niezasadności podwyżki czynszu. Tylu lokatorów złożyło takie sprawy, że kamienicznicy zaczęli wprowadzać podwyżki na poziomie, który nie może być zaskarżony (bo nie umożliwia tego ustawa), czyli na poziomie niższym niż 3% stawki odtworzeniowej. Może to być np. o jeden grosz mniej niż stawka odtworzeniowa, powiedzmy 14.43 zł za metr.

Lokatorom, którzy otrzymali czynsz w takiej wysokości odmawia się przyznania lokali, gdyż „nie są wrażliwi”.

Kilka miesięcy temu, zrobiliśmy skandal w jednej Gminie, ponieważ jedna starsza pani, która dostała odpowiedź odmowną, bo nie była „wrażliwa” miała czynsz wyższy niż jej emerytura. Po tym jak zmarł jej mąż i syn, pozostało jej dość duże mieszkanie. Zaczęliśmy mocno krytykować pojęcie „lokatora wrażliwego”. Bo kto jest „wrażliwy” jeśli nie ta pani? Jakim sukcesem była więc taka „pomoc”, z której większość ludzi i tak nie może skorzystać.

Proszę pomyślcie więc, drodzy czytelnicy. Ktoś ma czynsz na poziomie 15 zł za metr. Ma 30 metrów mieszkania, 1500 zł emerytury, jest zdrowy, ale czynsz przekracza tą magiczną liczbę, więc jest uznany za wrażliwego. Inna osoba ma czynsz 14 zł za metr, ale ma 50 metrów, nie ma centralnego ogrzewania, więc płaci za prąd, ma 1000 zł emerytury i płaci za leki… ale nie jest lokatorem wrażliwym.

Coś się ruszyło w mieście po skandalu z reprywatyzacyjną i nagle są zmiany w uchwale o najmie lokali. Niektóre są dobre. Ale oczywiście to by było zbyt wiele, oczekiwać, że ktoś z Miasta będzie z nami się spotykać i pytać o opinie organizacji lokatorskich (nie mówiąc o tym, że nowelizacja uchwały była w tajemnicy procedowana w komisjach). Nie będziemy jednak milczeć, dopóki problemy lokatorów nie zostaną kompleksowo rozwiązane, a ludzie nie zaczną być traktowani w sposób godny. Nowelizacja uchwały, na pierwszy rzut oka, wygląda dobrze, bo teraz lokatorem wrażliwym jest też osoba, który ma czynsz znajdujący się w rażącej dysproporcji do dochodu. Czyli, osoba z powyższego przykładu, z czynszem wyższym niż cała jej emerytura, nareszcie otrzyma pomoc.

Niestety, nowelizacja Uchwały jest także wadliwa. Na dzisiejszym spotkaniu z lokatorami spytano mnie, co to wszystko znaczy. Czy oni są wrażliwymi czy nie, jeśli nie stać ich na ten nowy czynsz?
No właśnie. Czy możemy odpowiedzieć na to pytanie? Czy ktoś starał się ustalić np. konkretny procent dochodu – np. 50%? 75%? Niestety prawdziwa odpowiedź jest taka: nie zdefiniowano pojęcia „rażąca dysproporcja”, więc pewnie każdy wniosek będzie rozpatrywany indywidualnie i znowu pozostawiono furtkę, by odmawiać najmu lokali. Nikt nie wie, co w przekonaniu urzędnika stanowi „rażącą dysproporcję”.

I proszę tu czytelników, żeby znowu nie powtarzali w ciemno propagandy elit, lecz pomyśleli o konkretnych przypadkach.

Lokator A z reprywatyzowanych zasobów ma czynsz 1000 zł, ale 2000 zł pensji. Lokator B w tej samej sytuacji czynszowej ma płacić 1000 zł, ale ma 1500 zł dochodu. Lokator C ma 1000 zł czynszu, ale 1300 zł pensji.

No i moi drodzy, kto tu jest wrażliwy? Większość z nas szybko odpowie, że lokator C. Ale czasem też sytuacja jest bardziej skomplikowana. Np. może lokator B jest bez centralnego ogrzewania, a lokator C ma centralne ogrzewanie. Rachunki za prąd są więc bardzo różne. Lub lokator B jest chory i ma komornika i spłaca zadłużenie. Jeśli myślicie, że Miasto bierze to pod uwagę, to pomyślcie jeszcze raz.

Dalej, powiedzmy, że wszyscy uznajemy, że lokator C jest jak najbardziej wrażliwym najemcą i musi otrzymać nowy lokal komunalny. Więc tak – lokator C, dostaje lokal gdzie zapłaci powiedzmy 8 zł za metr. Lokator B może zostaje w lokalu z czynszem 14 zł za metr. A lokator D, który zarabia 1100 zł miesięcznie, dostaje lokal socjalny i ma czynsz 4-krotnie niższy, pomimo faktu, że nie zarabia dużo mniej niż lokator C, uznawany za wrażliwego.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że ustalenie sprawiedliwych kryteriów (do czego wrócę nieco później), nie jest łatwe. Jednak z naszego przykrego doświadczenia wiemy, że bez konkretnego ustalenia kryterium wrażliwego lokatora, będzie niestety bardzo dużo odmów wobec osób, które faktycznie są w potrzebie. Bo dotychczas, widzimy wciąż i wciąż, że ta polityka nie działa i nie pomaga ludziom, tak jak powinna.

Dodatkowo należy zadać pytanie, dlaczego „lokatorem wrażliwym” nie jest osoba mieszkająca w tragicznych warunkach? Dzisiaj byliśmy u jednej starszej Pani, która dostała odmowę na wniosek i jej powiedziano, że ona nie jest wrażliwa, bo jej czynsz nie przekracza 14.44 zł za metr. A mieszka w oficynie, bez ogrzewania. Jak weszłam do jej „mieszkania” (bo to duże słowo), zaczęła mnie boleć głowa chyba w ciągu 5 sekund. Cały budynek jest zagrzybiony i to może powodować poważne choroby. Kobieta stara, schorowana. Jej powiedziano, że trzeba się cieszyć, są ludzie w gorszej sytuacji. Pewnie może dostać zaświadczenie lekarskie, bo chyba już straciła zdrowie, ale znamy wiele przypadków, gdzie Gmina ma to gdzieś. Nawet jeśli ktoś już jest umierający, potrafią zostawić ich w koszmarnych warunkach, bez ogrzewania, bez ciepłej wody, bez możliwości poruszania się.

Miasto rewitalizuje? Niestety ta kamienica, będąca – o dziwo – w obszarze, która ma być rewitalizowany, jakoś się nie łapie. Warunki mieszkaniowe powinny już być poprawione dawno temu. Podwyższono czynsze w 2009 r. i ogłoszono, że to będzie na remont. Ale remontowano kamienice takie, jak przy ul. Narbutta czy Radzymińskiej, tam gdzie były roszczenia i gdzie chciano zrobić prezent z publicznych pieniędzy jakiemuś dobrze ustosunkowanemu z władzami właścicielowi. Innych kamienic się nie remontuje „bo mogą być roszczenia”. A gdy kamienice zostaną zwrócone, to już nie problem Gminy.

Chciałabym dowiedzieć się, co pani Joanna by powiedziała gdyby ona musiała w tej oficynie zamieszkać nawet na rok, bez możliwości przenocowania u lepiej usytuowanych przyjaciół, bez pieniędzy na kompleksowy remont. Jaka by była jej ocena „pomocy” miasta?

Wracając do problemu, nie przyjęto żadnej polityki, która by pomogła większości osób dotkniętych reprywatyzacją. Do niedawna, panowało takie myślenie, że lokatorzy komunalni to „roszczeniowcy”, którzy nie chcą brać kredytów, jak normalni pracowici Polacy. Takie wypowiedzi spotkaliśmy nawet u wysoko postawionych urzędników lokalówki, którzy teraz udają, że chcą poprawić sytuację. Ale sytuacja tak naprawdę już jest tragiczna, inaczej niż twierdzi Joanna Erbel. Nie widać kolejki po mieszkania, bo większość osób nawet do niej nie trafiła.

Katalog przyczyn, dla których odmówiono prawa do nowego lokalu jest naprawdę imponujący. Wśród nich są i takie: ktoś składał wniosek nie w tej Gminie. Np., mieszka w gminie X u kogoś bo nie ma lokalu, składa wniosek według miejsca przybywania w gminie X, ale dostaje odmowę z informacją, że ma składać w gminie Y, bo tam miał ostatni meldunek. Potem gmina Y odpowiada, że nie jest bezdomny, bo ma gdzie mieszkać w gminie X. Nie, to nie jest wyjątek. Ludzie tracą dach na głową, nie mają żadnego tytułu najmu, śpią kątem w kuchni siostry. Gmina nalega, by napisali gdzie przybywają, więc piszą i dostają informację zwrotną, że mają gdzie mieszkać. W najgorszym przypadku, siostrze wypowiedziano umowę najmu, bo gmina dowiedziała się, że bez zgody właściciela pozwoliła komuś tam zamieszkać.

Nie, nie żartuję. Wiele takich przypadków udokumentowaliśmy i działaliśmy w obronie tych osób. Spotkaliśmy już kilkadziesiąt przypadków, gdy Gmina sugerowała, żeby osoby bez mieszkania lub ubiegające się o nowe mieszkanie zamieszkały u rodziny lub bez zgody właściciela pozwolili komuś tam mieszkać – zazwyczaj, konkubentom lub rodzinie.

Inne przyczyny dla odmowy? Zadłużenie. Lokator zadłużył się, więc dostał wypowiedzenie umowy. A potem nałożono karę – podwójny czynsz w wysokości stawki odtworzeniowej (zresztą nielegalnie naliczany i stanowiący połowę rzekomego zadłużenia lokatorów wobec Miasta). Zresztą nawet spłacenie zadłużenia nie powoduje przywrócenia umowy najmu, bo zgodnie z przepisami nie musi.

Albo lokator zainstalował toaletę bez zgody właściciela. Albo posiada działkę niezabudowaną 100km od Warszawy. Albo zbył inną nieruchomość z ciągu ostatnich lat. Dwa lata temu uchylono taki wymaganie, ale nadal ludzie muszą o tym pisać w formularzu i nadal lokatorzy dostają odmowy z takiego tytułu. Zdarzają się nawet takie historie jak historia starszej pani, która miała zadłużenie w lokalu komunalnym i dostała spadek – zadłużone mieszkanie siostry. Sprzedała mieszkanie i spłaciła zadłużenie siostry oraz część swojego zadłużenia. Ale nie przywrócono jej umowy najmu. Gdy starała się o nowy lokal, odmówiono jej, bo zbyła mieszkanie – choć ten przepis już wtedy nie obowiązywał.

Fantazja urzędników nie zna granic. Czasami nie wiadomo skąd biorą się te „przepisy”. Czasami spotykamy się z nowymi twierdzeniami, powołującymi się na nieznane przepisy. Np. w tym tygodniu lokatorka z reprywatyzowanej kamienicy, która dostała wskazanie lokalu w innej kamienicy z roszczeniami (a więc z deszczu pod rynnę), prosiła o przydział w nowym budynku. Ale Gmina twierdzi, że niestety nowe zasoby miasta nie są dla lokatorów reprywatyzowanych, bo reprywatyzowani lokatorzy, to już nie są lokatorzy komunalni, tylko lokatorzy z prywatnych zasobów. Ładnie, prawda?

Co prowadzi nas do następnego problemu. Nikt nie wie, czy wierzyć ludziom w urzędach czy nie, bo, niestety, czasami mówią kompletną nieprawdę. Przytoczenie wszystkich przykładów wymagałoby odrębnego artykułu. Joanna Erbel, powtarzając linię PRu urzędników miejskich, argumentuje, że Miasto wprowadziło darmowe porady prawne dla lokatorów. Świetnie. Od tego czasu 3-4 razy więcej osób przychodzi do nas. Czasami z powodu porad, które uzyskali od Miasta.

Ciekawe jak wiele publicznych środków idzie na opłacenie prawnika, który mówi starszej pani, że nie jest wrażliwa i że trzeba się zadłużyć i czekać nie wiadomo jak długo, by uzyskać realną pomoc? Potrzebne są inwestycje w nowe mieszkalnictwo, a nie w kadry prawników, którzy i tak nie mogą przeskoczyć durnych przepisów. Ale jest nawet gorzej.

Drodzy czytelnicy, może wiecie, co oznacza być solidarnie odpowiedzialnym za długi. W praktyce to oznacza, że czasami do nas przychodzą nastolatki, które otrzymały kilkadziesiąt tysięcy złotych długu od mamy i taty, którzy nie poradzili sobie z czynszem i jakoś tak zostało. Nasza rekordzistka, to młoda matka, mieszkająca i tak pół życia w domu dziecka, która dostała 100 tys. długu.

A tu jest zasadnicza różnica pomiędzy naszymi poradami, a poradami Miasta. Połowa zadłużenia lokatorów wywodzi się z kar nielegalnie nałożonych na lokatorów, oraz z odsetek. A dodatków mieszkaniowych odmówiono akurat tym lokatorom z długami. I uważam to za skandal, że młody człowiek jest uznawany za winnego. Skarbnik miasta nie chce umorzyć długu, ale co jeszcze… często duża część zadłużenia jest przedawniona. Ale czy lokator może uzyskać taką informację od prawników miasta? Oczywiście, że nie, bo jest tu konflikt interesów. Miasto nie będzie informować lokatora, żeby wnosił o umorzenie długów z tytułu przedawnienia.

Pewna młoda kobieta, cała zapłakana, przyszła kiedyś do nas i odpowiedziała o swoich doświadczeniach z prawnikami z miasta. Dano jej do rozumienia, że może jest coś co może zrobić, ale prawnicy Miasta nie mogą tego powiedzieć. Zasugerowano, że może powinna „poszukać prawnika”. Wydało jej się to dziwne, bo jej nie stać na prawnika i dlatego zwróciła się o pomoc prawną do Miasta.

To przykre, że prawnik Miasta z litości przekazał informację między wierszami, choć inni dłużnicy nie otrzymali nawet takiej zawoalowanej wskazówki. Mówiono im, że trzeba płacić i że potem otrzymają umowę najmu – choć nawet po spłaceniu kazano im opuścić lokal.

Mogłabym napisać całe tomy o wszystkich problemach i skandalicznych przypadkach, które znamy.

Podsumowując, nie możemy powiedzieć, że Miasto starało się rozwiązać problemy. Miasto, najwyraźniej starało się podtrzymać takie praktyki, których efektem było pozbycie się jak największej liczby lokatorów i przyjęcie takich rozwiązań, by jak najmniej pomóc ludziom.

Joanna Erbel, moim zdaniem, posługuje się wieloma argumentami rynkowych liberałów i całkiem niesłusznie broni stanowiska Miasta, które zaostrzyło kryzys mieszkaniowy i nie reagowało odpowiednio, aby temu zapobiec w znaczącym stopniu.

Co gorsza, ten artykuł powstał w odpowiedzi na bardziej zrozumiałą reakcję innego stowarzyszenia lokatorów. Stowarzyszenia lokatorów od lat mówią o problemach mieszkaniowych i przekrętach reprywatyzacyjnych. Teraz, o wiele lat za późno, problem stał się wreszcie głośny.

Oczywiście, nie sugeruję, że nie wolno krytykować konkretnych pomysłów. Ale nie broniąc urzędników skorumpowanego i obojętnego na los lokatorów Miasta.

Co do innego punktu, trochę zgadzam się, że czasami hasła nie są do końca przemyślane i mogą brzmieć populistycznie. Jeśli chodzi o powrót do czynszów z poziomu przed 2009 r., oczywiście to nie jest taka prosta kwestia. Niedawno napisaliśmy naszą opinię o założeniach programu Mieszkanie + i obiecaliśmy, że jak szczegóły trafią do konsultacji, prześlemy nasze postulaty. Według nas, nowe mieszkalnictwo społeczne z czynszami na poziomie 5% wartości odtworzeniowej jest zbyt drogie dla wielu, ale do przyjęcia dla innych. Istnieją luki – np. pomiędzy czynszami komunalnymi i 5%, a także pomiędzy czynszem socjalnym, a czynszami komunalnym. Chcemy proponować, aby były nie dwie stawki czynszu, ale więcej, z wyższym kryterium dochodowym. Aby ludzie pracujący, ale nie tak biedni, mieli okazje mieszkać w czynszówkach z dostępnym czynszem, ale także żeby istniały tańsze opcje dla ludzi niezamożnych. Rozwój tej pierwszej kategorii najemców pozwoliłby na większy dochód z mieszkalnictwa, umożliwiający budowę większej liczby zasobów. Nie mówimy, że czynsz ma całkowicie pokrywać koszty utrzymania, bo to zaprzecza podstawowej zasadzie pomocy mieszkaniowej państwa dla osób niezamożnych. Jesteśmy gotowi proponować konkretne pomysły, by poprawić tę sytuację.

To nie jest tak, jak ktoś może wnioskować po lekturze artykułu Erbel, że organizacje lokatorskie nie wnoszą konkretnych propozycji, tylko posługują się populistycznymi hasłami. Konkretne propozycje były i to wiele, ale zazwyczaj nie ma woli władz Miasta, aby cokolwiek zrobić z tymi propozycjami. Zamiast inwestować w najpilniejsze potrzeby mieszkańców Warszawy, pieniądze idą na drugorzędne projekty. Na Targówku, gdzie byliśmy dziś, publiczne pieniądze idą za imprezy sąsiedzkie, ale sąsiedzi nie mają ogrzewania i niedługo nawet mogą nie mieć dachu na głową.

To nie znaczy, że jesteśmy przeciwko imprezom sąsiedzkim. Wręcz przeciwnie. Ale nie może być tak, że Miasto daje priorytet zabawie i zostawia lokatorów na lodzie. Nie powinno być tak, że Miasto planuje wysiedlanie ludzi z domów, gdzie mieszkali 40-60 lat, aby ich mieszkania zostały przekształcone na pracownie dla artystów. Przeciwko takim praktykom będziemy głośno protestować. I mamy nadzieję, że pani Erbel szybko się zorientuje, że nie warto stać po tej samej stronie barykady co politycy Miasta, którzy chyba niedługo jeszcze utrzymają się u władzy. Nie akceptujemy faktu, że programy Miasta pomijają najbardziej potrzebujących i są przeznaczone przede wszystkim dla osób z tej klasy społecznej do której należy Joanna Erbel.

Laure Akai

Jak możesz pomóc?

Dodaj swój komentarz


Top